Kładę się spać. Nic mi się nie śni. Nieee... Od początku. Kładę się spać, pomimo że jest południe. Nie śni mi się zupełnie nic. Eeeeh! Od początku! Kładę się spać, pomimo że jest południe. Nie śni mi się zupełnie nic. Ale jestem zła! Ok, teraz jest w porządku. A więc, mój sen... TOTALNA PORAŻKA! Co ja w ogóle opowiadam?! Aa więc, moje SPANIE a nie sen, nie było długie. Dlaczego? Bo zaczął się sen. To nie ma sensu, ciekawe czy w ogóle ktoś by to zrozumiał. Ale tak właśnie jest. Nie mogę spać, kiedy tylko zaczyna mi się coś śnić. Taka już jestem, tego nie zmienię. Każdej nocy więc budzę się co pięć minut, by znów usnąć na te głupie pięć minut. Nie chce mi się spać. Zupełnie. Jestem przecież wilkiem, nie kotem. Wilki nie mogą spać w dzień. Wciąż jestem zła na samą siebie. Muszę się przewietrzyć. To mi dobrze zrobi. Wypełzłam z tej brudnej jaskini. (Nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby ją umyć z tego błota.) Spotkałam jakiegoś wilka. Spotkałam? Nie, nie spotkałam, tylko zauważyłam. Bo on był jakieś kilkanaście metrów ode mnie, a nie blisko. Westchnęłam. I jeszcze raz. I jeszcze. To taka zabawa; wzdychasz sobie bezsensownie, bo nikt cię nie słyszy. Lubię to. Lubię palantować. Ciekawe, gdzie jest Serafin. Zresztą, teraz jej nie potrzebuję. A dlaczego wzdycham? Nie bezsensownie, bzdura! Wzdycham, bo wilk mnie najprawdopodobniej zauważy, a ponieważ się nie znamy, pewnie podejdzie. A ja nie jestem w odpowiednim nastroju, aby rozmawiać z kimkolwiek. Ja wciąż jestem zła. A kiedy jestem zła, złoszczę się na inne wilki. Taki mam wtedy humor. Wtedy wystarczy pomyśleć sobie, że te wilczki są biedne, że jest ich szkoda i co ja sobie robię tak głupio, i wystarczy pomyśleć o biednym tacie. To pomaga. I tak właśnie zrobiłam. Ok, jestem już gotowa na wszystko. Ale basior mnie nie zauważył. Nie zauważył, czy UDAJE, że nie zauważył? Nie ważne, bo poszedł sobie. I na tym by się pewnie skończyło, gdyby ten basior mi się nie spodobał. Westchnęłam, tym razem z miłości. Trochę radośnie westchnęłam. Może się uda. Ale nie dzisiaj to zrobię. Jutro. Muszę odpocząć i trochę się przygotować. Spoko, tamten dzień minął; jest następny. Noc, jak zawsze, niezbyt dobrze mi minęła. Ostrożnie się podniosłam bo w miejscu, w którym spałam, leżał ostry kamień. Kiedy wczoraj wieczorem się kładłam spać, widziałam go, ale byłam tak zmęczona że po prostu położyłam się gdzie popadło. Rozejrzałam się. Serafin nie było tutaj, usnęła w innym miejscu w jaskini. Ciekawe, czy jeszcze śpi. Otóż dowiedziałam się o tym, kiedy wyszłam z jaskini. Serafin polowała na zająca. Usłyszała moje kroki i spojrzała na mnie.
- Wszystko zepsułaś.
- Nieprawda, wcale nie kazałam ci się odwrócić! - Broniłam się. Wadera spojrzała na mnie groźnie, a ja warknęłam i wróciłam w miejsce gdzie spałam. Poczekałam, aż Serafin sobie pójdzie, a kiedy poszła, ja wyszłam z jaskini i ruszyłam w poszukiwaniu tamtego basiora. Chodziłam długo, długo, bo tereny watahy są duże, i szukanie basiora w WNZ było jak szukanie igły w stogu siana. Na szczęście, po jakiejś godzinie go znalazłam. Nie był niczym zajęty, więc podeszłam do niego i się przedstawiłam.
- Hej, jestem Flash, od niedawna członek WNZ.
<Kayun? Wiem, że długie, ale miałam pełno pomysłów xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!