31 maj 2016

Od Amor cd Moon

- No raczej bym się w kamień obróciła. - stwierdziłam.
- No widzisz. - padła odpowiedź Moon.
Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam że każdy czasem ma trudne życie.
- Wiesz.. nieraz sama mam skomplikowane życie, jednakże wolę się pośmiać na dodanie sobie otuchy. - powiedziałam mimochodem.
Zapadła niezręczna cisza. Zielone liście szeleściły na dębie, a chwilę potem usiadł na nim feniks. Z niewiadomych przyczyn uwielbiałam te ptaki. Posiadały one wiele mocy... Szczerze rzecz ujmując znałam wszystkie rasy zwierząt w watasze. Był to mój atut.
- Dawno cię nie widziałam. Musiałaś przybyć zasadniczo niedawno... - zamyśliłam się.
< Moon?>

30 maj 2016

Od Moon - Cd. Amiszy

Usiadłam na swych szanownych czterech literach, węsząc długą naukę przemiany. Przynajmniej tyle mogłam ją nauczyć, bo do walki raczej się nie nadawała. Zrobić z zielarza wojownika? To było zadanie niewykonalne, nawet dla mnie. Najwyżej załatwię jej lekcje u Nifenye, niech się dziecko cieszy.
- Nie mogę.
- Jeszcze raz.
Ta prosta wymiana zdań trwała w najlepsze. Po sporym kawałku czasu, sądząc po pozycji słońca na niebie, postanowiłam walnąć się na trawę. Uczenie było męczące, zdecydowanie gorsze od wykonywania zleceń. Może naprawdę nie miała w sobie tego grama człowieka, którego większość dostała w darze od tego tam Boga, czy jak mu było. Ale gorąc. Urwałam kawałek źdźbła trawy, by zacząć obracać je w palcach i oglądać z każdej strony. Było takie interesujące- zielone, długie, lśniące. Normalnie majstersztyk w wykonaniu Matki Natury. Wtedy też, kiedy upuściłam mój obiekt zainteresowania, rozbłysło jasne światło.
- Brawo, młoda- mruknęłam, unosząc rękę oraz kciuk w górę.- Mówiłam, że dasz radę. A teraz tylko ogarnięcie, jak się zachowuje wśród ludzi. To znaczy w sklepach, wybierzemy się na zakupy, co ty na to?
Spojrzałam na drobniutką blondynkę, wpatrującą się we mnie wielkimi oczyma. No co? Jak miałam się nią opiekować, to chyba powinnam być miła, nie?

<Amisza?>

Od Miu - Cd. Jeff'a

Czarny motyl przeleciał przed moją twarzą, zostawiając za sobą ciemną, a jednak lśniącą smugę. Niczym zahipnotyzowana ruszyłam za nim, próbując go złapać. Lecz im bliżej byłam, tym dalej uciekał. W końcu go dotknęłam, ale ten rozpłynął się w powietrzu, zostawiając po sobie dziwne wspomnienie. Mimowolnie spostrzegłam, że byłam w lesie. Przez gęste liście nie docierał żaden promień światła słońca ani księżyca. Wokoło pni zbierała się gęsta mgła, która powoli zbliżała się do mnie, podobnie jak zarysy ciemnych kształtów, które się w niej znajdowały. Dziwny błysk rozjaśnił przestrzeń nade mną. Mgła zniknęła, ale czarne macki nabrały prędkości. Nie miałam gdzie uciec. Otoczyły mnie. Poczułam dotyk jednej na karku. Drugiej na kostce. Dwie kolejne zacisnęły mi się na brzuchu i..

Otworzyłam gwałtownie oczy, biorąc głęboki wdech. Przez nagłe wstanie zakręciło mi się w głowie i zaczęłam widzieć mroczki. Czułam, że spływa ze mnie zimny pot. Kolejny raz śnił mi się ten sam koszmar. Tylko tym razem z mgły pojawiły się macki, a nie noże, czy postacie bez wyraźnego zarysu z liną wokół szyi. Na siłę utrzymywałam otwarte oczy. Nie chciałam ich zamykać. Bałam się. Opatuliłam się kocem, który pewnie rzucił mi Jeff i zaczęłam wpayrywać się w okno. Cisza wokół mnie była tak uciążliwa, że mało brakowało, abym dostała 'pierdolca'. Zarzuciłam materiał na siebie, niczym pelerynę superbohatera i ruszyłam do okna. Uchyliłam je lekko, aby usłyszeć chociażby wiatr i poczuć chłodne powietrze, które miało otrzeźwić mój umysł.
- Przestań przeżywać wytwory wyobraźni, Miu. - powiedziałam do siebie, wymierzając sobie liścia o średniej sile. Choć to nie to mnie rozbudziło do końca. Coś jebło z takim impetem, że zatrzęsła się doniczka na oknie. Oczywiście ruszyłam bez namysłu w tamtą stronę.
- Jeff.. - burknęłam. - Kiedyś zejdę przez niego na zawał.
Z rozbawieniem patrzyłam na blondyna, który w połowie leżał na łóżku, a w połowie na podłodze. Jego zmierzwione blond włosy zakrywały prawie całą twarz, a nogi wykrzywione pod dziwnym kątem leżały na łóżku. Z trudem powstrzymałam się od roześmiania się na cały głos. Postanowiłam opuścić jego pokój, więc wróciłam do progu i cicho zamkęłam drzwi.

< Jeeeeeff? >

Od Moon - Cd. Amortencji

Czy... to miał być żart? Jakiś na rozluźnienie? Uraczyłam śmiejącą się waderę moim jakże cudownym spojrzeniem, mówiącym "O co, kurwa, chodzi?". Nadal nie pojmowałam jej toku myślenia. Nawet po tylu latach [choć raczej z tą osobistością nie miałam okazji się zadawać]. Jeszcze raz spróbowałam przetrawić tamto zdanie o hierarchii, finalnie bez skutku.
- Zjazdem bym tego nie nazwała- stwierdziłam mrukliwym tonem- Brakuje większości.
- Moon, Moon, dlaczego zawsze musisz być taka sztywna? Już nawet Cuttle czasem się zaśmieje! No dawaj!
Trzepnęła mnie lekko łapą po boku, pewnie w "przyjacielskim" geście.
- Ktoś musi być poważny- stwierdziłam.- A poza tym. Nie dotykaj mnie, nie lubię tego.
- No tak, no tak. Typowy zabójca, rozumiem. Kamienna twarz, zero uczuć i te sprawy, hm?
Prychnęłam cicho.
- Jaka miałabym być? Po tym wszystkim? Hm?

<Amor?>

Od Jeff'a - Cd. Miu

Spojrzałem na Miu dostrzegłem,że jej powieki mimowolnie opadają.Westchnąłem..zaraz również pójdę w kimę.
- Idź spać diable wcielony. - powiedziałem cicho,niby do siebie..a jednocześnie do czerwono włosej.Wbrew wszystkiemu,poczułem na sobie lekkie uderzenie.Wytrzeszczyłem oczy..co ona ma tam jakiś czujnik wbudowany czy jak? No,też bym taki chciał.Pomasowałem obolałą część..i spoglądając na Miu.Gdy śpi wygląda tak bezbronnie,w przeciwieństwie do tego co ukazuje nam na codzień.Ziewnąłem,co było oznaką wielkiego zmęczenia.Powinienem już się położyć.Wziąłem jakiś pierwszy lepszy koc i narzuciłem na śpiącą dziewczynę.Sam jednak podreptałem do swojej sypialni i ulozylem się wygodnie na łożu.Plany na jutro?..Trudno zliczyć.Skoki na bungee,paralotnie..Poczułem jak powieki nasuwają się na oczy..zaspalem.
<Miu?>

Od Miu - Cd. Hikari

Po tych słowach spojrzałam na samicę z jeszcze większym zdziwieniem. Ja miałabym zabijać niewinne szczenię? Po chwili wpadło mi do głowy to, że może straszę ją swoim wyglądem. W końcu czerń w połączeniu z czerwonymi oczyma nie tworzyła zbyt dobrego obrazu. Z cichym westchnieniem przyjęłam postać Sellene - pół kobiety-pół ducha - i przykucnęłam przy wystraszonej samicy.
- Posłuchaj. W nie każdej watasze jest tak, że od razu zabija się przybyszy. Ty akurat jesteś na terenach tej, która nie rzuca się z kłami i szponami na pierwszego lepszego osobnika. Od początku istnienia watahy nikt nikogo nie zamordował. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - A ja jako Samica Gamma muszę zapewnić ci bezpieczeństwo.
- Dla-dlaczego?
- Bo nie zrobiłaś nic złego i nikt nie ma prawa cię zabić. Gdybyś z premedytacją lub wrogimi zamiarami wtargnęła na nasze tereny, mogłaby ci się stać krzywda. Jednak widzę, że jesteś wystraszona i zaskoczona jednocześnie, więc to by było raczej niemożliwe. - odparłam, ponownie przybierając wilczą postać. Mam nadzieję, że właściwie dobrałam słowa. Nie chciałam, aby bała się jeszcze bardziej. Może Ori by coś zdziałał..

< Hikari? No ale Miu jest dobra :< >

Od Miu - Cd. Jeff'a

Spojrzałam na blondyna z wyrzutem w oczach.
- Jednak nie jesteś taki wygodny. - mruknęłam, tym razem opierając się o podłokietnik.
- Śmiesz twierdzić, że nie jestem idealny?! - krzyknął cicho, robiąc wielkie oczy.
- Skądże. Jesteś perfekcyjny pod każdym względem, glonomóżdżku. - odparłam, dźgając go palcem w bok.
- Weź idź spać, upierdliwa jesteś.
- Odezwał się.. - burknęłam niby do siebie, ale tak, aby blondasek to usłyszał. Ten tylko westchnął i udał, że ta uwaga nie dotarła do jego uszu. Uśmiechnęłam się pod nosem i, podparłszy głowę na ręce, pozwoliłam oczom na zamknięcie się.

< Jeff? Długość powala, ot co xD >

Od Elandiel - Cd. Anabel

Po wyjściu z pokoju Anabel, skierowałam się do kuchni. Usiadłam przy stole, znajdującym się obok okna i, podparłszy głowę rękoma, wyjrzałam na zewnątrz. Księżyc został przysłonięty obłokami, przez co do pomieszczenia wpadało wątłe, srebrne światło.
- Jak to się stało, że znalazła się ranna na terenach watahy, co? - mruknęłam sama do siebie. Nie wiem, po co to robiłam. Przecież nikt ani nic nie odpowie mi na to pytanie, a jasnowłosa dziewczynka nie była zbyt chętna na opowiadanie o sobie. I w sumie jej się nie dziwiłam. Z cichym westchnieniem wstałam z krzesła, po czym cicho je zasunęłam, aby przypadkiem nie zbudzić śpiącej. Ruszyłam do pokoju alchemicznego i zrobiłam mikstury na zapas; w razie, gdyby Ana poczuła się gorzej. Kolejną rzeczą, którą postanowiłam wykonać przed pójściem spać, było znalezienie jakiś ubrań dla dziewczynki. Nie musiałam ich jakoś specjalnie przerabiać, bowiem obydwie byłyśmy drobnej budowy. Zwęziłam jedynie talię oraz pas, i lekko skróciłam parę sukienek. Nie chciałam, aby sięgały jej do kostek. Po ukończeniu pracy weszłam cicho do jej pokoju i zostawiłam ubrania na biurku. Przy okazji wzięłam stamtąd Naimi, która postanowiła zacząć obgryzać drewniane elementy szafy. Wymknęłam się szybko z pomieszczenia, wcześniej nakrywając Anabel kołdrą, którą zrzuciła z siebie przez sen, i ruszyłam do swojej sypialni.

< Ana? >

Od Tomaki'ego - Cd. Bandery

Spojrzałem na nią. Co robić?-pomyślałem. Goni nas chimera, czyżbym się bał? No jasne, że tak. Dziś zginę,czy przeżyje. Spojrzałem na Banderę. Jak mamy wejść na ten sznur. Coraz głośniej było słyszeć ryk bestii. Westchnąłem ciężko, a Bandera nagle powiedziała.
- Co ty do jasnej cholery robisz!?-warknęła, trochę mnie to przybiło - Em... Przepraszam,ale jak chcesz uciec? - spytała
Spojrzałem na nią jednym kontem oka. Była trochę zdenerwowana, ja też,ale cóż poradzę. Obróciłem się w drugą stronę. Popatrzyłem w prawo i lewo.
- Chodź - powiedziałem, idąc w lewo.
Bestia nadchodziła z prawej strony,więc próbowałem się bardziej oddalić.
- Czyżby bym to twój genialny pomysł na ucieczkę?-spytała
Stanąłem obracając się w jej stronę, mówiąc
- Chociaż się staram nas uratować... - mruknąłem
Już nic nie mówiła,tylko szła dalej. Znów skręciłem,tak aby troszkę skomplikować drogę. Szliśmy około 2 godziny. Z daleka zauważyłem ognisko (Nie rozpalone). Wziąłem trochę drewna i próbowałem rozpalić ogień. Udało się. Bandera usiadła obok mnie. Uśmiechnął się do niej lekko,wtedy dostał rumieńców.
(Bandera? Chcesz walnąć mnie w łeb? Śmiało)


Od Jeff'a - Cd. Miu

Nie zwróciłem uwagi na zachowanie dziewczyny. - mówiąc szczerze była lekka i prawie nie czułem jej na sobie (bez skojarzeń plzz x'D )
- A śpij na mnie,skoro ja taki wygodny. - mruknąłem wzruszając ramionami. - Z resztą jesteś tu tak często, że możesz sobie pozwolić na więcej niż reszta odwiedzających..ale w moich rzeczach zakazuje grzebać! - powiedziałem,kładąc nogę na nogę.Oglądałem jakiś amerykański serial, czy coś..który był słaby.
- No ja.. - tu przerwała mi Miu zakryciem ust.
- Nie klnij.
Przewróciłem oczami.
- Dlaczego nic ekscytujacego nie idzie o 2.00 w nocy? - dodałem wciskając guzik służący do przełączania.Raz szły słabe horrory,później nie śmieszne komedie.
- Dlaczego? Bo normalni ludzie już o tej godzinie śpią.Wzruszyłem ramionami,powodując przy tym że głowa Miu natychmiastowo opadła z mojego ramienia.
- Wybacz.
<Mjuu?>

Od Daniela Cd. Moon

- Nie pamiętam aby jakikolwiek melanż był. - uśmiechnąłem się szeroko.- Najprawdopodobniej filmik się urwał..ale już wszystko dobrze,tak? - zapytałem..leczu usłyszałem w swoim głosie pewną troskę,wtedy też zmieniłem na chwilę ton głosu.
Usiadłem na kanapie,tym czasem wskazując Moon miejsce obok mnie.Dziewczyna delikatnie się chwiejąc opadła na kanapę.
- A..nasza kolacja? - zapytała dosyć zdziwiona.
Prychnąłem cicho,ze śmiechem.
- Obejdzie się bez niej,pewnie już została wielokrotnie przejechana,podeptana i Bóg wie co jeszcze.Musimy raczyć się tym co mam obecnie w lodówce..tyle,że dobrym kucharzem nie jestem.Ledwo jajecznice zrobię. - zaśmiałem się.
Moon uniosła kąciki ust..Ziewnąłem..wykonując ruch ramionami.
- Jakby coś.. - Czuj się jak u siebie,ale bez przesady. Wolałbym abyś mi w szafkach nie grzebała. - parsknąłem śmiechem. - Ogólnie jakby coś proś. - wzruszyłem ramionami,wciskając czerwony guzik,służący do włączenia telewizora..ale gdy zobaczyłem na monitorze dwójkę ludzi obściskujących się i szepczących miłe słówka,od razu wyłączyłem..Nie zamierzałem oglądać czegoś takiego. - gówna,prościej mówiąc.
- Wybacz.. - powiedziałem podając jej pilot.
<Moon? ;3 ?>

Od Rose - Cd. Anabel

- Z moich mocy tylko moce leczenia ran, chodzenia po chmurach i przekraczania Bramy Niebios posiadają wszystkie Anioły. Reszta moich mocy jest związana po prostu ze mną, a nie z moją rasą - powiedziałam zakańczając swój monolog.
- Aha... A wie pani może... Jakiej ja jestem rasy? - zapytała Ana.
Zastanowiłam się przez chwilę, uważnie przyglądając się małej. Przymknęłam delikatnie oczy.
- Tak. Dość nietypowa mieszanka. Jesteś po części Wilkiem Krwi, Wilkiem Potworów, Wilkiem Ghostim, a nawet w niewielkim procencie Aniołem - wyjaśniłam.
- Naprawdę?! - wykrzyknęła ze zdziwieniem Anabel, otwierając szerzej oczy. - Czy może mi pani opowiedzieć o tych rasach coś więcej? - poprosiła po krótkim namyśle.
- Oczywiście! - uśmiechnęłam się, potwierdzając swoje słowa dodatkowym skinieniem głowy.
Wytłumaczyłam Anie wszystko, co wiedziałam o danych rasach. Mała słuchała z zaciekawieniem i w ogromnym skupieniu, starając się wychwycić każde wypowiadane przeze mnie słowo.
< Anabel? >

Od Hikari - Cd. Miu

Wataha Niebieskiej Zorzy? Czyli jednak jestem na czyimś terenie! Poza tym, ona jest przecież waderą Gamma! Cofnęłam się jeszce o krok, bojąc się zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby mi na ucieczkę.
- Ja... - wyjąkałam. - Prze... Przepraszam! - wykrzyknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. 
Wadera spojrzała na mnie zaskoczona.
- Nie wiedziałam... Nie chciałam wtargnąć na wasze tereny... Proszę, nie zabijaj mnie! - powiedziałam błagalnym tonem. 
Po moich policzkach spłynęło kilka srebrnych łez. Patrzyłam na waderę z nieukrywanym przerażeniem. 
< Miu? Mała się boi, nooo >

Nieobecność: Venus

Venus zgłasza swoją nieobecność od dnia 30.05 do 03.06. Powód - tymczasowy brak internetu.

29 maj 2016

Od Moon do Hiakru

Mocniejszy podmuch wiatru targnął zarówno moimi włosami, jak i nieco osłabioną mną. Kalan w ostatniej chwili złapał mnie za ramię, ciągnąc ku górze, bym nie skończyła w pobliskiej kałuży. I nie, nie byłam uchlana w trzy dupy, co to to nie. Drow stwierdził, że musiało ukąsić mnie jakieś magiczne dziadostwo, a jad zaczął powoli zatruwać cały organizm. I to TEN facet wyciągnął mnie w burzę, bym spotkała się z szamanem, bo oczywiście medyk nic nie mógł zdziałać. Westchnęłam cicho, jednocześnie wypowiadając proste słowo ''przepraszam'', którego jednak prawie nigdy nie używałam. Zrozumiałam to, co chciał mi bezsłownie przekazać. Miałam się w końcu ogarnąć, bo przecież nie byłam niezniszczalna. A jeśli to coś, co było we mnie niszczyło moje ciało od środka- wtedy oznaczałoby to, iż aktualne wcielenie jest tym ostatnim. Finale. Prychnęłam pod nosem. Jak na razie miałam większą szansę zejść na jakieś choróbsko, niż inne cholerstwo. Przeszłam przez ''wrota'' Jaskini Mroku. Wysoki elf poszedł przodem, zostawiając mnie wśród chłodu otoczenia. Samą. Samiusieńką. Oparłam się ręką o skalną ścianę, drugą wykonując nieznaczny gest, dzięki któremu większość wody zniknęła ze mnie, rozbijając się o podłoże.
- Dziabnęło mnie jakieś małe, zaklęte dziadostwo. Albo może to broń była zatruta- oznajmiłam, widząc nieco rozmytą sylwetkę szamana.- Poradzisz coś, czy jednak mam się w spokoju, bólu i mękach przekręcić na drugą stronę?

<Hiakru? Ona. Jest. Miła. :')>

Nifenye: Zakup przedmiotu

Nifenye kupuje Talizman Towarzyszy.

  • Cena przedmiotu: 15 KR
  • Konto przed: 300 KR
  • Konto po: 285 KR
Moonencjusz

Od Disapre cd Nenyto

Sama nie wiedziałam, czy mam odpowiadać na to wszystko, czy mam mu to wszystko wybaczyć, tak po prostu zapomnieć. Czując jak mnie przytula, pierwszy raz, tak sam od siebie, zaczęłam myśleć jeszcze bardziej gorączkowo. Mruknęłam cicho, kładąc pyszczek na jego kolanie, przyglądając się wtedy jego oczom. Nie widziałam w nich rzadnego podstępu, tylko żal i stuprocentową szczerość. Zamknęłam oczy, znów skupiając się na rozmyślaniu. Te wszystkie słowa, to co mówił stojąc na dole i będąc tutaj obok, czy to wszystko było prawdą? Czy chce mnie odepchnąc jeszcze raz? A może jednak mu zaufać? Traktować tak jak przed tą cała akcją? Chyba to będzie najlepsze z możliwych rozwiązań. Zamieniłam się w człowieka, po czym przysunęłam do chłopaka. Nie miałam siły nic mówić, odważyłam się jednak objąc go ramionami i przytulić tak jak nigdy wcześniej. Złapałam Nena za bluzkę, wtulając głowę w jego klatkę, by powstrzymać jęk, który wyrywał się z mego wnętrza. Lecz gdy już miałam się odezwać, przerwało mi łamanie gałęzi. Biała postać wyłoniła się zza drzew, przyglądając nam się uważnie. Nenyto odwrócił wzrok, wpatrując się we mnie. Ja natomiast zamknęłam oczy, nie zwracając uwagi na to co się mogło zaraz stać. Zaczęłam się jednak mimowolnie trząść.
- Ojej jak słodko - zaśmiała się Adeya - przyjaciele w objęciach ojoj...
- Jak widzę masz z tym jakiś problem - to był głos znanej mi postaci, czyli jednak Xard nie zostawił mnie ani na dwie minuty? - ale wiesz co? Dawno już nie jadłem wilczego mięsa, a właśnie jakoś zgłodniałem - powiedział szybko, rzucając się za nią w pogoń.
Wiedziałam, że nic jej nie zrobi, a tylko niedopuści, by kręciła się w okolicach. Trzęsłam się jednak dalej, jakby wszystkie emocje jeszcze ze mnie nie zeszły. Wszystko to działo się tak szybko, że w jednej chwili zrozumiałam, że na prawdę mi na nim zależy. Uspokoiłam oddech, by móc powiedzieć parę słów, które tak bardzo leżały mi na sercu. Było to jednak zbyt trudne, gdyż za każdym razem gdy otwierałam usta, wydobywał się z nich cichy jęk. Poczułam wtedy, że Ne, głaszcze mnie po włosach, co stopniowo zaczęło mnie uspokajać. Otworzyłam oczy i spojrzałam na to co się działo w oddali. Słońce chyliło się ku zachodowi, przez co na nasze twarze padały ostatnie, jego promienie. Byliśmy tak daleko od naszej watahy, przez te dwa dni, że poczułam, jakbym znowu mieszkała w tym miejscu. Przekonałam się, że czasami trzeba powalczyć, by móc coś a raczej kogoś odzyskać, że te wszystkie rany były watre, nawet tej krótkiej chwili. Pociągnęłam desperacko koszulkę Nena, biorąc przy tym kolejny oddech, po którym w końcu udało mi się odezwać:
- Nie rób tak już... - jęknęłam - nie odtrącaj mnie...
__________________
Ne? ^^

28 maj 2016

Od Anabel - Cd. Elandiel

Sama dziwiłam się temu, że wadera była dla mnie tak miła i bezinteresowna. 
-Mam na imię Anabel.- odparłam. Miałam do niej pełne zaufanie i serce przepełnione wdzięcznością. Kto wie, co by się stało, gdybym trafiła na kogoś innego. Co gdyby to był ktoś o niezbyt pokojowym nastawianiu? Nim wilczyca wyszła zapytałam jeszcze:
-A ty?
-Elandiel. Dobrej nocy- zniknęła za framugą drzwi.
-Dobranoc...-odpowiedziałam, chociaż byłam pewna, że tego nie usłyszała. Wtuliłam głowę w miękką poduszkę i przykryłam się pościelą. Zastanawiałam się, co mnie czeka w przyszłości. Nie tylko jutro, ale za tydzień, miesiąc, rok. O losie, który nadejdzie. Co się zmieni? Zasnęłam ze zdrową ręką podkuloną obok twarzy. Sama nie wiedziałam, ile czasu spałam, gdy nagle obudził mnie jakiś hałas spod łóżka. Przez chwilę się wystraszyłam i wytrzeszczyłam oczy, ale wtedy przypomniałam sobie słowa wadery o nieokiełznanym króliku. Powoli zaczęłam go szukać ręką. W końcu moje palce natrafiły na coś miękkiego. Złapałam to ostrożnie i przeniosłam obok siebie. Biała, puchata kulka patrzyła na mnie czarnymi, koralikowymi oczkami i poruszała słodko noskiem. Pogłaskałam zwierzę i przyglądałam mu się przez chwilę. Ponownie zapadłam w (tym razem) kamienny sen.
(Elaa?)

Od Miu - Cd. Jeff'a

Wzruszyłam ramionami, błądząc oczyma po mieszkaniu Jeff'a. Miał tu ładnie urządzone. Kątem oka zerknęłam za okno. Było ono od strony gór, czyli zapowiadał się niezbyt oświetlony krajobraz, ale doskonały widok na gwiazdy i roje perseidów.
- Miu-u..
- Da? - mruknęłam, odwracając się do blondyna. - Nie słuchałam, wybacz.
- Idzie się przyzwyczaić.. - burknął, kładąc swoje nogi na stolik.
- Weź, czym ci zawinił? - zapytałam z poczuciem winy, spychając je stopą. Ten w odpowiedzi pokazał mi język i włączył coś w telewizji. Ja jednak, pod wpływem impulsu, wstałam z kanapy i ruszyłam do parapetu.
- Co cię tak do okna ciągnie? Chcesz popełnić samobójstwo?
- Nie chcę się zabijać. Ale sama nie wiem, co widzę w obserwacji nieba. - odparłam przyciszonym tonem, ponownie wzruszając ramionami. Stłumiłam ziewnięcie, zakrywając usta dłonią. Ciepło w mieszkaniu Jeff'a działało na mnie usypiająco. Zwłaszcza, że teraz jedynym źródłem światła był telewizor. Leniwie obróciłam się w kierunku kanapy, którą zajął chłopak i usadowiłam się obok pomiędzy nim a podłokietnikiem, po czym oparłam głowę o jego ramię.
- Nie oceniaj. - powiedziałam, zanim ten zdążył się odezwać. - Nie chcę się panoszyć po twoim mieszkaniu, a ty jesteś całkiem wygod.. - tu przerwałam, aby kolejny raz ziewnąć. - Wygodny.

< Jeff? I co zrobisz z tym śpiącym fantem? xD >

Od Jeff'a - Cd. Miu

- Ano bardzo dobrze zjawo nocna,będziesz mogła sobie niego oglądać,jak Ci się znudzi wyżywanie się na mnie.- parsknąłem. ' A teraz już chodź szybko bo się normalnie nie doczekam mojego ciepłego,skromnego mieszkania,w którym znowu zagościsz.
Szliśmy teraz w miarę normalnie,starając się trzymać chodnika,co było dla nas sporym wyzwaniem.W końcu doszliśmy pod wysoki blok.Weszliśmy po schodach,następnie do mieszkania.Wskoczyłem na kanapę,unikając spojrzenia czerwonowłosej.Dawno nie byłem tutaj. - w tym miejscu.Na przytulnej kanapie,w domku Jeff'a. Miu ściągnęła kurtkę, czy coś podobnego i usiadła przy mnie,przy okazji spychając moje nogi z części mego 'łóżka'.
- Chcesz coś? Kawa? Herbata? Ciastko,nie ciastko?
<Miuue x'D >

Od Nenyto cd Disapre

-Dis! - Krzyknąłem do niej, gdy tylko zaczęła biec. Chciałem już za nią ruszyć, jednak zrezygnowałem. Wziąłem głęboki oddech i spuściłem wzrok w dół.
-Nie warto. - Stwierdziła Adey. Kiwnęła głową zapraszając na dalszą część spaceru. Zwróciłem się ku niej i zrobiłem kilka kroków w przód. Pomimo pociągającej wadery, odwróciłem się i jeszcze raz zerknąłem za Disapre. Dlaczego się tak zachowała? Zrobiłem coś złego? Przecież przed chwilą dopiero co ją ocaliłem... A może miałem przewidzenia? I ja ten atak sprowokowałem? Wszystko pomieszało mi się w głowie.
Wraz z moją dawną miłością zeszliśmy stromą górką w dół. Była tam rzeczka, a przy niej zwierzyna. Gdzieś dalej ujawniała się tęcza powstająca od wodospadu. Piękności zaproponowała aby tam się zatrzymać. Nie mogąc odmówić, przytaknąłem.
-Tak właściwie czemu nagle mnie odnalazłaś i postanowiłaś mi wybaczyć? - Rzuciłem od razu po dojściu na miejsce.
-Kochany... Wiem, że niszczyłam nasz związek przez dogadywanie. Śmierć małych kuleczek dobiła mnie bardziej. Taka trauma. Gdy mnie zostawiłeś załamałam się kompletnie. Miałam o Tobie strasznie złe zdanie. Wtedy... widziałam Cię jak wchodziłeś do tamtego budynku. A potem? Śmierć. Wilk nieszczęścia, widać... dlaczego tylko one?
-Nie owijaj w bawełnę, mów...
-Minął rok, przeżyłam to i tamto. Przemyślałam... Chcę to odnowić. Być z Tobą. Kochać Cię! Jednak wiem, że Ty tego nie chcesz... - Spojrzałem w jej oczy, był w niej blask nadziei a zarazem pewna nienawiść.
-Nie raz Ci mówiłem, ale nie słuchałaś. A Disapre? Przesadziłaś. - Odbiegłem od tematu. Pogubiłem się w jej słowach, a zarazem w swoich. Chyba nadal ją kochałem, ale nie mogłem żyć z kimś, kto będzie mi wytykał moją rasę... Śmierć Lily i Toast'a była dla mnie znacząca. Nadal miałem przed oczami ich słodkie mordki, gdy umierały. Ginęły w płonącym domku wśród drzew. Nieopisane nieszczęście przyszło same. Jakby byli zaklęci. Jednak to ona wtedy lufrowała z Vasster'em. Ah...
Nagle nad moją głową zaświeciła żarówka. Po właśnie tamtym zdarzeniu w swoim odbiciu w jeziorze ujrzałem kogoś, kto jest wart kogoś więcej. Nie Adey, nie Vasster'a. Fałszywa siatka znajomych, którą zaniedbałem. Winny był mój brat. To on mnie zdradził.
W moich myślach pojawiła się patologia. Łączyłem wątki, myśli. Pomieszało mi się wszystko. Nie mogłem, to wszystko wydało się tak banalnie proste, głupie.
-Kochałaś go? - Mruknąłem spuszczając wzrok.
-Kogo?
-Vasster'a. Mojego brata. To z nim spędzałaś tamten dzień. Wtedy był pożar. Wtedy Ekko był ze mną i był bezpieczny. Pomimo, że mieli krew mojej rasy. Wielkiego nieszczęścia...to nie był przypadek, źe źgineli. - Uświadamiając sobie tą sprawę, wyprostowałem się i głęboko westchnąłem.
-Nie powiem, ale nadal ma smykałkę do rzeczy w łóżku. - Uśmiechnęła się zalotnie i podesźła.
-Na prawdę? Powinnaś się leczyć. Wraz z tym idiotą. Jesteś prostacką dziwką nie umiejącą się pogodzić z odejściem bliskich przez Ciebie. Próbujesz mi to wmówić, a tak naprawdę to ty okazałaś się być tym problemem w moim życiu. Nie ja Twoim. - Wytknąłem do niej łapę i uderzyłem w klatkę piersiową. Naburmuszony odwróciłem się i odbiegłem w stronę, gdzie zniknęła Disapre.  Adey? Zaśmiała się i o ile się nie mylę ruszyła powolnym krokiem za mną.
 Dzięki dobremu węchowi odnalazłem ją i cichym krokiem podszedłem pod drzewo.
-Disapre... przepraszam. Nie miało tak wyjść. - Spoglądałem w górę, na gałąź gdzie siedziała zrozpaczona wilczyca.
-Idź sobie do niej, przecież tylko ona jest ważna. A nie przyjaciele. - Jej głos zadrżał.
-Na prawdę, nie... miałaś rację. Wiem.. wiem, że jestem kretynem. Że w moim życiu jest tylko ból, nieszczęście, śmierć i co najgorsze utrata bliskich. A jesteś mi właśnie taką osobą. - Te słowa dla niej pewnie nic nie znaczyły. Cicho siedziała tam w gorze... Nie mogąc wytrzymać wspiąłem się w górę i usiadłem obok niej. Zmieniłem się w człowieka.
-Kłamiesz.
-Nie myśl tak. Straciłem od chuja rodziny, znajomych. Nie chcę Ciebie stracić. Nawet jeśli nie uwierzysz będę tutaj. - Sapnąłem i palcem wskazałem jej serce. - Jeśli tylko będziesz chciała... opowiem Ci wszystko. Do sedna... a to oznacza wielkie zaufanie. - Westchnąłem i przytuliłem się do wilczycy.
__________________
Disapre?:c

Od Elandiel - Cd. Anabel

Zauważyłam zmęczenie na twarzy jasnowłosej. Wstałam z fotela położonego pod parapetem i uchyliłam okno, aby do pomieszczenia wpadło trochę świeżego powietrza. Po chwili podeszłam do łóżka i przycupnęłam przy dziewczynce.
- Czuj się jak u siebie. Możesz skorzystać z prysznica, aby obmyć krew. I, jeśli chcesz oczywiście, mogę ci przynieść jakieś ubrania. Wydaje mi się, że dałabym radę zwęzić swoje sukienki. - powiedziałam, mrugając do niej porozumiewawczo. Ta lekko się uśmiechnęła. - A, i jeszcze jedno. Jeśli byś się gorzej poczuła, nie wahaj się przyjść do mnie i w razie czego obudzić. Ponadto nie przejmuj się ewentualnym szuraniem po podłodze. Naimi to nieokiełznany królik, któremu wpadają do łebka bardzo dziwne pomysły.
Skwitowałam monolog delikatnym uśmiechem i wstaniem, po czym dotarłam do drzwi.
- Hm. Tak przed spaniem - zdradzisz mi swoje imię? - zapytałam, stojąc w progu.

< Ana? :D >

Od Miu - Cd. Jeff'a

Czego sobie zażyczyłam? Sama nie wiem. Była to plątanina myśli, z których nie można by wydedukować nic mądrego. Choć.. Chyba najbardziej chciałam tego, aby nic nie zmieniało się pomiędzy mną, a tą jasnowłosą szumowiną. Nie wyobrażałabym sobie życia bez Jeff'a i jego błyskotliwych wypowiedzi. I wkurwiania się wzajemnie. Poza tym, przeżyliśmy tyle dziwnych rzeczy, że nawet śmierć nie byłaby w stanie go uwolnić od mojej persony.
- No mów, noo..!
- Zdradzę ci tylko tyle, że gdy umrę, to będę cię nawiedzać w nocy. - odezwałam się po chwili, pokazując mu język i z trudem ukrywając uśmiech.
- Dlaczego akurat w nocy, niewyżyte dziewczę? - zapytał, szczerząc do mnie ząbki.
- Oj, dobrze wiesz czemu. - odparłam, poruszając brwiami. - Bo w nocy fajnie wyglądają telepiące się rzeczy, ot co. Nie wiem, coś sobie uroił. - dodałam. Blondyn jedynie cicho się zaśmiał.
- Jeszcze jakieś irracjonalne wypowiedzi?
- Ano. Dobrze widać niebo z twojego mieszkaniaaa? - powiedziałam, przeciągając ostatnią samogłoskę w zdaniu.

< Jeeeff? >

Od Jeff'a - Cd. Miu

Spojrzałem w górę,w idealnym momencie.Na niebie pojawiła się znikąd spadająca gwiazda,szybująca wysoko nad nami.Pomyśleć życzenie? Jestem realistą..Nie mam pojęcia,czego ewentualnie mógłbym sobie zażyczyć.
 - Miu dam Ci wypowiedzieć życzenie za mnie, nie wiem co mógłbym sobie ewentualnie zażyczyć,więc..ty wykorzystaj szansę.
- Jeff..nie bajeruj.
- Cicho..bo nie zdążysz. - powiedziałem dłońmi nakierowując jej głowę na gwiazdę,która zbliżała się do wysokich budynków,wystarczył zaledwie ułamek sekundy, aby znikła.Uśmiechnąłem się delikatnie,wpatrując się w zamyśloną dziewczynę,której oczy lśniły w blasku księżyca. - Szybko no. - ponagliłem ją.Miejmy nadzieję, że ta zdążyła,a nie myślała i Bóg wie,co ona ma tam w tej jej pustej łepetynie. - o ile coś ma..poklepałem ją po ramieniu. - Coś sobie zażyczyła?
- Się nie spełni zjebie. - mruknęła.
- E no gadaj. - zrobiłem minę słodkiego pięciolatka.
<Mjuuu? default smiley xd>

Od Nifenye - Cd. Moon

Zeskakując z towarzysza, zaczęłam baczniej przyglądać się mężczyźnie, ukrywającemu się w cieniu. Jego rysy twarzy wydawały mi się dziwnie znajome, ale tak jakby całokształt nie przypominał mi pewnej osoby. Przekręciłam delikatnie głowę, chcąc wyczuć czy białowłosa postać jest mi znana. Wtedy właśnie poczułam, że znam tą osobę, od tylu lat. Zaczęłam się mimowolnie trząść, jakby wszystkie stare wspomnienia wróciły, a moje serce zalało to tak stare, dobrze znane mi uczucie. Przeniosłam wzrok na Moon, która przyglądała mi się pytająco. Zbliżyłam się dwa kroki do rosłego mężczyzny, chcąc spostrzec jego reakcje. Ten jednak patrzył na mnie, czymś w rodzaju rozpaczy ze szczęściem. Stojący niedaleko mnie Elf, opuścił głowę. Wtedy to właśnie, byłam stuprocentowo przekonana, że go znam, że jednak wrócił.
- Hae… - jęknęłam, powstrzymując się od łez.
Przyśpieszyłam kroku, by już po chwili w biegu dotrzeć do ukochanego i rzucić się mu w ramiona. Nawet się nie zachwiał, lecz delikatnie mnie objął, przez co poczułam spływającą po policzku łzę. To wszystko stało się tak nagle. To bijące od niego ciepło, którego brakowało mi od tylu lat, było czymś niesamowitym. Ten natomiast się nie odzywał, jakby czekał na to co powiem. Mnie jednak odebrało w tej chwili głos i przez to westchnęłam cicho, układając głowę na klatce tego wielkoluda. Pociągnęłam go desperacko za bluzkę, myśląc by tak nagle mi nie umknął. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przez falę łez jaka spływała po mojej twarzy. Podniosłam głowę by spojrzeć na jego wyraz twarzy, lecz od razu powróciłam do wtulania się jak w wielkiego misia.

<Raug?>

Od Miu - Cd. Jeff'a

- Z kim się zadajesz - takim się stajesz. Psychopato. - dodałam, pokazując mu język.
- Jeszcze mnie głupotą zarazisz! - jęknął, chwytając się za głowę.
- Za późno. - odparłam, popychając go barkiem. Jeff odpowiedział mi tym samym. I po paru chwilach szliśmy całą ulicą, raz po jednej stronie, raz po drugiej, a raz na środku.
- Jass, Miu, popatrz co my robimy. Weźmy się choć raz ogarnijmy i idźmy jak normalni mieszkańcy, co?
- Powiedział Jeff idący o pierwszej w nocy po środku ulicy. - odgryzłam się z wrednym uśmieszkiem.
- Nie pyskuj, dziecko drogie. - mruknął, popychając mnie na chodnik. Tym razem dłońmi. Postanowiłam jednak posłuchać się jasnowłosego i zacząć zachowywać się jak człowiek. W związku z tym włożyłam ręce do kieszeni bluzy i, idąc w jednostajnym tempie z Jeff'em, uniosłam głowę w górę, wpatrując się w gwiazdy. Konstelacje północnego nieba lśniły, raz po raz zakrywane pojedynczymi obłokami. Jednak Księżyc dominował na nieboskłonie, rzucając srebrne światło na budynki. W idealnym momencie lekko dźgnęłam Jeff'a w przedramię, wskazując w górę.
- Dziś jest noc perseidów. Może uda ci się.. - zaczęłam, aczkolwiek zamilkłam widząc spadającą gwiazdę. - Pomyśl życzenie. - dodałam, uśmiechając się lekko do chłopaka.

< Jeeeff? >

Od Disapre cd Nenyto

Położyłam łapę, na bolącej części pyska, a gdy odsunęłam ją od niego, ujrzałam dość dużą ilość krwi. Nie sądziłam, że wejście do własnego domu, będzie wiązało się z trzema wielkimi ranami na pysku. Splunęłam krwią i widząc, zbliżającego się do mnie Nena, odsunęłam się dwa metry. Wtedy wybuchłam, powrócił strach, te wszystkie emocje sprzed laty.
- Ty też?! – krzyknęłam, odsuwając się jeszcze bardziej.
Ten popatrzył na mnie pytająco, lecz gdy podszedł dość blisko, na jego pysku widniało zdziwienie. Miałam mu w tej chwili chęć oddać, za tą całą jego panienkę. Gdyż pozwalała sobie na zbyt dużo. Ale poczułam wtedy, że nie dam rady. To, że tutaj byli jakoś dziwnie na mnie zadziałało. Jakby powiedział jej wszystko, mimo, że prosiłam by tego nie zdradzał.
- Nic ci nie jest? – zapytał cicho, siadając naprzeciwko mnie.
- Nie, a od kiedy cię to obchodzi? – odpowiedziałam ściszając głos.
Nen spojrzał na mnie jakoś dziwnie, przez co odsunęłam się jeszcze bardziej. Biała wadera wpierdolu, nie zamierzała jednak zostawić mnie z nim nawet na chwilę. Gładziła go własnym ogonem, przez co basior z każdą chwilą uśmiechał się jeszcze bardziej. Wtedy już nie wytrzymałam.
- Jesteś ślepy!
Oboje spojrzeli na mnie pytająco, jakby chcieli po chwili wyśmiać. Otarłam ranę na pyszczku i spojrzałam na basiora, nie zwracając uwagi na śmiejącą się do rozpuku waderę.
- Bawi się tobą a ty nic… Tłumacze ci wszystko a ty masz to w dupie! Proszę ciebie bardzo, żyjcie w kłamstwie, oboje! Bo od kiedy ona się pokazała, wszystko to co mówi,ę jest dla ciebie po prostu niczym!
- Zazdrosna? – zaśmiała się Adeya.
Warknęłam głośno, jeżąc sierść na grzbiecie.
- Zamknij się, lepiej – ostrzegłam ją.
- Bo co ty mi zrobisz?! Mam ci pociąć drugą połowę pyska – odpowiedziała szybko.
Opuściłam łepek, widząc jak Neny uśmiecha się na słowa wadery. Kolejny raz coś ukuło mnie w serce, kolejny raz miałam dość świata, kolejny raz wiedziałam, że nie jestem w stanie wygrać, że nie jestem w stanie pomóc. Ukochana ciemnego basiora wstała, mówiąc, że nie ma sensu ze mną gadać. Ten natomiast podszedł do mnie bliżej.
- Dis… - chciał zacząć coś mówić, lecz od razu mu przerwałam.
- Przecież masz mnie gdzieś, to od kiedy pamiętasz moje imię? – jęknęłam.
Odsunęłam się o kolejny metr, chcąc ucieć, lecz Nenyto dotknął moją łapę.
- Zostaw mnie, wszyscy mnie zostawcie…
Wściekłość w oczach wadery, zmusiła mnie do odwrócenia się w drugą stronę i pobiegnięcia w stronę lasu. Dlaczego osoby którym ufasz, przy których czujesz się bezpiecznie, nagle cię odtrącają? Czy taka jest już kolej rzeczy? Chyba tak… Po raz drugi w życiu miałam dość wszystkiego. Chciałam zaszyć się gdzieś i tak po prostu wyparować z życia innych. Wspięłam się na pierwsze drzewo, by już po chwili zakryć pyszczek łapami. Teraz same łzy, tylko bez ryku…
<Neny? Masz swą panienkę>

Od Jeff'a - Cd. Miu

Spojrzałem na leżącego na ziemi mężczyznę,który próbował wstać.Jednakże kopłem go jeszcze w brzuch, aby utrwalić efekt.Przeszedł mnie dreszcz..Zanim się obejrzałem Miu była już ze cztery metry dalej.Podbiegłem do niej.
- Współczuję temu gościowi..z tego co się orientuje masz mocnego kopa. - zaśmiałem się. - Wolałbym nie trafić na jego miejsce.Kopiesz jakbyś miała włożony kawałek metalu w skarpetkę.
- Skąd wiesz,że nie mam? - zapytała dziewczyna. - Przeszukujesz mnie czy jak, że taki pewien że nie mam..
Wzruszyłem ramionami.
 - Nie wiem co ty chowasz w tych swoich ciuchach, ale wolałbym nie ryzykować i jednak Ci w nich nie grzebać.Pewnie tam chowasz jakąś bombę atomową, czy też minę.Mówiłem Co już. - Po Tobie można się wszystkiego spodziewać. - spojrzałem kątem oka na czerwonowłosą,która wyszczerzyła się szeroko. - Psychopatka. - wtrąciłem.
<Mjuuu? default smiley xd>

Od Miu - Cd. Jeff'a

Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem i kolejnym, tym razem lekkim, uderzeniem w bark.
- To jest moja ulubiona czynność, chłopcze. Zaraz po strzelaniu w ciebie kulkami z farbą. - odezwałam się po chwili namysłu. Nie mogłam przecież pozwolić na nie odpowiedzenie mu.
- Zobaczymy kto kogo strzeli. - odparł, uśmiechając się do mnie głupio, po czym pstryknął mnie palcami w czoło. Westchnęłam cicho, i tym razem dałam mu wygrać. Mimochodem zerknęłam w niebo. Księżyc był w ⅓ swej drogi przez nieboskłon. Łatwo wydedukowałam, że było coś między północą a pierwszą.
- Ejże! Nie za późno się pałętacie po ulicach? - usłyszałam głęboki bas pijanego mężczyzny, który wyszedł z jednej z uliczek.
- A pan to co? - odpowiedział jasnowłosy. Uderzyłam go z łokcia w bok. Nie chciałam mieć na sumieniu pijaka, który wszczyna niepotrzebne konflikty.
- Paaanie kierowniku, ja się nie liczę. W końcu jestem szefem tej dzielni. - odparł, prawie wywracając się na bruk.
- Sze.. - zaczął Jeff, jednak przerwałam mu kolejnym kuksańcem.
- Z pijanym i głupim nie wygrasz. - odezwałam się cicho do niego.
- No ale on się nie odczepi, nooo! - jęknął.
- Było zaczynać? - mruknęłam, ciągnąc go za sobą. Jednak nie pociągnęłam blondyna zbyt daleko. Tuż przede mną wyrosła barczysta sylwetka mężczyzny.
- Nie słyszałaś co mówił? - warknął mi do ucha. Odpowiedziałam mu prychnięciem i subiektywnym kopnięciem z kolana w kroczę.
- Kolejny przykład głupiego. - burknęłam do Jeff'a, masując część nogi, której przed chwilą użyłam. Facet nosił pas cnoty, czy jak?!

< Jeff? Heh.. xD >

Od Jeff'a - Cd. Miu

- Do mnie? Za zakrętem w lewo,później prosto..i widzisz taki duuuży blok,wchodzisz przez drzwi,później po schodach.Wyciągasz kluczyk,wkładasz do zamka..przekręcasz i wchodzisz.Następnie siadasz na kanapie i włączasz telewizor.
- Nie można prościej? - mruknęła,bijąc mnie piąstką w ramię.
- Mówiąc prościej jeszcze kawałek i jesteśmy. - włożyłam ręce do kieszeni,analizując swoje szansę na wygranie w paintball'u.Moja jasna blond czupryna,zdradza mnie całkowicie..ale jeszcze wygram.Moje umiejętności strzelnicze pokrywają się z maskowaniem. - Miu ty mnie serio lubisz lać,robisz to na każdym kroku. - parsknąłem.
<Miuu?>

od Amiszy cd Moon

-Em przepraszam...a czy Moon...uczy zielarzy?-spytałam niechętnie
Moon odwróciła się na pięcie i rzuciła mi ciepłe, ale i wredne spojrzenie, podeszła do mnie, wolałam się cofnąć
-Oczywiście że nie...co to ma być, zielarz?
-No rośliny, bo tylko na tym się znam-burknęłam cicho
Moon wzdychnęła i zrobiła face palm, zsunęła lekko rękę, alby jej oczy były nie co widoczne
-No dobrze, nauczę cię jak zmieniać się w tego cholernego człowieka, za mną!-wycedziła Moon i gestem kazała mi iść za nią, byliśmy na łące
-No dobrze, zrób tak jak ci mówiłam, wyobraź sobie twoją zmiennokształtność, później ukształć ją... no już!
Starałam sobie to wyobrazić, ale nie mogłam...nie miałam zbyt doświadczenia w tej dziedzinie, bo wyobraźnie to ja mam nikłą
-Nie mogę...
-Możesz, każdy może...no już
Pokiwałam zrezygnowanie głową

<Moon?>

Od Bandery - Cd Tomaki'ego

Czy czuję? Oczywiście! Tego zapachu nie sposób przeoczyć. Wyróżniał się spośród wszystkich innych jak łosoś na tle okoni. Czyli bardzo. Była to woń jakby kilku różnych stworzeń – lwa, kozy i jakiegoś gada. Kilka sekund później postrzegliśmy około sto metrów za nami nagły rozbłysk i wystający ponad drzewa słup ognia. Pięknie.
- Uciekamy – powiedziałam stanowczo, odwracając się i kuśtykając najszybciej jak mogłam. Tomaki ruszył za mną ze skrzywioną z bólu miną. Jakiś czas później ziemia zadrżała pod naszymi łapami – to potwór ścigał swoją ofiarę, zapewne jakąś sarnę, jelenia czy większego zająca. Nie odwracałam się, szłam tylko dalej przed siebie. Skręcona kończyna bolała mnie mniej, ale mimo to nie potrafiłam na nią stanąć nie powodując mocnego ukłucia bólu. Po dziesięciu minutach ścieżka nagle skończyła się, a my stanęliśmy pod niemal pionową skałą.
- Wiesz, chyba zaczynam myśleć, że idziesz gdzie popadnie – powiedział Tomaki.
- Zapomniałam o tym. Normalnie wchodziłam po linie. Powinna być gdzieś tutaj…
Niewiele za nami rozległ się ryk potwora. Szybko przeleciałam wzrokiem w poprzek ściany i w końcu dostrzegłam ciemny zarys liny. Ruszyłam właśnie w tę stronę, a towarzyszący mi basior poszedł za mną. Po kilku chwilach znaleźliśmy się przy sznurze. Pozostawał jednak pewien drobny problem – jak wadera ze skręconą łapą oraz poraniony basior mają jej użyć? Jeszcze na dodatek ta chimera. Wspominałam już, że goniła nas chimera? Taka plująca ogniem chimera? Nie? W takim razie wspominam – goniła nas plująca ogniem chimera.
<Tomaki?>

Od Moon - Cd. Nifenye

Na ,,trzy'' zaczęłam biec wprost na mojego towarzysza, by po kilku sekundach znaleźć się na jego plecach. Kalan, tak samo jak elf Nifenye, zachwiał się przez siłę uderzenia, cicho przeklinając pod nosem mnie i cały kobiecy gatunek.
- Co ty odpierdalasz?
- Biegnij do drzewa, później ci wszystko wytłumaczę- wyszeptałam mu wprost do ucha.
Odpowiedział mi jeszcze piękniejszą wiązanką ,,zakazanych słów'', ale jednak dał radę ruszyć te swoje umięśnione cztery litery. Widząc, jak się opierdzielał, kujnęłam go piętą w bok, jak jakiegoś konia.
- Szybciej, szybciej!- zaśmiałam się.
Już bez zbędnych komentarzy, przyspieszył ile sił w nogach, zbliżając się do celu. I diabli wzięli zawody, bowiem niedługo potem obaj panowie zatrzymali się w połowie drogi, gapiąc się na wielką roślinę. A raczej na kogoś, kto wyłonił się z rzucanego przez nią cienia. Facet mierzył co najmniej dwa metry, pewnie przewyższając nawet dorosłego elfa. Białe jak śnieg włosy rozwiane były na wszystkie strony, co nadawało mu pewnego uroku. A jednak wyczuwałam od niego coś, z czym bardzo rzadko się spotykałam. Władczość, pewność siebie i ogrom negatywnych emocji. Czy to...
- Raug- odezwał się mój ,,wierzchowiec'', wypowiadając na głos moje własne myśli.
Demon przystanął, zapewne przez dźwięk własnego imienia. Jego stalowe spojrzenie skierowane zostało w całą naszą czwórkę, by po chwili stopnieć... Napotkawszy Nifenye, jakoś zmiękł. Jaja jakieś? A może to tamten białasek, w którym kiedyś się kochała... Tylko jak on miał?

<Nifcia?>

Od Moon - Cd. Amiszy

Miałam robić za opiekunkę? Przecież nie taka była rola mistrza. Normalnie to powinnam uczyć nówkę tylko zawodu, a nie być całodobową niańką... Westchnęłam ciężko, patrząc na rozdygotaną kupę futra. W takich chwilach jak ta cieszył mnie fakt, że mama nie mogłam mieć potomstwa. Za dużo problemu z tymi dzieciakami. Rzuciłam okiem na młodą, która chyba postanowiła udawać trupa. Albo nie. Poprawka, zaczęła skamleć. Ups... Puściłam jej ogon, nadal nie spuszczając z niej wzroku.
- Jeszcze raz, a go stracisz- poinformowałam ją nieco znużonym tonem.
- D... dobrze...
Przykucnęłam na jedno kolano, opierając na nim rękę.
- Wiesz, że mieszkam w mieście? Nie w jaskini, jak większość, a w mieście. Więc, skoro mam się tobą opiekować, to jedno jest bardzo istotne i wymagane. Musisz umieć zmieniać postać z wilczej na ludzką. Potrafisz?
Pokręciła łebkiem. Kolejne westchnienie wyrwało się z moich ust.
- Skup się, młoda. Odetchnij, pomyśl o ludzkim ciele. Jak chciałabyś wyglądać. Wyobraź sobie każdy detal, to podstawa zmiennokształtności. Będziemy tu siedzieć, dopóki się nie nauczysz. A potem... Pójdziemy do mnie, zakwateruję cię, zjesz coś. O i jeszcze stanowisko. Uczę tych wojennych, w których używa się siły. Obrońca, zabójca... Rozumiesz? Wybierz któreś do jutra, kej?

<Amisza?>

Od Umei CD Dijstry

Po skończonym posiłku zaczęło się trochę ściemniać. Ale Dijstra tego oczywiście nie zauważył i chciał coś robić dalej.
- Ale co? - zapytałam, siadając.
Oblizał się.
- Nawet o tym nie myśl. - warknęłam. - Jedyne, co możesz o tej porze zrobić, to... Odprowadzić mnie do domu.
- No to chodź.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Na szczęście on nic nie zauważył. Zaczęłam iść w stronę domu, a basior dotrzymywał mi kroku.

Od Dijstry CD Umei

-Dobrze, jaka wymagająca-burknąłem i pokazałem jej język-ale za to, będziesz musiała coś dla mnie zrobić-burknąłem i podszedłem do niej powolnym tonem
-Co?
-Ty wiesz co, i wiem że masz ochotę...
Umei strzeliła mnie w pysk i dobrze zrobiła, bo nie mogłem się opanować
-Dziękuję, już mi lepiej, no dobrze co my tu mamy-powiedziałem i zacząłem wytężać wzrok, jakiś wielki żubr karmił się gdzieś kilka kroków stąd. Ruszylem w pogoń, polowanie nie było trudne, rzuciłem się na zwierzę z kłami i pazurami
-Smacznego-rzekłem

<Umei>?

Od Nenyto cd Disapre

Adey! Ona tutaj? Minął rok... a ona w cale się nie zmieniła! To białe lśniące futro, piękne włosy... A oczy, głębia fioletu! Nabrała sympatycznych kształtów, aż miło się patrzyło.
Ledwo co ucierpiałem na łące, a jej widok wybił mnie z rytmu cierpienia. Tylko Disapre, coś szeptała mi do ucha, jednak wtedy Adey była istotniejsza! Moja była partnerka.. tylko dlaczego była? Czemu to się wszystko tak potoczyło? Zostawiłem ją, ale co było powodem?  Nie... wspomnienia wracają, nie było to wesołe, eh...
Nagle odepchnąłem lekko Disapre na bok i podbiegłem do białej wilczycy. Może da się to naprawić? Może już nie jest tak jak kiedyś? Nie będzie jak kiedyś...
Odeszliśmy trochę od mojej przyjaciółki, o ile mogłem ją tak nazwać. Wpatrzony w Adey wysłuchiwałem jej historii. Zmartwiła mnie jedna rzecz. Zamieszkiwała na tych terenach, co mogło znaczyć, że może być związana z Amirem. Nagle w mojej głowie pojawiła się blokada. Chciałem już wrócić do Disapre i ją przeprosić.
-A Ty gdzie się wybierasz? Skarbie... tęskniłam za Tobą. -  Poczułem na swoim karku jej ogon, który mnie objął. Wadera uśmiechnęła się zalotnie, przez co wymiękłem.
-Jaa? Nigdzie... Opowiadaj co u Ekko. - Mruknąłem do niej cichutko. Ta zrobiła wielkie oczy i jakby obrażona fuknęła.
-Ekko? Śmiesz się jeszcze o niego pytać? Może spytasz w dodatku o Lily i Toast'a?
-W końcu to moje... - Chciałem się wytłumaczyć. Miałem prawo spytać się o swojego syna. A tamta dwójka? Nah... będzie mnie znów obwiniać o ich śmierć? Nieźle stuknięta. Najwidoczniej się nie zmieniła i popełnia te same błędy co kiedyś... kretynka.
-Nie, nie Twoje. Ty i ten Twój parszywy brat. Jak mogliście... - Rutyna z przeszłości.
-Wypraszam to sobie.
-Nie ważne. Przejdziemy się? - Nagle spróbowała załagodzić całą tą sytuację. Od tak nagle mi wybaczyła? Coś się za tym kryło.
Jednak nie umiałem jej odmówić. Miała w sobie to coś, co pociągało facetów. Uroda, urok... i charakterek. Pomimo kłótni chciało się przy niej być.
Nie oglądając się za Disapre poszedłem z nią na spacer. Wyszliśmy z lasu, a wtem objawił się widok tamtejszego domku ciemnej wilczycy.
-Oo, chodź! Sprawdzimy go. - Adey ź uśmieszkiem na pysku pobiegła w jego stronę.
-Nie powinniśmy... - Krzyknąłem do niej zostawiając w tyle. Poczułem na sobie gniewne spojrzenie i rozejrzałem się. Przełknąłem ślinę i przeszedłem pustą łąkę.
-Zadowolona? - Spytałem szturchając Adey.
-Owszem. - Mruknęła mi do ucha i podeszła. - Nie ma tamtej dziuni? Kto to w ogóle był?
-A... kumpela.
-Tylko? - Zadała mi pytanie, które mogło o wszystkim zadecydować. Postanowiłem nie odpowiedzieć. - Ta cisza... czyli jednak ktoś?
-Uratowała mi już nie raź życie. - Sam w sumie dokładnie nie wiedziałem co to było. Ale wydawało mi się, że tylko przyjaźń.
-A szkoda, bo Ty umiesz je tylko odbierać. - Miałem już na nią tak wyprute z przyzwyczajenia, że mnie to nawet nie zabolało. Jednak czasem... coś się w sercu ruszy.
-Ugryź się czasem w język.
 -Ojć... przepraszam. Po prostu nadal mnie boli to, że mnie zostawiłeś... w takim trudnym momencie w życiu.
W tej chwili zbliżyła się bardziej wtulając się we mnie.  Usiadłem na podłogę, a ta liznęła mnie w pyszczek. Akurat musiała wejść Disapre. Adey zerknęła na nią ź niemiłym wzrokiem. Ja natychmiastowo wstałem i cofnąłem się od niej.
Adey zawarczała, a Disapre usiłowała się cofnąć i uciec. Biała wadera jednak za nią pognała.Powaliła ją na ziemię i zaczęła szarpać.
Ja nie wiedząc co robić podbiegłem do wilczyc. W biegu odskoczyłem od ziemi i złapałem na grzbiet Adey.
-Powaliło Cię? Co Ty robisz?! - Syknąłem na nią, gdy tylko wylądowała na  źiemi, a ja na niej.Jej odpowiedź skończyła się głupim uśmieszkiem. Wydawało mi się, ze ochłonęła więc podszedłem do Disapre.
 ______________________
Disapre? Omniomnio, Adey zaraz znów się do mnie dowali xD

Od Umei CD Dijstry

Wyszłam z wody i otrzepałam się z pojedynczych kropel wody, które zalęgły na mojej sierści. Po chwili Dijstra wyszedł moim śladem z wody i w sumie zrobił to samo, co ja.   Ruszyliśmy w stronę łąki.
- Dijstra, to na co dziś zapolujemy? - zapytałam rozglądając się dookoła wszędzie były zwierzęta, ogromny wybór, dlatego też nie wiedziałam, na co się zdecydować.
- Hmm... Może na tego pięknego jelonka? - łapą wskazał na cherlawego (czy dobrze napisałam?  xD) i malutkiego jelenia.
- Chyba sobie żartujesz. - warknęłam. - Uważasz, że się TYM najemy?  Ech, weź przestań i lepiej wysil wzrok i wypatruj czegoś, co jest dorodne, błagam...
<Dijstra?>

Od Miu - Cd. Hikari

Ciemne chmury powoli zasłaniały niebo. Zbierało się na deszcz, lub nawet burzę, a ja byłam daleko od jaskini. Postanowiłam wrócić przez las, aby skrócić sobie drogę. Pierwsze krople zaczęły spadać, a niebo zmieniło kolor na ciemnoszary. Zbliżałam się do strumienia w centrum lasu, więc byłam niedaleko Groty Anioła. Nagle usłyszałam szelest, jednakże bardzo cichy. Wyszedłszy spomiędzy drzew zauważyłam jasne zwierzę, które okazało się być białym szczenięciem. Wyczuła mój zapach lub usłyszała szelest liści. Zerwała się nagle, jednak uderzyła w moje łapy i upadła.
- Wszystko w porządku, młoda? - zapytałam z lekkim uśmiechem, podając samicy łapę. Ta jednak cofnęła się parę kroków. Jestem aż tak straszna? - pomyślałam, jednak nie cofnęłam łapy.
- Jestem Miu. Samica Gamma Watahy Niebieskiej Zorzy, dorywczo czujka nocna, alchemik i zielarka.

< Hikariiii? >

Od Hikari

Biegłam przed siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na nic. Nie chciałam odwrócić głowy, bałam się, że zobaczę ich - moich rodziców, którzy zapewne rozpoczęli już za mną pościg. Ale nie... Jestem już zbyt daleko... Czyli... Jestem bezpieczna? Nie wiem... Powinnam nacieszyć się wolnością, póki jeszcze ją mam. Zwolniłam nieco, truchtając powoli piękną łąką. Zatrzymałam się na niej na chwilę, gdyż ujrzałam wspaniałe kwiaty, jakich jeszcze nigdy nie dane mi było zobaczyć. Zebrałam kilka, po czym podbiegłam do niewielkiego strumyka. Kładłam po kolei kwiaty na wodzie, obserwując jak płynął z prądem w dal. Gdy wszystkie zebrane przeze mnie rośliny zniknęły już z pola widzenia, pobiegłam truchtem dalej. Nagle poczułam woń innych wilków... I to nie tylko jednego, z czego można było wywnioskować, iż jestem obecnie na czyichś terenach. Chciałam zawrócić i uciec, ale w pewnym momencie poczułam mocne uderzenie. Upadłam na ziemię, starając się szybko zrozumieć co się stało. Dostrzegłam stojącego nade mną jakiegoś wilka. ,,Za późno!" - pomyślałam przerażona.
<Ktoś? Basior? Wadera?>

Od Anabel - Cd Rose

Teraz bałam się trochę mniej i nim miałam wyjść zdecydowałam, że zapytam ją o to i owo.
-Wilk Anioł? To dlatego masz skrzydła?-zapytałam przechylając łebek i przyglądając się jej z uwagą. Wyglądała trochę jak ja. To znaczy, że ja też mogę mieć coś z tej rasy? Rose uśmiechnęła się i powiedziała.
-Tak, to dlatego. Z tego powodu mam też białą sierść.
-A czy... Jakie masz moce?- to pytanie było dla mnie bardzo ważne. Ja osobiście nie miałam jeszcze żadnej, a moją jedyną obroną był kot, który wtedy gdzieś się zapodział. (Mały potwór pewnie wylegiwał się w jakiejś dziurze.) 
-Mogę leczyć niewielkie rany, latać oczywiście, zmieniać postać na anielską, tworzyć kule światła...-wymieniała. Ciekawe, czy zastanawiała się, po jakiego grzyba jest mi to potrzebne. A to zwykła ciekawość, nic więcej. Ale jej powodów było kilka. Po pierwsze- co ja będę mogła robić a po drugie- nie za dużo wiedziałam o czymkolwiek. Moi rodzice zginęli, tułałam się sama nie mając pojęcia o niczym. Samouk można powiedzieć, jeżeli chodzi o polowanie. A rasy to już dla mnie czarna magia.
(Rose?)

Od Amor

Wiosenne przedpołudnie spędziłam w ciszy i spokoju. Tak dawno nie miałam takiego relaksu, zawsze pojawiały się kłopoty.. Szczęście w moim życiu było niezwykle ulotne, dlatego cieszyłam się każdą chwilą. Ruszyłam do Lasu Parabati, w nadziei na spotkanie kogoś. Pomiędzy drzewami zauważyłam cień wilka. Nie musiałam się wysilać żeby stwierdzić że to Moon.
- Witaj Moon, co cię tu sprowadza? - zapytałam.
Zza drzew wyłoniła się postać wadery.
- Skąd wiedziałaś że to ja? - padło pytanie.
- Zapach. Poznałam cię po zapachu, a tak poza tym niezły mamy dziś zjazd hierarhi. Tylko Miu, Cutt, oraz Urazy brakuje. - zaśmiałam się.
< Moon?>

27 maj 2016

Od Rose - Cd Anabel

Jej odczucia co do mnie można było z łatwością odczuć. Strach, niepokój... Westchnęłam cicho. Kątem oka ujrzałam, jak wadera powoli kładzie się na podłodze.
- Ana... Nie zasypiaj... Nie zamykaj oczu... - szeptała sama do siebie.
Na niewiele to się jednak zdało, gdyż już po krótkiej chwili spała kamiennym snem. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc, jak słodka ona była podczas snu. Okryłam ją delikatnie fioletowym kocem. Spojrzałam na niewielki zegar naścienny, którego wskazówki właśnie wskazywały godzinę 20-tą. Przez całą noc nie zmrużyłam oka, bo po prostu nie byłam nawet w najmniejszym stopniu senna. Rano wiatr rozwiał ostatnie chmurki, więc zapowiadał się naprawdę cudowny dzień. Mała jeszcze smacznie spała, więc postanowiłam, że nie będę jej budzić. Anabel sama wstała kilka minut później. Spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Proszę. Burza już dawno przeszła, teraz możesz spokojnie wyjść - powiedziałam, ku zdziwieniu wadery. - A, jeszcze jedno. Nie masz się czego bać. Przemoc nie leży w naturze Aniołów - uśmiechnęłam się.
< Anabel? >

Nawet jeśli będziesz wrogiem całego świata [...]

Nawet jeśli będziesz wrogiem całego świata, to wystarczy tylko, że uwierzysz w lepszą przyszłość.


Picture by Grypwolf on deviantart.com
Imię: Na imię mu było Hae. Lecz wszystko z czasem odchodzi, prawda? Ostateczna przysięga zmieniła całe jego życie, każdy, nawet najdrobniejszy element... Władca nazwał go Demonem. Raug- tak brzmi jego obecne imię.
Pseudonim:
  • Dwie Twarze, jest to przydomek nadany mu już we wczesnym dzieciństwie. Prawdopodobnie pochodzi on od dwóch różnych skrzydeł, jakie posiada basior, choć może tak naprawdę kryje on w sobie jakąś mroczną tajemnicę... 
  • Ojciec Dusz, związany jest on ściśle z mocami, a także nastoletnimi latami Rauga. Otrzymał go on od Poego, podczas doskonalenia swoich umiejętności zaklinania zbłąkanych eterycznych istot. 
  • Mag, to akurat można interpretować w dwojaki sposób. Przydomek ten może pochodzić zarówno od energetycznych kul, które towarzyszą mu przez cały czas lub umiejętności, jakie posiada basior.
Wiek: Od jego zniknięcia minęło dokładnie trzynaście lat. Tych jakże pamiętnych i bolesnych. Liczył każdy mijający rok, zatrzymując się na siedemnastym, tym wilczym, zaś ludzkim trzydziestym szóstym.
Płeć: Już na podstawie jego wyglądu zewnętrznego można stwierdzić, że jest basiorem.
Rasa: Po wypowiedzeniu ostatnich słów, wypaleniu piętna na jego plecach, stał się demonem czystej krwi.
Charakter: Raug jest przeciwieństwem siebie z dzieciństwa oraz młodzieńczych lat. Porzucił złote dziecko, którym był. Zmuszony siłą do zmienienia się, został kimś, kogo łatwo można określić mianem złego, wręcz zepsutego do szpiku kości. Jedno jest pewnie- już nie jest tak wspaniały. Na co dzień sprawia wrażenie aspołecznego dupka, osobnika bez serca. Jest małomówny, zwykle odpowiada dwoma słowami- "tak" lub "nie". Mimo, że nie cierpi samotności, to świadomie stroni od kontaktów z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Zdarza mu się znikać na całe dnie, nawet z najbardziej błahych powodów [przykładowo wstania lewą łapą]. Bardzo łatwo jest go zezłościć, a wtedy strzeż się gniewu tego wielkoluda. Wrodzony brak cierpliwości najczęściej jest fatalny w skutkach... Ojciec Dusz często wdaje się w kłótnie oraz bójki i równie często obrywa, choć w większości przypadków siła [i brak wewnętrznego pohamowania swojej siły, zręczne posługiwanie się mocami] przynosi mu zwycięstwo. Do osób nowo poznanych podchodzi z widocznym dystansem. Jest dla nich oschły, niedostępny duchowo. Zdaje się być obojętny na ich uczucia, wołania o pomoc, czy ogólnie istnienie. Dotarcie do niego, do jego podświadomości jest praktycznie niemożliwe, a jednak nielicznym się to udało. Zdobędziesz jego uwagę- poznasz zupełnie inną istotę, niż Mag jest na pierwszy rzut oka. Dla osób, które uważa za przyjaciół jest gotowy skoczyć w ogień, oddać życie, zapłacić cenę ostateczną... najwyższą. Co prawda nadal mówi tonem pozbawionym emocji, jednak przy bliskich na jego twarzy [rzadziej pysku] często gości nieśmiały, ledwo widoczny uśmiech. Może czasem zaśmieje się, w odpowiedzi na nawet najgorszy żart. Poznał też miłość. Tę słodką pokusę spędzenia z kimś reszty swojego marnego żywota. Pod jej wpływem staje się nieco zaborczy, lecz za wszelką cenę pragnie chronić ukochaną. Jest wtedy delikatny, stara się nie zranić wybranki w jakikolwiek sposób, jednocześnie rozpieszczając na wiele sposobów. Warto wspomnieć, że wierność u niego to cecha święta. Tak więc basior ten jest chaotycznym zlepkiem przeróżnych cech. Są one sprzeczne, a jednak trwają w harmonii i tworzą jedynego w swym rodzaju osobnika. Może trochę złego, trochę dobrego, jednak mimo wszystko sprawiedliwego oraz do bólu szczerego.
Stanowisko: Można by uznać go za zwykłego olewacza, bowiem rzadko kiedy ktoś ma okazję go zobaczyć. Bowiem zabójca powinien zawsze być czujny, gotowy do walki, prawda?
Głos: Black Veil Brides
Konto: 300 KR
Orientacja: Raug? Stuprocentowy heteroseksualista.
Zauroczenie: Swą jedyną miłość nadal trzyma w sercu. Jednak czy można naprawić coś tak kruchego, a przy tym zniszczonego przez osobę trzecią?
Partner: Niestety, czy też stety, nie posiada on partnerki.
Jaskinia: Zamieszkał gdzieś z dala od miasta, a także jaskiń. W miejscu, które pozwala mu na odpoczynek od wszystkiego.
Potomstwo: Brak partnerki równy jest z brakiem potomstwa.
Rodzina:
  • Rodzice: Fana | Alkar 
  • Mistrz: Ostatni Jeździec Apokalipsy 
  • Siostry: Nyelle | Olwa | Kalta 
  • Bracia: Aderthad | Mente | Yave 
Moce:
  • Jedną ze specyficznych cech tego wilka są fioletowo-niebieskie kule, które wirują wokół niego od urodzenia. Widoczne są przez cały czas. Pełnią funkcję tarczy przeciw czarom, urokom, opętaniom i innym tego typu sztuczkom. Prościej mówiąc podejdziesz do niego- tracisz wszystkie magiczne właściwości swojego ciała. Co najciekawsze bariera nie powstrzymuje mocy swojego właściciela- są one w pełni aktywne i możliwe do użycia w każdej chwili. Kule te również mogą poważnie zranić przeciwnika Rauga, używając do tego potężnych fal negatywnej energii. Jest to moc unikatowa, Mag został jedynym jej posiadaczem. 
  • Umiejętność przemiany w demona [a także ogólna zmiennokształtność] jest jedną z głównych mocy tego wilka. Panuje on nad swoją drugą twarzą, a wręcz czuje się z nią lepiej, niż ze swoim naturalnym obliczem. zmysły jego wyostrzają się, a umiejętności w pewnym stopniu zwiększają się. Również ciało jego ulega całkowitej metamorfozie, zaś kule łączą się i przybierają postać ciemnoszarego, duszącego dymu, unoszącego się wokół osobnika.. 
  • Większość wilków posiada swój własny żywioł. Dwie Twarze nie jest wyjątkiem od tej reguły. Ale jakiż to może być? Mrok? Ogień? A jest wręcz przeciwnie. Opanował on do perfekcji panowanie nad wszelkimi cieczami. Od wody zaczynając, na krwi kończąc. Często przebywa gdzieś w pobliżu rzeki, nadal doskonaląc tę umiejętność. 
  • Opętanie i hipnozę można chyba wrzucić do jednego worka. Ale teraz skupmy się bardziej na tym pierwszym. Jak każda istota zdolna do bycia demonem, także i on potrafi przejąć umysł i ciało innej istoty. Jego ofiara zostaje wtedy wytrącona ze swojej cielesnej powłoki, bytując jako ledwie widoczna mgiełka, potem zostaje duchem. Dlaczego? Otóż basior ma pewne sadystyczne przyzwyczajenie- po wydostaniu się dosłownie rozrywa od środka ciało opętanego, doprowadzając do zgonu. 
  • A teraz troszkę o hipnozie. Jest to standardowa moc, którą demony mają zakodowaną w genach. Raug używając tej umiejętności potrafi nieźle namieszać w głowie komukolwiek i kiedykolwiek. Jednak nie zalicza się do "chorych zboków", uważa to za zbędne. Z drugiej strony potrafi być wyzyskiwaczem. Wszystko zależy od tego, jaki aktualnie ma humor. 
  • Specyficzną, dość niespotykaną umiejętnością jest zmuszanie ciała do modyfikacji. Działa to na dłuższą metę, zmiany mogą utrzymywać się miesiącami, zależnie od woli młodego demona. Nie są one jednak stałe. Lecz o czym dokładnie mowa? Dodatkowa para skrzydeł, kończyn, czy pokrycie ciała łuską nie jest dla niego problemem. Jednak jest jakieś "ale". Moc ta dotyczy tylko jego ludzkiego oraz demonicznego ciała. Na wilcze niestety nie działa. 
  • Ostatnią z mocy jest władanie czarną magią. Właśnie od tego wziął się jego przydomek- Mag. Dzięki niej może pobawić się w nekromantę, rzucać śmiercionośne zaklęcia i wiele innych. Także zapewnia ona mu nietykalność ze strony ghuli, zjaw, duchów oraz innych tego typu stworzeń. Jest dla nich takim... jakby to ująć... przewodnikiem. Tak, ma nad nimi władzę, a sami Upadli lgną do niego, jak ćmy do ognia.
Umiejętności:
  • Jest on świetnym wojownikiem, wręcz mistrzem w swoim fachu. Głównie posługuje się bronią białą, co wiąże się z przywiązaniem basiora do tradycji. 
  • Drugą z jego umiejętności jest opanowanie tańców dworskich, tak zwanych klasycznych. W głowie posiada niemalże wszystkie style, dzięki czemu potrafi zatańczyć wszystkie z nich. 
Ulubiony kolor: Czerwień kojarzy się z krwią, dlatego też ten kolor należy do jego ulubionych.
Urodziny: Czwarty dzień lutego.
Lubi: Jest to osobnik wręcz uzależniony od wojaczki, a jednak spokojny. Miłuje on harmonię, ale też chaos, co wpojone zostało mu przez przybranego ojca. Nigdy nie pogardzi ostrymi potrawami, ani tymi słodkimi. Dodatkowo uwielbia on... kwiaty. Tak. Kwiaty, naturę, wolność. Skromność.
Nie lubi: Wszystko trzeba lubić, tak właśnie twierdzi. Chyba nie ma takiej rzeczy na świecie, która nie przypadłaby do jego zniszczonego gustu.
Historia: Historia jego jest długa oraz zagmatwana. Sam uważa, że zaczęła się ona w dzień jego drugich urodzin, kiedy to trafił pod opiekę Ostatniego Jeźdźca Apokalipsy, inaczej jego kochanego, przybranego ojca. Przez lata szkolił on Haego [później Rauga] na jednego ze swoich wojowników, ale też następcę potęgi. Młodzieniec był mu posłuszny, zapominając o swojej tragicznej przeszłości. Wtedy też nadeszła wojna, w której na nowo został złączony z Białym Aniołem- jego ukochaną siostrą. To właśnie Kalta pomogła mu uciec, uświadomiła mu, że świat, do którego trafił, był po prostu zły, zepsuty, niewarty niczego. Trafił do Niebieskiej Zorzy. Poznał tam swoją pierwszą i jedyną miłość- istotę, dla której zdolny był zrobić wszystko. Nifenye, tak właśnie brzmiało jej imię, które wspomina po dziś dzień. Niestety zostali rozłączeni przez ojca, zaś Maga wysłano daleko stąd, wręcz na drugi koniec świata. Zdążył jeszcze jedynie wysłać zwój, w którym umieścił przysięgę dla swojej ukochanej. Ot niby zwykły list runiczny, a jednak mający ogromną moc. Jakież było jego zdziwienie, kiedy wraz z demonem przybyła ona do obozu, by po raz drugi połączyć się z Ojcem Dusz. Sielanka trwała w najlepsze, lecz wszystko ma swój koniec. Ponownie ich rozdzielono, tym razem zdawałoby się, że na stałe. Sześcioletni już wtedy Hae zmuszony został do brnięcia przez dalsze etapy rozwoju każdego z demonów. Mordercze treningi, masa nic niewartych przysiąg, które dla niego były tylko pustymi słowami. Powolne zmienianie się w bezduszną maszynę, przeznaczoną jedynie do sprawiania cierpienia. Ostatnia przysięga, finał wielkiego przedstawienia. Zmężniał, stał się zimny, oschły, dorósł. Porzucił wtedy wszystko to, co trzymało go przy zdrowych zmysłach. Wszystko, oprócz tej miłości, którą przez cały czas trzymał w zimnym jak lód sercu. Prawowity następca. Przyjął nowe imię- Raug. Wolny. Swobodny. A jednocześnie tak różny od tego, kim był przed laty. Minęło trzynaście zim, kiedy przekroczył granice watahy.
Inne zdjęcia: Człowiek || Demon || X || X
Kontakt: Korra10 || moonwilczycaksiezyca@gmail.com
Ciekawostki:
  • Jego ciało jest jedną, wielką blizną. Znajdują się wszędzie. Są to skutki uboczne treningów, przebytych walk, a także składanych przysiąg. Mają postać pojedynczych, cienkie pręg, bardzo trudnych do zobaczenia, jednak wyraźnie odczuwalnych przez dotyk. 
  • Tatuaż na jego łapie [toteż ręce] jest tak naprawdę piętnem, mówiącym o jego pochodzeniu, a także pozycji wśród pobratymców. 
  • Prawie nigdy nie przebywa w wilczej postaci, twierdząc, że ona jedynie go ogranicza.

Statystyki:
  • Inteligencja: 130
  • Szybkość: 90
  • Zręczność: 95
  • Magia: 100
  • Siła: 115 + 5 punktów [bonus stanowiska]
  • Wytrzymałość psychofizyczna: 70

Od Dis - Cd. Nenyto

Zaklęłam cicho pod nosem zerkając na basiora. Wiedziałam, że tutaj jest zbyt niebezpiecznie. Otwarta przestrzeń, latające dzikie stworzenia, niezbyt wesołe miejsce. Podeszłam do Nena i jakimś cudem, przerzuciłam go sobie przez grzbiet. Wtedy to właśnie stwierdziłam, iż przydałoby mu się lekkie odchudzanie, ale teraz mu tego nie powiem. Szłam powoli, stawiając łapę za łapą, zmierzając do pobliskiego lasu. Tam dopiero, położyłam wilka pod drzewem w cieniu i zawołałam swojego towarzysza. Ten od razu pojawił się tuż obok, by już po chwili zmierzyć mnie wzrokiem.
- Raczej o niego chodzi, niż o mnie – powiedziałam cicho, trącając Nena nosem. Lew przeniósł wzrok właśnie na niego, wymawiając dobrze znane mi zaklęcie…
 - Uzdrawianie? – powiedział głos.
Na pewno była to wadera… Cofnęłam się o dwa kroki, zrównując się z Xardesem, który jednym zaklęciem sprawił, że biała wilczyca stała przed nami otoczona barierą. Śmiała się podstępnie, zerkając na nieprzytomnego Nenyto.
- Jakiś problem? – zapytał czarny drapieżnik.
- Nenyto… Oj nie warto go leczyć, nie warto – zaśmiała się głośno.
Na imię basiora, postawiłam uszy i zaczęłam się jej bacznie przyglądać. Nie znałam jej. Biało-szary wilk, o fioletowych oczach, czyżby władający wodą przybyli aż tutaj?
- Zabawi się, porzuci, zostawi – kontynuowała – powinien zdechnąć i to dawno temu.
- Skończ – warknęłam głośno.
 Wtedy wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane. Ale wszystko rozwiało się, gdy przeniosłam wzrok na w pełni świadomego basiora. Podeszłam do niego powolnym krokiem, szturchając lekko nosem. Ten odsunął się ode mnie, nie spuszczając wzroku z Białej.
- Nen, znasz ją? – zapytałam cicho.
Ten nawet nie zwracał na mnie uwagi, stał wpatrzony w nieznajomą jak w obraz jakiś! Ta od razu zmieniła wyraz twarzy, uśmiechnęła się zalotnie, merdając ogonem. Xard wiedząc, że nie może jej dłużej trzymać, wypuścił waderę z klatki.
 - Adeya, ukochana ty tutaj?
 Wtedy jeszcze bardziej mnie zamurowało, czyli jednak ją znał, ukochana… Westchnęłam cicho, czując jak odsuwa mnie od siebie i idzie w stronę tej jak jej tam… Adey? Przypomniały mi się jej słowa, przez co podbiegłam do Nena, by stanąć między nim a waderą. Chwyciłam jego pyszczek w łapy i zmusiłam do spojrzenia na mnie.
- Słuchaj! Nie wiesz co o tobie gadała! Ogarnij się! – krzyknęłam mu prosto w twarz.
Ten tylko spojrzał na mnie, po czym znowu odsunął na bok. Wtedy to właśnie poczułam się jak przedmiot. Przyjdź kiedy będę chciał… To zabolało.
- Nie wtrącaj się – powiedział cicho.
 Biała wadera zaśmiała się pod nosem, gdy Nen popatrzył jeszcze na mnie. Opuściłam łepek, przenosząc wzrok na łapy. Wciągnęłam powietrze nosem, odwracając się do tyłu, lecz słowa wilczycy w mojej głowie, zmusiły mnie do odwrócenia się i warknięcia na nią. Znajomy mi jednak basior, odwrócił się w moją stronę i wyszczerzył delikatnie kły. Podkuliłam ogon, nie okazując tego co teraz mną władało.
- Przekonasz się – szepnęłam, chowając się za lwem.
Usiadłam na ziemi, zamykając się w tym swoim wewnętrznym świecie, nie zwracając uwagi na dialogi tamtej dwójki. Oparłam łepek, o bok wielkiego futrzaka i skupiłam na układaniu wszystkiego w całość. To co Nenyto zrobił w tej chwili, bardzo mnie zabolało. To przedmiotowe traktowanie, kiedyś wywoływało u mnie łzy, lecz było dla mnie na porządku dziennym. Zerknęłam tylko w stronę basiora, mając nadzieję, że szybko się ogarnie, lecz to było chyba niemożliwe. Był jak w jakimś transie, jakby nie widział świata, prócz Adey.
<Nen?>

Od Nif - Cd. Moon

Spoglądałam raz na Moon, raz na jej Elfickiego towarzysza, po czym wybuchłam śmiechem, dosłownie upadając na ziemię. Złapałam się za brzuch i nie mogąc powstrzymać łez radości, chichrałam głośno. Zorientowałam się jednak, że podnosi mnie znana białowłosa postać. 
- Elo Elfik – odpowiedziałam niby pijana, machając mu ręką przed nosem. 
Ten tylko przewrócił oczami i pociągnął mnie w moją stronę, nie pozwalając powrócić mi do przyjaciółki i jej przedziwnego towarzysza. 
- Co się z tobą dzieję? – zapytał, odciągając mnie dalej. 
- Elfciu kochany ale nie widzisz, że dobrze się bawię, śmieję, a nie płacze i do tego odnalazłam starych przyjaciół? Pocieszyłbyś tą swoją mordulcię i tam uśmiechnął się lekko! 
Wtedy właśnie mężczyzna obdarzył mnie uśmiechem i puścił ramię. Oboje podeszliśmy powolnym krokiem, do Moonci i pana półnagiego, przedstawiając przy tym sługusa Haego. Wtedy wpadłam na pewien pomysł. Ciekawe co się stanie, jakby tak sobie zrobić mały wyścig? Pociągnęłam przyjaciółkę za ramię, pozostawiając magiczne istoty same sobie, by wytłumaczyć jej zasady gry. 
- Patrz, biegniemy, wskakujemy na plecy i każemy biec sprintem do tamtego drzewa, rozumiesz?- zapytałam szybko. 
Ta na początku skrzywiła się lekko, lecz już po paru sekundach cwany uśmieszek zagościł na jej twarzyczce. 
- Na trzy…. Raz… Dwa… - szepnęła by już po chwili głośniej powiedzieć ostatnie słowo – trzy! 
Rzuciłam się pędem w stronę białowłosej istoty, zajmując miejsce na jej plecach. 
<Moonciu? Odwala XDD>

Hikari



Imię: Hikari (jap. Światło)
Pseudonim: Hi, Hika, Świetlista
Wiek: 5 miesięcy
Płeć: Chyba nietrudno się domyślić, iż jest to wadera?
Rasa: 40% Wilk Światła | 25% Wilk Tajemnicy | 20% Wilk Ghostim | 15% Anioł
Charakter: Hikari... Zacznę od pierwszego spotkania oraz wyjaśnienia, jak wówczas się zachowa. Otóż... ucieknie. Tak, na twój widok tak po prostu czmychnie, jak najdalej będzie to możliwe. Z tych kilku słów, można wywnioskować niektóre z cech jej charakteru. Przede wszystkim, jest to niezwykle strachliwa waderka. Boi się niemalże wszystkiego. Zdobycie jej zaufania wymaga dużo czasu oraz poświęcenia, gdyż żeby ci zaufała, musisz pokazać, że naprawdę jesteś tego wart. Jest bardzo nieufna i ostrożna. Nie podejdzie, nie zagada. Jak kogoś zobaczy, powoli się wycofa, a potem ucieknie. Boi się innych wilków, no i nie tylko ich. Ale mimo strachu ma naprawdę złote serce. Zawsze pomoże każdemu, kto tego potrzebuje, nie ważne kim jest. Uwielbia przebywać na łonie natury, zbierać kwiaty, pływać w jeziorach, czy wspinać się na korony drzew. Kocha wszystkie zwierzęta. Z nimi dogaduje się sto razy lepiej niż z innymi przedstawicielami jej gatunku. Zawsze odznacza się tym, iż jest wyjątkowo cicha spokojna i delikatna. Jeszcze nigdy w życiu nie podniosła głosu, ani nigdy nikogo nie uderzyła. Od początku była szarą myszką, ukrywającą się przed resztą świata i odnajdującą schronienie wśród natury.
Głos: K L I K
Konto: 300 Kr
Orientacja: 100% Heteroseksualna
Jaskinia: Za dom wybrała sobie Jaskinię Światła, ale często śpi w różnych opuszczonych jaskiniach lub na drzewach.
Rodzina: Chciałaby o nich zapomnieć...
Ulubiony kolor: Uwielbia wszystkie kolory, ale tymi ulubionymi są ostatnio biały i błękitny.
Motto:
 ,,Kochaj życie, bo niektórzy już je stracili..."
Urodziny: 12 kwietnia ktoś tu urodził się w dzień czekolady ;)
Lubi:
  • Zwierzęta
  • Zabawę na świeżym powietrzu
  • Patrzeć w niebo, zarówno w nocy jak i w dzień
  • Marzyć
  • Wschody i zachody słońca
  • Kwiaty
  • Magię
Nie lubi:
  • Obcych,
  • Przemocy
  • Walki
  • Broni palnej
  • Burzy
  • Zastrzyków,
Historia: Hikari urodziła się w pewnej watasze. Rodzice ubóstwiali swoje pierwsze dziecko, czyli starszego brata Hi - Rock'a. Jednak wkrótce po narodzinach Hikari, Rock zmarł na ciężką, nieznaną chorobę. Rodzice, z im tylko znanych powodów, za jego śmierć obwiniali właśnie małą Świetlistą. Znęcali się nad nią, bili i torturowali. Ona nie wiedziała dlaczego tak się działo. Pewnego dnia, po kilku miesiącach męczarni, udało jej się uciec. Potem trafiła tu, marząc, że właśnie zaczął się nowy rozdział w jej życiu.
Inne zdjęcia:

Kontakt: Kama3007 (hw) | gwiazdkowa3007@gmail.com
Ciekawostki:
  • Od zawsze fascynowała ją Japonia, więc uczy się tego języka.
  • Co dziwne, rozumie mowę zwierząt, ma tak od urodzenia.

Od Anabel - Cd. Elandiel

Zabrałam od niej ciemnofioletową miksturę i przyglądałam się jej chwilę. Potem wypiłam szybko. Jak smakowała? Różami i... Czymś dziwnym. Wadera przyglądała się mi, a ja spuściłam wzrok.
-Dziękuję-wybąkałam nadal patrząc w dół. Martwiłam się, że zapyta jakim cudem się tu znalazłam, co to wszystko znaczy i skąd te rany. A ja nie miałam ochoty opowiadać o tym wszystkim, zresztą... Co ja powiem? Prawdę? Na pewno mi nie uwierzy. Kłamstwo? Ciekawe jakie! Zaatakował mnie Wolverine? Wolne żarty.
-Czujesz się już lepiej?- zapytała Elandiel przerywając głuchą ciszę.
-Tak... O wiele...- Fizycznie- tak. Psychicznie- to całkiem inna historia. I coś czułam, że szybko to się nie zmieni. A przynajmniej nic na to nie zapowiadało. Po pierwsze- wspomnień nie da się pozbyć od tak. Po drugie- byłam bezbronna i zagubiona, zdana na los, który lubi coś zmienić. I to zazwyczaj na gorsze. Sięgnęłam po kubek i upiłam troszkę herbaty.
-"Mmm. Owoce leśne"- pomyślałam. Chwyciłam naczynie w dwie ręce, by je ogrzać. Ziewnęłam mimowolnie ze zmęczenia, a oczy same zaczęły mi się kleić.
(Elaa? )

Od Nenyto cd Disapre

W jednym momencie moje ciało zadrżało, Disapre wylądowała ku mego boku. Szybkim tupnięciem w ziemie wywołałem niewidoczną falę, która zamroziła pobliskich wrogów. Oby dwojga zwróciwszy się w tył zaczęliśmy biec. By mieć większą szansę ucieczki tworzyłem ściany lodowe za nami. Wadera stanęła na chwilę,aby zastanowić się gdzie uciec i ukryć. Ja w tym czasie zajrzałem za siebie i zauważyłem trzy wilki otoczone pomarańczową, mieniącą się tarczą. Zmrużywszy oczy spostrzegłem, że to wilki ognia  topiące lód. Tuż za nimi podążał brat Disapre.
-ŻE CO KURWA. - Odchyliłem łeb w tył ze zdziwienia. - Pośpiesz się!
-Tędy! - Warknęła zrywając się z nóg. Podążając za nią trafiliśmy do ciemnego lasu. W około były tylko świerkowe drzewa, a pomiędzy nimi śpiewy ptaków.
Zaprzestałem używać mocy. Nie chciałem pozostawiać po nas śladu. I tak to by nic nie dało, w końcu mogli obejść to bokiem czy też stopić.
Nagle nastała cisza. Było słychać tylko nasze głośne sapanie. Przyłożyłem sobie łapę do pyska, by nie było mnie słychać. Poskutkowało. Nastawiłem uszy i siedząc pod drzewem rozglądałem się.
-Idą... - Sapnęła do mnie wilczyca. Spokojnym krokiem chcieliśmy ich ominąć. Jednak nie mogliśmy zapomnieć, że to też wilki i mają dobry węch.
-Ogólnie dobrze go poznać w takich warunkach.- Burknąłem pod nosem.
-Nie teraz... - Spojrzała się na mnie z poważną miną. Miałem się już odwrócić, gdy nagle przede mną pojawił się czerwony wilk z blizną na oku.
-No cześć. - Zachichotałem z lękiem. Ten tylko na przywitanie wystawił kły. Zrobiłem krok w tył zderzając się z Disapre.
-Jakiś pomysł? - Spytała, odwróciłem głowę. Była otoczona przez swojego brata i jego sprzymierzeńców. Odpowiedź na jej pytanie była tylko jedna... wiać.
-Dopiero co się odnaleźliśmy, a Ty już chcesz mnie zostawiać? Nono... - Chwycił ją za szyję i szeroko uśmiechnął. - Pogadamy sobie inaczej.
Po tych słowach zaczęli nas prowadzić w głąb lasu. Jednak okazało się, że to droga do wysokiego klifu. Czerwony basior chwycił Disapre i zaciągnął na brzeg.
-Zostaw ją! - Warknąłem chcąc się wyrwać z łap dwóch innych wilków.
-Pytanie za sto punktów, kim jesteś? Czyżbyś się z nią nieźle bawił po nocach? Ciekawe czy Ci opowiadała o pięknych nocach z ojcem i mną. - Nagle przypomniała mi się opowieść, gdzie zwierzała mi się z pewnych rzeczy. Uniosłem pysk i zerknąłem na niego ź wielkim obrzydzeniem.
-Gdybym tylko mógł... - Ostro szarpnąłem w stronę zgorzałego wilka. Splunąłem mu pod łapy.
Nagle ku mym oczom z tyłu ich wszystkich z klifu wyleciał smok. Nie! To nie był smok. Wielki łeb, smoczy łeb... ostre kły. A niżej? Tylko skrzydła ze smoczej skóry i wielki tułów konia. Tylko łapy takie dziwne, zamiast kopyt ujawniały się pazury.
Nie chyba tylko ja to przyuważyłem. Jeden z trzymających mnie cofnął się o mały krok
-Amirze...
-Co? Nie przerywaj mi....
-Ale, Amir... tam.. tam jest Biggycow...
-Biggycow? - Dopytał się, jakby na moment nie ogarnął o co chodzi. Odwrócił się i spostrzegł to co ja. A więc, zwało się to Biggycow? Najwyraźniej musiał siać spustoszenie skoro od razu woleli uciec niż nas uwięzić. Zniknęli tak szybko, jak się pojawili. Bezszelestnie. Hah, mały smoko-koń ich wystraszył? Ha!
Chociaż jakby się przyjrzeć... mały znaczy duży, a ślina jest  pieniącą się lawą... Gdzie nagle mi przed oczyma wypuścił kapkę groźnej cieczy... a po chwili uwolnił z siebie ciekły azot... Idealnie! Nie znałem tego stworzenia, ale już wiedziałem.. że może zabić w natychmiastowym tempie. Jego kolejnym ruchem było wzbicie się w powietrze.
Po cichu wraź z Disapre postanowiliśmy się ulotnić, póki nas nie widział. Oddaliliśmy się od owego lasu. Idąc łąką, gdzie były wysokie trawy było widać w powietrzu krąźącego drapieżnika.
-Ciekawe co by się stało jakby nas złapał. - Spytałem waderę.
-Nie byłoby ciekawie. Ale widzę Amir nieźle się przestraszył. Ehh.. To był mój brat, jak wspominałam...
-Nie, nie mów. - Uśmiechnąłem się po dłuższym czasie do Dis. Odwzajemniła go, jednak w oczach miała przejecie tą całą sytuacją.
Korciło mnie by ją wypytać o wiele szczegółów, ale teraz najważniejsze by wrócić całym i zdrowym do domu.
Nagle na niebie rozbrzmiał wielki huk. Na niebieskim niebie zjawił się następny Biggycow. Skąd i jak? Nie mam pojęcia. Były przy nim jednak mniejsze osobniki. Zapewne dzieci. Na moich oczach jeden z wielkoludów zaatakował drugiego piekielną lawą. Przez grawitację spadła w dół rozpryskując się na wiele stron. Sądząc, że jesteśmy daleko od nich, szliśmy spokojnie. Nagle na mą łapę kapnęła kropla zielonej cieczy. Powąchałem, spojrzałem z bliska. A po minucie moja łapa zdrętwiała i nieco zaczęła krwawić. Bez zbędnej rany, po prostu leciała czerwona krew.
Myśląc, że to nic poważnego szedłem dalej - Był to błąd, po chwili marszu upadłem. Czułem tylko ostre pieczenie w łapie oraz wyżej. Usiłowałem tam spojrzeć... nim jednak to zrobiłem, zemdlałem.
_______________
Disapre? Nie wiem, ale to chyba trucizna, krwawię :C A Amir zwiał, nie powinno tak być! :'D

Od Amiszy cd Tetsu

-Ale z ciebie zawadiaka-burknęłam i uśmiechnęłam się do mężczyzny
-Ups...eliksir przestaje działać, co teraz?-spytałam i poczułam jak jedno ucho z ludzkiego zmienia się w wilcze
-Szybko, wychodzimy-rzekł chłopak i wyszliśmy z knajpy
Gdy poszliśmy za budynek, oparłam się o ścianę
-I co teraz?-spytałam lekko przerażona
-Nie wiem, kurcze...kurcze no nie wiem-westchnął Tetsu i starał się wytężyć mózg, przerażona tym wszystkim zbierało mi się na płacz...
-Boże, jak ludzie zobaczą wilka, nic tylko mnie zabiją-szepnęłam a łzy spłynęły mi po policzkach

<Tetsu?>

Od Anabel - Cd. Rose

Patrzyłam niepewnie to na kubek, to na wilczycę o białych, pięknych skrzydłach. Powąchałam brązowy płyn. Pachniał... Czekoladą. Upiłam trochę płynu. Smak też miał normalny. Ostatnio straciłam pewność siebie, ale że trzęsłam się z zimna, zaczęłam łapczywie pić. Napój rozgrzał mnie trochę i poczułam się lepiej. Wadera nie wyglądała na agresywną, ale przecież pozory często mylą. Żałowałam, że nie zabrałam ze sobą Hiro. Czułabym się pewniej. W każdym bądź razie zapadła niezręczna cisza, którą przerwałam.
-Czy... Czy mogłabyś mnie wypuścić?-zapytałam patrząc na nią.
-W taką pogodę? Zaczekaj, aż przejdzie burza, dobrze?-odpowiedziała spokojnym głosem.-Jak masz na imię?-dodała po chwili, ja jednak nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru. Co jak najpierw chce po prostu zdobyć moje zaufanie? Nie zaryzykuję... No chyba że gdybym udawała... Mogłaby uciec...
-Anabel.-wydukałam krótko.-A... A ty?
-Rose
(Rose?)

Od Elandiel - Cd. Anabel

- Idź na górę i połóż się. Zaraz przyniosę ci herbatę. - powiedziałam, widząc stan dziewczynki. Ta pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę, wszystko jest dobrze. - odparła niemrawo.
- Właśnie widzę.. - mruknęłam. - Przecież zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś zmęczona dzisiejszym dniem. Możesz zająć pokój naprzeciw schodów. Jest wielkości mojej sypialni, ale nic w nim nie robię. - oznajmiłam, wracając do zaparzania wody. Wyjęłam kubek z szafki i włożyłam do niego herbatę o smaku owoców leśnych. Dziewczynka niechętnie ruszyła na górę, jednak w tym przypadku byłam nieugięta. Odprowadziłam ją wzrokiem na górne piętro, po czym zalałam wrzątkiem torebkę herbaty. Zostawiłam naczynie na blacie, aby płyn się trochę ostudził, i weszłam do pokoju obok, w którym znajdowały się zioła, opatrunki i tego podobne. Wyjęłam szklaną flaszkę i wsypałam do niej sproszkowane płatki róży. Wlałam trochę soku z aloesu i dodałam parę kropel Złotej Wody. Wszystko to zmieszałam razem, dzięki czemu eliksir zyskał koloru ciemnofioletowego. Wzięłam również bandaże, agrafkę i emulsję, która uśmieża ból. Wróciłam do kuchni i wzięłam do jednej ręki ciepłą herbatę, a do drugiej bandaż i miksturę, po czym ruszyłam do rannej. Zapukałam w drewniane drzwi i z lekkim uśmiechem je otworzyłam.
- Jak się czujesz? - zapytałam, zerkając na dziewczynkę.
- Nie najgorzej. - odparła. Westchnęłam cicho i położyłam na stoliku kubek.
- Pokaż rękę. - powiedziałam, uprzednio wskazując na łóżko. Ta niechętnie wyciągnęła ranną kończynę w moją stronę. Wzięłam na palce trochę przezroczystego płynu i delikatnie wtarłam go w skórę otaczającą ranę. Następnie nałożyłam na nią bandaż i spięłam go agrafką. Chwilę później wręczyłam dziewczynce fioletową miksturę.
- Wypij to. Uśmierzy twój ból i przyspieszy gojenie. Poza tym, jest całkiem smaczna. - dodałam, uśmiechając się niepewnie.

< Anaa? >

Od Anabel - Cd. Elandiel

-Nie... Boję się igieł...-powiedziałam niemrawo rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu. Najchętniej wtedy wcisnęłabym się w jakiś kąt, zniknąć z pola widzenia i zwinąć się w kłębek. Tego dnia zdarzyło się za dużo. I to o wiele za dużo. Nadal serce kołatało mi w piersi. Z mieczem na dziecko! 
-Nie boli aż tak bardzo...-oświadczyłam. Niepewnie podeszłam do ściany, usiadłam i oparłam się o nią. Zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzeć na opatrunek pod którym znajdowała się okropna rana. Przygryzłam od środka wargę i poczułam na języku przyjemny, metaliczny smak. To jakoś mi pomogło, sama nie wiedziałam jak. Elandiel patrzyła na mnie spojrzeniem, które mówiło: " Nie wierzę ci"
-Na prawdę nic mi nie jest...-Wadera westchnęła i weszła do kuchni.
-Zrobię ci tą herbatę. Rozgrzeje cię.
(Elandiel? Nie mam pomysłu)

Od Tetsu CD Shadow

Wstałem powoli, próbując nie piszczeć jak panienka.
-Zacznę od tego, że jestem TYLKO WŁAŚCICIELEM servampa, a nie wampirem. Jeszcze dwa lata temu nie miałem pojęcia, co to w ogóle jest servamp!-Warknąłem, przykładając ręcznik do rany-przez Ciebie znowu zakrwawiłem ręcznik z onsenu! Jeszcze parę razy i wszyscy będą myśleć, że mam okres.
-Wampir-warknął pod nosem, ale już się uspokoił.
-Jeszcze raz mi coś wbijesz, a skończysz z nietoperzem na twarzy. Nie polecam. To gryzie-wskazałem na Hugh'a-a teraz wybacz, bo muszę iść OPATRZYĆ RANĘ którą mi zadałeś, padalcu.
Oddaliłem się w stronę swojej jaskini. Chwyciłem bandaż, po czym owinąłem go wokół klatki piersiowej. Dopóki nie przestanie krwawić, z onsenu nici, jeśli nie chcę się wykrwawić. Dzięki, Shadow, pomyślałem. Zdecydowałem wybrać się do medyka. Umei no Kokoroo na szczęście była u siebie. Odwinąłem bandaż i wskazałem na ranę.
-No zobacz, no. Skandal jakiś-burknąłem. Medyczka bez słowa podała mi jakąś maść z napisem "roztwór z twojej starej".
-Co to jest?-Zdziwiłem się.
-Takie tam smarowidło. Zasklepia rany w parę minut-wyjaśniła.
-Czyli będę mógł iść do onsenu?-Zapytałem drobną waderę.
-Tak, tylko poczekaj, aż się zasklepi-powiedziała, nałożyła dużą ilość maści na świeży bandaż i owinęła mi brzuch.
-Dzięki-powiedziałem z lekkim uśmiechem i wyszedłem. Sekundę po wyjściu napotkałem Shadow'a.
-Chciałem przeprosić-burknął.
-Luz. Jednak-tu przyszpiliłem chłopaka do drzewa-przez Ciebie nie mogłem iść do onsenu.
Rana trochę piekła, ale to chyba dobrze.
-Idę do onsenu. Jak chcesz, to idź ze mną-powiedziałem i oddaliłem się do Adefilion. Stanąłem przed wejściem do łaźni. Kątem oka dostrzegłem Shadow'a. Wszedłem do środka.
-Dobry-przywitałem się z nowym recepcjonistą.
-Syn właścicieli, tak? Witam-uśmiechnął się chłopak w okularach. Zdjąłem buty i skarpetki, zostawiając je na wejściu. Ruszyłem do męskiej przebieralni, zrzuciłem ciuchy i chwyciłem świeży ręcznik, obwiązując go w pasie. W onsenie nikogo nie było. Wyszedłem na dwór, rzuciłem ręcznik na jakiś głaz i wskoczyłem do największego i najcieplejszego zbiornika z wodą, chociaż wiem, że w onsenach się nie powinno skakać, takie zasady. Po przeciwległej stronie zbiornika coś się poruszyło. Lekko otworzyłem oczy. Shad.
-Siemka, jednak przyszedłeś?-Zapytałem.
-Uznałem, że w sumie jak dają, to bierz. Tanio tu-stwierdził.

<Shadow? Znowu tasiemiec>

Od Shadow'a CD Tetsu

Zmierzyłem chłopaka badawczym wzrokiem. Ja również przybrałem postać człowieka. Wampir? Wszystko wzkazywało właśnie na to. Nie wiem o czym on mi opowiadał, o jakichś "servapach", czy innych cudach, bo ja z tego zrozumiałem tylko tyle, iż jest on upiorem. Pobiegłem pędem do swojej jaskini, by po chwili wrócić, wymachując na wszystkie strony amuletem z kilku główek czosnku i wrzeszcząc:
- Precz zły duchu!!!
- Ejej, uważaj! Jeszcze kogoś tym walniesz! - wykrzyknął Tetsu, starając się unikać moich wymachów.
W końcu amulet wypadł mi z ręki. Natychmiast przywołałem swój ukochany miecz. (http://s610.photobucket.com/user/CONCEPTS74/media/KitRaeMolotochtheSlayerSword_zps4fdc9645.png.html)
- Niestety nie mam osikowego kołka, ale może to też zadziała! - mruknąłem.
- Nie, nie zadziała!
- Ale zaboli! - ryknąłem, rzucając się na wampira.
Trafiłem go, przebijając mu mieczem bok. Syknął z bólu i upadł na ziemię.
- No weź! Ja ci tu załatwiam zniżkę w onsenie, a ty tak mi dziękujęsz?! - krzyknął, a na jego twarzy widać było wyraźne oburzenie.
- Nie lubię wampirów - warknąłem.
- Ale ja nie jestem jakimś tam zwykłym wampirem! - burknął.
- To czym jesteś? Opowiadaj, tylko pamiętaj, że mam cię na oku! - nakazałem, wymierzając mieczem w jego stronę, chcąc w ten sposób podkreślić powagę sytuacji.
< Tetsu? Wybacz za długość, ale zupełnie nie orientuję się w tym temacie, więc musisz mi wytłumaczyć XD >