-Dobra, kotku. Teraz albo nigdy...-powiedziałam, ale nie ruszyłam się z miejsca. Zwierz patrzył na mnie ni to z zawiedzioną miną, że jej pani jest taka durna, ni to z oczekiwaniem, aż skoczę, a ona będzie mogła patrzeć jak lecę w dół jak kamień.- Iii... Skaczę!-nadal się nie ruszyłam. Mój towarzysz popatrzył na mnie zawiedziony i żeby dodać mi otuchy... No dobrze- żebym w końcu spadła z tego drzewa- niespodziewanie drapnął mnie pazurem. Ja zrobiłam wielkie oczy, straciłam równowagę i runęłam jak długa zasłaniając łapami oczy i wrzeszcząc w niebogłosy. Zdziwiona tym, że spodziewane "Buum!" nie nadeszło, powoli spojrzałam przed siebie najpierw pierwszym ślepkiem, potem drugim. Z zaskoczenia moje oczy wyglądały jak pięciozłotówki.- Ja leeecę!!!- krzyczałam jak szalona. -Dobra. Drzewo przede mną.- powiedziałam sama do siebie i próbowałam skręcić, tylko był jeden problem...-Jak się steruje!!!- znowu się darłam. Zasłoniłam ponownie twarz łapami, zatrzymałam się rozpłaszczona na pniu i spadam na ziemię. Jednak w końcu na niej wylądowałam, chociaż później niż się spodziewałam. Potem zaskoczona stwierdziłam, że kogoś zmiażdżyłam. Zeszłam szybko z wilka.- Przepraszam, bardzo przepraszam! Nie chciałam tutaj spaść, nie widziałam tutaj nikogo. Bardzo mi przykro!- gadałam jak najęta patrząc na osobnika, który chyba nieźle oberwał.
(Ktoś? Albo więcej ktosiów?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!