31 lip 2015

Od Kamiko CD Kahir'a

Ból był nie do wytrzymania. Zacisnęłam zęby i próbowałam go wytrzymać. Po ok. 3min. Ból przeszedł a ja spojrzałam na łapę. Wyglądała w miarę normalnie, oczywiście nie licząc tego, że niemiłosiernie śmierdziała. Skrzywiłam się mimowolnie.
- natrzyj liśćmi bakary... - powiedział basior jakby czytał mi w myślach
- dzięki - mruknęłam ruszając przy tym łapą. Ból całkowicie zniknął. Raz jeszcze spojrzałam w stronę basiora i razem z Kahirem wyszliśmy z jaskini. Przypomniało mi się, że to Kahir mnie tam przyniósł.
- Dzięki... - powiedziałam patrząc zupełnie w inną stronę. Nie wiem czemu ale nagle zaczęłam inaczej patrzeć na Kahira. Teraz nie był to dla mnie byle jaki basior, na którym mogłam ćwiczyć swoje uroki. Był to w pewnym rodzaju.. przyjaciel... Kiedyś pewnie walnęłam by się w pysk za takie smęty.
- Nie ma za co - powiedział lekko masując ramię. Pewnie nie byłam taka lekka. Eh wypadało by się jakoś odwdzięczyć czy coś...
- Ee może chcesz jakiś masaż... - przypomniało mi się, że kiedyś widziałam jak pewna wadera to robiła..
( Kahir? ^^' )

Od Kahir'a CD Kamiko

Zerknąłem na nią ze zdziwieniem. Rozciągnąłem się i popatrzyłem na cichego wilka. Nie odpowiedział Kamiko, ale podszedł do niej oraz polał jej łapę czymś co miało dziwny, a raczej ohydny zapach. Wyraz wadery na pysku także nie należał do przyjemnych. Podczas "zalewania" jej rany zaczęła piszczeć że piecze.
-Przestań już! - Warknęła w jego stronę.
-Cicho, zaraz przejdzie. W końcu nie chcesz infekcji albo stracić łapy.  - Zastraszył waderę. Ta tylko położyła się przygryzając zęby z bólu.

Kamiko?

Od Kamiko CD Kahir'a

Po woli odzyskiwałam przytomność. Czułam, że nie jestem już na ziemi. Rozejrzałam się mimowolnie ruszając zranioną łapą. Syknęłam z bólu. Kahir spojrzał na mnie przez ramię.
- Niedługo będziemy na miejscu - rzeczywiście już po chwili byliśmy w jakiejś nieznanej mi jaskini. Podszedł do nas jakiś wilk. Kahir coś mu mówił ale jakoś nie wychwyciłam ani jednego słowa. Zachciało mi się pić
- A masz może jakiś alkohol - mruknęłam do nieznajomego.
( Kahir? Może ty masz jakieś piciu? Xd )

30 lip 2015

Od Avy CD Philla

Odwróciliśmy się w tamtą stronę i zobaczyliśmy Kahira i Sharlyn.
- Cześć idziemy się seksić za krzaczki z Sharlyn. - powiedział Kahir.
Spojrzałam na Philla. Był bardziej zdziwiony niż ja ale ja tego po sobie nie dałam poznać i tak jakby nic się nie stało zapytałam :
- Możemy się przyłączyć? - spytałam. A Phill spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak - odpowiedziała Sharlyn.
- Żartowałam :D - odparłam uśmiechając się do wadery. A Phill zdjął ze mnie zdziwione spojrzenie.
- To my idziemy - powiedziała Sharlyn i po chwili zniknęli w krzakach.
-........ - Phill XD.
I w tym momencie poczułam zimną kroplę deszczu na moim nosie. Powoli zaczynało grzmieć. Po paru minutach zaczęło padać mocniej i szybciej.
- Zanosi się na burzę... - powiedział Phill.
- Nie dobrze... Mam daleko do jaskini. - powiedziałam z przerażeniem.

<Phill? Czy zaprosisz mnie do swojej jaskini? O TO JEST PYTANIE XD>

Od Avy CD Sharlyn

Myślałam że napotkana przeze mnie istota to raczej lis. Zdziwiłam się tym że się jednak mylę.
Była ona waderą. Była niska, miała jasną szarawą sierść i szpiczaste, zakończone pędzelkami uszy. Wyglądała na miłą waderę. Gdy mi się przedstawiła postanowiłam zrobić to samo.
- Jestem Ava, miło mi Cię poznać Sharlyn. - odparłam uśmiechając się do wadery.
Słońce muskało przyjemnymi promieniami, gdyż był ciepły poranek, który prosił się o wyjście z jaskini i spacer po lesie i łące oraz kąpiel w jeziorze.
<Sharlyn? Brak veny:-/>

Oracle!

 http://img08.deviantart.net/a234/i/2015/027/9/1/__crystallize___by_aviaku-d8fo2iy.jpg
Imię: Oracle
Pseudonim: -
Wiek: 3 lata
Płeć: Samica ♀
Rasa: Wilczyca Ghostim
Charakter: Oracle jest sympatyczną i pozytywnie nastawioną do życia waderą. Lubi towarzystwo innych wilków, a zwłaszcza basiorów, ponieważ od zawsze lepiej dogadywała się z osobnikami płci przeciwnej. Stanowcza, odważna i szczera do bólu. Od czasu do czasu bywa zadziorna i pyskata, jednakże wie, w którym momencie powinna przystopować, by nie zranić cudzych uczuć. Jeśli jednak jej się to uda od razu próbuje poprawić komuś humor, nie ważne jak. Szybko się peszy gdy jej znajomość z basiorem przechodzi na wyższy poziom, czyli w momencie, w którym dostrzega, że dany osobnik próbuje z nią flirtować. Unika rozmów typu „kto ci się podoba?” i „pasujecie do siebie”. Podczas pełni i nowiu staje się osowiała i cicha, ze względu na dużą liczbę duchów ujawniających się jej w tym czasie.
Stanowisko: Wypatrująca
Głos: Juventa – Move Into Light https://www.youtube.com/watch?v=32HT9LRq6D0
Konto: 300 KR
Zauroczenie: To się okaże… :3
Partner: -
Jaskinia: Asterii
Potomstwo: -
Rodzina:
Matka Aurora - http://img00.deviantart.net/a4fd/i/2014/160/d/3/g___aurora___by_aviaku-d7ll9fw.jpg
Ojciec Scythe - http://pre06.deviantart.net/0973/th/pre/i/2014/109/a/e/pc__frostbite___by_aviaku-d7f060s.jpg
Brat Ilethe - http://img00.deviantart.net/1ca1/i/2014/135/3/2/at___llethe___by_aviaku-d7icpf5.jpg
Moce:
Niewidzialność
Bezszelestne poruszanie się
Przenikanie przez przedmioty
Kontakt z duchami (widzi ich więcej podczas nowiu i pełni)
Ulubiony kolor: Błękit
Motto: "Pamiętaj, że niezależnie od tego, jaka była twoja przeszłość, zawsze masz przed sobą przyszłość"
Urodziny: 31 października
Lubi: Wodę, białe lilie i róże, przebywanie w ludzkiej postaci, ptaki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie Lubi: Nowiu, pełni, mrówek, wrednych i uszczypliwych wader
Historia:
Po ukończeniu 3 lat Oracle wraz z bratem Ilethe opuściła watahę, w której się urodziła. Po kilku miesiącach wspólnej wędrówki postanowili rozdzielić się i poszukać szczęścia gdzie indziej. Wadera pomimo wahania zgodziła się, ale pod warunkiem, że kiedyś się odnajdą. Po miesiącu samotnej tułaczki spotkała alfę watahy zajmującej tutejsze tereny, która przedstawiła się jej jako Kan-D. Oracle postanowiła dołączyć w nadziei, że jej brat kiedyś ją odnajdzie.
Inne zdjęcia:
Profil - http://pre15.deviantart.net/6328/th/pre/i/2014/064/2/6/__white_lily___by_stripedwolf99-d78wux7.jpg
Jako człowiek - http://api.ning.com/files/PD*OEYumS6W2*hmdsGwOP3k9UX2eoO9VlMGFa6tC7jc9sJptzsU3tPsXJnY8NzYoUSxSePZc9UbkE1YOoOF6-VRX8As4LsMN/white_haired_anime_girl_by_evermoredragond4iows1.jpg
Kontakt: Rafaela (Howrse)

Od Philla CD Avy

Wstałem i zeskoczyłem ze skały.
Dopiero wtedy zobaczyłem waderę. Było dosyć ciemno.
- Co tutaj robisz... O tej porze? - zapytałem.
- Spaceruję. - powiedziała. - A ty?
- Obserwuję niebo. Często to robię, nie śpię często. - odpowiedziałem.
Skinęła głową.
Jak to zwykle w nocy i wieczorem, zrobiło się chłodniej. Lekki wiatr kołysał powoli koronami drzew i trawą.
Nagle usłyszałem szelest. Moje ucho drgnęło.
Odwróciliśmy się w tamtą stronę.


< Ava? Co lub kto to będzie? >

Od Sharlyn

Jasny poranek wybudził wszystkich, w tym niestety mnie. "Jeszcze minutka.", tak bardzo kusi by zostać na legowisku i nie wstawać. Słońce, przyjdź później, by wywołać mój uśmiech, teraz chcę spać. Tak, zdecydowanie to mam ochotę mu powiedzieć. Wstaję, leniwie przeciągając się. Jasno rozświetlone wejście do jaskini, zachęca mnie do opuszczenia jej. Jednym, szybkim ruchem wyskakuję na zewnątrz, spoglądając na krajobraz. Spowity zielenią teren, delikatne niebo i chłodne powietrze, przyjemne i pobudzające. Nagle usłyszałam jakiś szelest. Postawiłam uszy by wyłapać kroki nadchodzącego. Stąpały lekko, z czego wywnioskowałam, że to wadera. Pomimo iż mam niższą budowę ciała, zawsze ceniłam swoje umiejętności. Od malucha byłam niewielka,i tak też zostało. Nie przeszkadzało mi to jednak w niczym. Bezszelestnie ukryłam się za krzakami, bez chęci przeprowadzania rozmowy z nadchodzącą samicą. Po krótkiej chwili, przed moimi oczami przemknęła biało umaszczona wadera. Biegła szybko, jakby w pogoni bądź ucieczce. Na wszelki wypadek, gdyby jednak uciekała, postanowiłam pozostać w ukryciu. Po upływie trzech minut opuściłam schron, i udałam się na spacer po terenach. Wiatr powiewał, muskając moje ciało. Przeszedł mnie dreszcz, który opłynął mnie od głowy, aż po ogon. Nowe tereny, nowe wilki. Większości nawet jeszcze nie poznałam, a chciałabym. Miałam w planach zostać tu dłużej, więc zamierzałam układać sobie tu szczęśliwe życie, które z pozoru jest łatwe do zdobycia. Jak wiadomo, pozory mylą. Po chwili namysłu, ruszyłam przed siebie, w nadziei poznania kogoś, kto również należy do tej watahy. Krok za krokiem, po woli robiło się cieplej, głównie za sprawą słońca, które wznosiło się coraz wyżej. Wyczułam czyjąś obecność, ten sam zapach. Ponownie ta sama wadera.
Tym razem postanowiłam się nie ukrywać. Przysiadłam sobie, oczekując białej samicy.
-Dzień Dobry. -Rzuciłam, gdy wysunęła kły. Najpewniej pomyliła mnie z lisem, myśląc pewnie, że jest to jakiś przerośnięty, szary a nie rudy, ssak.
-Dzień dobry. -Odpowiedziała, tym razem z lekkim uśmiechem.
-Sharlyn, nowa jestem. -Przedstawiłam się. Lekkie zdziwienie, dobrze mi już znane. Niejednokrotnie mylono mnie już, z wcześniej wymienionymi, lisami.
<Ava?>

Od Miu CD Andromedy

Stałam w bezruchu przypatrując się świeżo zabitej istocie.
-A skąd ja to mam wiedzieć? Wyglądam jak encyklopedia? - odparłam, krzyżując ręce na piersi. Spoglądnęłam na Andromedę, która nadal w postaci wilka patrzyła na mnie pytająco.
-Kurwa, nie patrz się na mnie tak, jakbym ci zabiła rodzinę i zgwałciła kota plackiem!
-Nie patrzę się tak na ciebie - fuknęła wadera.
-Wcale.. - mruknęłam i podrapałam się po karku. Poczułam coś mokrego na dłoni.
-Krwawisz! - krzyknęła Menda. Chciałam jej odpowiedzieć coś w stylu "a ja głupia myślałam, że jestem fabryką keczupu", ale jedyne, na co się wyśiliłam, było ciche westchnięcie.
-Zagoi się. Nie umrę od tego.
-Wiem, ale może.. - zaczęła, acz przerwałam jej ruchem ręki. Z niepokojem się rozejrzałam.
-Andromedo..
-Co?
-Gdzie my do cholery jesteśmy?! - zawołałam mocno zrezygnowanym tonem.
<Menda? Po pierwsze - sorry, złe wifi. Po drugie - sorry, telefon. Po trzecie - łap miejsce, w którym Miu i Andromeda się znalazły>

http://wallpoper.com/images/00/42/53/31/dark_00425331.jpg

Od Kahir'a CD Aveline

Przeszukałem swój domek w celu odnalezienia lusterka. Próbowałem zobaczyć jak wygląda owa rana, jednak na darmo. Przecież przez opatrunek jej nie zobaczę.. .Jakiż ja głupi. Nagle spostrzegłem plamę krwi na swojej koszulce. Trzymając ją w rękach stwierdziłem, że powinienem udać się na zakupy. Przez myśl przeszła mi Aveline która mnie zostawiła. Pomimo, że miałem kilka rzeczy były dla mnie za małe. Z westchnieniem znalazłem ostatnią czystą i dobrą na mnie niebieską bluzę z nadrukiem. Powolnym krokiem zszedłem z domku na drzewie i poszedłem w kierunku znanego mi miasta. Było ono jedyne w okolicy. Idąc ścieżką zauważyłem Ave. Korciło mnie by do niej podejść, jednak po namyśle i dzisiejszej sytuacji zrezygnowałem. Ruszyłem w przód. Poczułem wzrok wadery na swoim ciele i odwróciłem się. Ta natychmiast podbiegła do mnie.
-A Ty gdzie się wybierasz? - Mruknęła oglądając opatrunek z daleka.
-Idę kupić sobie jakieś rzeczy. Ostatnia dobra koszula skończyła z plamą krwi. - Odsapnąłem. Bez słowa zrobiłem krok do przodu.
-Sam chcesz iść?
-A kto miałby iść ze mną, że się pytasz? Myślałem, że jesteś zła. - Wzruszyłem ramionami, a przynajmniej spróbowałem. Ten ruch spowodował ból pod łopatką.

Aveline? 

Od Kahir'a CD Kamiko

Wadera znikła z mojego punktu widzenia. Zacząłem rozglądać się za Kamiko, ale wolałem wejść w głąb lasu. Idąc powolnym krokiem usłyszałem szybkie, głośne szelestanie drzew. Spojrzałem na ściółkę leśną gdzie zobaczyłem uwięzioną Rudą w potrzasku pułapki kłusowników. Mój wzrok poszedł w górę. Moim oczom ukazał się o niewiele większy od nas niedźwiedź.
-Kahir, pomóż mi! - Krzyknęła w moją stronę. Jej drżący głos ujawniał jej lęk oraz ból. Wtem niedźwiedź stanął na dwóch łapach oddając potężny ryk. Uśpiłem rozzłoszczone zwierzę na kilka minut. Nie wiedziałem jednak co zrobić z łapą Kamiko która była zakleszczona. Chcąc uniknąć jej krzyku oraz narzekania, że cierpi także użyłem sztuczki i natychmiast zasnęła. Czas leciał, a niedługo miał obudzić się niedźwiedź. Ufff...! Na szczęście pułapka się rozstąpiła i mogłem uwolnić łapę wadery. W samą porę. Jej rana wciąż krwawiła. Przełożyłem ją sobie przez kark i odleciałem do najbliższego wilka znającego się na sztuce uzdrawiania. Nagle Kamiko się obudziła.

Kamiko?

Od Kahir'a CD Urazy, Kamiko

-Nie rozumiem czym zawiniło biedne stworzonko. Ale podziwiam Cię za yyy... manewry. - Zająknąłem się, a wadera uśmiechnęła. Gdy wróciła Uraza panował ponury nastrój między waderami. Nie chcąc czuć się obcy wyrzuciłem z siebie na szybko:
-No panienki, ja muszę spadać.
-A dokąd? - Zapytała Kamiko.
-No ten... jak to się nazywało. Miałem zamiar iść do swojego domku na drzewie, miałem coś naprawić a siedzę tu z wami.
-No dobra.
-Spoko. - Wtrąciła się młoda alfa kierując wzrok na rudowłosą. Ukłoniłem się w strony wader i odleciałem. Lecąc wśród gęstych chmur wleciałem prawie na jakiegoś kolorowego ptaka. Stanąłem w powietrzu i ziewnąłem. Mrużąc oczy dostrzegłem w końcu swoją chatkę.

Uraza? Kamiko? Piszcie między sobą. Ja odpadam xq

Od Kamiko CD Kahir


Dobra pora zastopować. Widać, że na basiora to nie działa. Podbiegłam do Kahira, który zdążył przejść już kawałek. W lesie było o wiele chłodniej niż na plaży. Szliśmy w milczeniu, miałam nadzieje, że zaraz wybiegnie jakaś sarna bo miałam tego dosyć. Jak na zawołanie coś zaszeleściło w krzakach. Miałam dość ciszy więc bez namysłu się na nie rzuciłam. kto by się spodziewał! To nie była sarna... Nie miałam bladego pojęcia co to było, jednak intuicja podpowiadała mi, że powinnam uciekać gdzie pieprz rośnie. Już miałam się wycofać kiedy dwa ślepia spojrzały na mnie a coś silnie zatrzasnęło się na mojej tylnej łapie. przebijało kości i łamało skórę.  A może na odwrót? Przestałam jasno myśleć a świat stał się dziwnie ciemny. Coś paliło mnie od środka. Ból był okropny jednak wiedziałam, że Kahir gdzieś tam stoi i czeka. Wypadałoby go ostrzec żeby uciekał czy coś... Jednak słowa ugrzęzły mi w gardle.
( Kahir? )

29 lip 2015

Od Urazy CD Kamiko

Zastrzygłam uszami, co pewnie wyglądało zabawnie. W małej, piaskowej bazie obróciłam się do Kahira, zrobiłam sobie okienko na pysk i uśmiechnęłam się, a Kahir odpowiedział mi tym samym. Otrzepałam się, a nagle coś uderzyło mnie w głowę. Upadłam, a na barku Kamiko coś leżało. Był to mały potwór. Czerwone oczy były przepełnione złem, a ogromne zębiska i pazury dodawały potworowi dużo atutów bitewnych. Strąciła stworzenie, które niemal od razu rzuciło się na nią ponownie, tym razem wbijając kły w jej łapę. Ugryzła niewielkiego potwora i odrzuciła do tyłu. Walka była nie fair wobec stworka - Był dużo mniejszy i z pewnością mniej silny. Rzuciła potworka kilka metrów dalej. W tym momencie niemal zwymiotowałam, bo kości przebiły brzuch zwierzęcia sprawiając mu dużo bólu. Podbiegłam do niego, a Kamień zawołał coś głośno, ale nie aż tak, bym to usłyszała. Rzuciłam się pędem w stronę lasu. W końcu znalazłam jeden z liści, który leczy rany. Zerwałam go i pognałam do potwora. Kiedy byłam przy nim nacisnęłam łapą na kości ustawiając je w dobrym miejscu. Potwór zawarczał, ale położył łeb i zamknął oczy. Oddychał. Kamiko zapytała w tym momencie bardzo głośno:
-I co Kahir, podobało Ci się?-Unosiła powoli ogon i uśmiechała się, lecz Kahir wyglądał, jakby jej nie słuchał. Położyłam czym prędzej liść na ranę potworka, która zaczęła się szybko zasklepiać. Kiedy rana zniknęła potwór podniósł się, polizał mnie w łapę i uciekł w stronę lasu. Uśmiechnęłam się i wróciłam do Kahira i Kamienia.


<Kahir? Kamień?>

Od Ave CD Kahira

Starałam się być opanowana, jakoś wytrzymać to, że w pewnym sensie mocno naruszał moja przestrzeń osobistą. Jednak, kiedy jego oddech delikatnie musnął moje ucho, miarka się przebrała. W tempie, które zadziwiło nawet mnie samą, odwróciłam się i dość... brutalnie odepchnęłam Kahir'a.
- No co?- padło pytanie
Wymruczałam pod nosem coś, czego waderze nie pasowało mówić. Zadarłam głowę w górę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Biło od niego zaskoczenie w najczystszej postaci. Skrzyżowałam ręce na piersi i fuknęłam gniewnie, normalnie jak wkurzona kotka.
- Za blisko, o w i e l e za blisko.- odpowiedziałam, nieświadomie akcentując słowo "wiele"
Złość powoli przybierała na sile, przez osobnika. Zdawał się nie żałować niczego. Wzrok mój znów powędrował na podłogę. Zgrabnie wyminęłam Reho i wyszłam z budynku. Zaczęłam zbiegać po schodach. Co prawda świeże powietrze w pewnym stopniu koiło moje nerwy, jednak nie tak bardzo, żebym całkowicie ochłonęła. Blisko domu skrzydlatego spotkałam Ab oraz Rat'a. Nie poświeciłam im zbytniej uwagi, ich również wymijając. Skręciłam w prawo, przekraczając granicę watahy. Może w normalnych okolicznościach wystrzegałabym się miejsc poza terytorium Kan-D, jednak akurat to miejsce uważane było za neutralne. Była to niewielka łąka. Od strony północy jej granicę wyznaczała rzeka, zaś od wschodu i zachodu rosły gęste lasy. Powoli podeszłam do wody, w międzyczasie przybierając wilczą postać. Ułożyłam się na pokrytym trawą i kamieniami brzegu.

<Kahir? No i Ave focha strzeliła XD>

OD Urazy - Kamień dałby się pokroić za taką bliskość, a ty odpychasz biednego Kahira xD

Od Kamiko CD Urazy

Piach wdarł mi się do oczu. Pobiegłam na oślep do najbliższego strumienia. Oczy niemiłosiernie piekły. Obmywszy je w końcu poszłam powoli na plażę
- Ty... - warknęłam ujrzawszy waderę. Podbiegłam najszybciej jak mogłam i gwałtownie zahamowałam sypiąc na nią górę piachu widać było tylko uszy i ogon. Zaśmiałam się.

( Kahir, Urazo? :3 )

Od Kahir'a CD Aveline

-Co to za leczenie się bez nadmiaru przyjemności? - Parsknąłem patrząc na dziewczynę.
-Dziękuję. - Dokończyłem wymawiając to słowo z trudem. Rzadko dziękowałem, a co dopiero za taki wielki wyczyn.
-Nie ma za co. - Odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Co do tych przyjemności... masz coś na myśli? - Spojrzała na mnie z podejrzanym wzrokiem.
-Haha... masaż! Caaaaalusieńkiego ciała.
-CAŁEGO? - Oburzyła się na samą myśl.
-No oczywiście. - Powiedziałem niemal "słodkim, kuszącym" głosem zbliżając się do dziewczyny. Jednak tylko żartowałem. Nie miałem ochoty wyrządzać jej krzywdy...
 -Głupi jesteś. - Wyprostowała swoją sylwetkę patrząc w moje oczy. Nawet nie drgnęła by się odsunąć. Nie obawiała się mnie... a więc cieszyło mnie to.
-Może Ty chcesz jakąś nagrodę za pracę?
-Nie trzeba. - Cichutko wypowiedziała wymijając mnie. Odwróciłem się za dziewczyną i poszedłem za nią.
-To może chociaż jakiś spacer? - Zaproponowałem. Ave stanęła w miejscu, a ja nadal podchodząc do niej zbliżyłem się dosyć blisko jej pleców. Można powiedzieć, że nawet zbyt. Moim zdaniem zakłócałem jej przestrzeń osobistą. - Może tak... zobaczyć do miasta ludzi? - Mruknąłem do jej ucha. Natychmiast się odwróciła i odepchnęła mnie. - No co? - Zapytałem w pośpiechu.

Aveline? Co mnie odrzucasz :c XD

Od Urazy CD Kamiko

-Słyszę to...-Szepnęłam tajemniczo.
-Co?-Zapytała równie cicho.
-Twoje myśli-Odparłam i usiadłam obok Kahira. Kamiko chwilę rozmyślała, po czym stanęła przed Kahirem i mną. Otarła się o jego klatkę piersiową, a ogonem uderzyła mnie w pysk. W ostatniej chwili chapnęłam ogon zębami i pociągnęłam do tyłu. Kamiko upadła i uwaliła sobie cały pysk w piasku.
-Ciesz się, że jeszcze żyjesz-Szepnęłam i uśmiechnęłam się złośliwie.


<Kahir? Kamiko?>

Od Kamiko CD Kahira

Kahir objął mnie ramieniem. Jego zapach był taki Słodki... Spojrzałam na kahira zauroczona.
- przepraszam - szepnełam bardziej do siebie niż do basiora. Lizak wydawał sie dziwnie zadowolony. Suka. Poszliśmy wszyscy nad morze. Jedna osoba mogłaby już sobie pujść... Poczułam przyjemną bryze.
( Uraza, Kahir :* )

Od Kahir'a CD Kamiko

-Nie jestem mordercą. - Odsapnąłem. - Myślałem, że lubisz bliskość z basiorami. - Mruknąłem podchwytliwie. Podpłynąłem do niej wynurzając skrzydła i łeb.
-Może... co Ty tam możesz o mnie wiedzieć. - Szepnęła pod noskiem.
-To co widać w twych oczach. - Szybkim ruchem znalazłem się na lądzie, a następnie się otrzepałem. Ruda, jak to ją cały czas określałem siedziała w wodzie spoglądając się na mnie. Czułem pewien dyskomfort. Jednak po kilku minutach przyzwyczaiłem się do tego, a nawet spodobało mi się to. Gdyby więcej wader tak patrzało na mnie z maślanymi oczkami... ooo taaak...
Moje rozmyślenia przerwała Kamiko.
-Może... zjemy coś?

<Kamiko?>

Od Kahir'a CD Kamiko, Urazy

-Wolę? - Spojrzałem na zdesperowaną waderę z małym podejrzeniem. Przecież to absurd wypytywać się o swoją wymarzoną wybrankę.
-No gadaj! - Syknęła podchodząc jeszcze bliżej. Powolnym ruchem łapy odepchnąłem ją o kilka centymetrów.
-Aveline. Tak, ją. Przynajmniej nie rzuca się na mnie jak na mięso. A pomogła mi w kilku sprawach.
-Że co? Ona? - Zaśmiała się młoda alfa. - A w sumie... dobry wybór! Trzeba jej to oznajmić.
Zerknąłem kąta oka na Kamiko. Miała smutną minkę. Podszedłem do niej i objąłem łapą.
-Nie martw się, żartowałem. Ale takie pytania zachowaj dla siebie. - Mruknąłem jej do ucha.

<Kamiko? Urazooo? :3 >

Sharlyn!

 https://scontent-ams2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t34.0-12/11717002_1596480150603897_48578944_n.jpg?oh=4646a353c4a4f2f71fce6d964bb6f6e3&oe=55B97331
Imię: Sharlyn (Szarlin)
Pseudonim: Shar, Elyn, Mey, Eris
Wiek: 3 lata (Nieśmiertelna)
Motto: "W życiu chodzi o ryzyko i zabawę."
Płeć: Wadera
Rasa: Wilk
Charakter: Shar jest waderą o pozytywnym myśleniu. Bywa arogancka ,chamska, jak i egoistyczna. Odpowiedzialna i towarzyska na swój sposób. Inteligentna i sprytna co wykorzystuje jak nadarzy się okazja. Z dnia na dzień szlifuję swój ciemny charakter, a zmiany są widoczne. Gdy uda jej się zaskarbić czyjąś przyjaźń ceni ją sobie bardzo wysoko. Wówczas jest oddana, wierna, zaufana. Jest mieszanką duszy towarzystwa a jednocześnie samotnika. Gdy się na kogoś zdenerwuje złośliwość wychodzi na wierzch, pomimo wszelkich starań i ograniczeń. Otwarta, chodź czasem woli zachować coś dla siebie. Szczera, nie żałuję sobie komentarzy i uwag ,które często są złośliwe. Wbrew pozorom przyjacielska. Pewna siebie, czasem aż nazbyt. Uwielbia zawierać nowe znajomości. Stara się traktować wszystkich równo. Leniwa a zarazem pracowita. Szanująca otoczenie, zarazem wrogów jak i przyjaciół. Gdy się ją o coś prosi, zazwyczaj wykonuje czyjąś prośbę. Osób których nie lubi unika, by nie wszczynać kłótni. Nie przepada za konfliktami. Drażni ją porażka, w jakiejkolwiek dziedzinie.
Stanowisko: Tropiciel, łowca.
Głos: Sofia Karlberg
Konto: 300KR
Zauroczenie: Aktualnie nikt. Trzeba wpierw poznać innych.
Partner: Poszukuję, zależy czy ktoś w ogóle będzie "miał ją na oku".
Jaskinia: Eosa.
Potomstwo: Może kiedyś.
Rodzina: Żyje na odległych terenach. Matka Ellene, Ojciec Bress i siostra Feyli.
Moce:
 panowanie nad wodą i powietrzem.
 Telepatia.
 Tarcza -Odbicie cudzej mocy
 Nie da się jej opętać, rzucić na nią zaklęcia ani nad nią panować, nazywa to nietykalnością.
Ulubiony kolor: Niebieski.
Motto: "Prawdziwy wstyd nie jest wtedy gdy upadniesz, lecz gdy nie wstaniesz z powrotem."
Historia: Sharlyn wychowywała się na naturalnie pięknych i zielonych terenach. Jej matka wraz z ojcem obdarzali ją nieograniczoną miłością. Rodzicielka szamanka obdarzyła córkę władzą wody a ojciec obdarował ją mocą powietrza. Z czasem nadszedł czas, kiedy postanowiła opuścić rodzinne tereny i zwiedzać świat. Nie groźne jej było niebezpieczeństwo, gdyż interesowało ją jakie znajdzie opuszczając nudzącą rutynę. Tak natknęła się na tą watahę.
Inne zdjęcia: Brak.
Kontakt: Sharlyn <howrse>

Od Avy

Był późny wieczór gdy wracałam z mojego spaceru po lesie. Słońce już dawno zaszło dając piękne różowo-pomarańczowe niebo pokryte obłokami. Miałam kierować się w kierunku swojej jaskini ale pomyślałam że nie zaszkodzi jeszcze się powłuczyć. Niespodziewanie zobaczyłam jakiegoś basiora siedzącego na skale i wpatrującego się w księżyc. Stałam w miejscu przez chwilę i wahałam czy podejść bliżej i coś powiedzieć czy zignorować "tajemniczego nieznajomego" i odejść. Po paru minutach postanowiłam podejść bliżej by mu się przyjrzeć. Gdy już podeszłam zobaczyłam poważnego basiora, który wyglądał mi na Wilka Ognia. Basior spostrzegł że mu się przyglądam i spojrzał na mnie zaskoczony. Nie wiedziałam co powiedzieć więc spytałm:
- Przepraszam, przeszkadzam? - spytałam nieco zakłopotana.
- Nie... - odparł krótko basior.
- Jestem Ava. A ty? - spytałam spokojnie.
- Phill - odpowiedział.
<Phill?>

28 lip 2015

Od Kamiko CD Urazy

No kurwa jego mać! Udusze cię lizak! Zabije i zatańczę na grobie! Spojrzałam morderczym wzrokiem na lizaczka. Ta tylko się uśmiechnęła. Pora na mój ruch. Podeszłam do Hiro i szepnęłam mu do ucha.
- nooo kogo woliszz? - po woli przeciągałam sylaby, cały czas ukradkiem patrząc na waderę
( Kahiro, Uraza? )

Od Ave CD Kahira

Cóż, z pewnością pomieszczenie trzeba było jak najszybciej doprowadzić do porządku. Zmarszczyłam nos, czując zapach... hm... najprawdopodobniej zgnilizny. Sam Kahir, w takim stanie, w jakim się znajdował, nie byłby w stanie ogarnąć tego wszystkiego. Moje przemyślenia przerwane zostały przez słowa wcześniej wspomnianego osobnika. Odwróciłam się w jego stronę i szybko pokonałam dystans pomiędzy mną, a nim. Położyłam dłoń, na jego dłoni, którą z kolei trzymał na opatrunku. Delikatnie oddaliłam ją od bandaży.
- Nie dotykaj, bo będzie jeszcze bardziej bolało.- powiedziałam, odruchowo wgapiając się w podłogę
Jakoś tak zawsze peszył mnie jakikolwiek kontakt z innymi stworzeniami. Ten fizyczny zwłaszcza, z werbalnym było nieco lepiej.
- I posprzątam tu.- oznajmiłam, jednocześnie przerywając basiorowi. Odważyłam się unieść lekko głowę, by spojrzeć mu w twarz. Muszę przyznać, że był... przystojny.- Idź odpoczywać, wszystkim się zajmę.
Odpowiedział mi jedynie lekkim skinieniem głowy. Zabrałam swoją dłoń. Ruszył do schodów. Zatrzymał się na pierwszym stopniu.
- Szmatki są na górze.- rzucił- Miska też.
- Dobrze.
Zaczął wspinać się po schodach. Uczyniłam to samo, by zabrać potrzebne materiały. Całe to wchodzenie na górę było na swój sposób męczące. Szybko znalazłam sporą miskę, jakieś wiadro i szmatki. Chwyciłam wiaderko i wyszłam z nim na dwór. Zbiegłam po schodach, kierując się do najbliższego punktu z wodą. Gdy przedmiot został już napełniony- wróciłam do domku Kahira i zeszłam do spiżarni (oczywiście w międzyczasie biorąc skrawki materiałów i misę). Rozejrzałam się po chłodnym pomieszczeniu. Wszędzie widoczne były ślady krwi, a wokół mięsa latały dziesiątki much, czasem można było zobaczyć jakieś inne robactwo. Uch... Czemu się na to zgodziłam? Zabrałam się do pracy. Najpierw usunęłam mięso (wylądowało ono w misce). Potem "walczyłam" z plamami posoki i tłuszczu. Zadanie trudne, aczkolwiek jakoś udało mi się"wygrać". Nie wiem ile czasu mi to zajęło, jednak pokój nareszcie był czysty. Za to ja... Wyglądałam jak kupka nieszczęść. Musiałam doprowadzić samą siebie do porządku, no i jeszcze coś załatwić. Zostawiłam przedmioty w pomieszczeniu i wróciłam na piętro. Od razu usłyszałam skargi Kahira na ranę.
- Gotowe.- oznajmiłam- Zaraz pół godzinki wrócę.
Wyszłam z budynku.

~~Jakieś pół godziny później~~

Ogarnęłam się, wpadłam na chwilę do Aberaty i czym prędzej wróciłam do basiora. Zastukałam lekko w drzwi. Gestowi temu odpowiedziało niezadowolone "Proszę". Weszłam do środka, uśmiechając się przy tym. Samiec nadal był w postaci ludzkiej, może z powodu bólu nie chciał znów użyć zmiennokształtności? Sama nie wiem.
- Aberata i Sauron niedługo powinni przynieść świeże, oprawione mięso.- powiedziałam, siadając obok Hakiego.- Masz jeszcze jakieś prośby? Potrzebujesz czegoś? I pokaż plecy, muszę sprawdzić opatrunek.
Wykonał moje polecenie z nikłym oporem. Ale co się dziwić, pewnie każdy ruch sprawiał mu ból. Dotknęłam białego materiału, na którym powoli zaczynała pojawiać się czerwona plama.
- No, już możesz się odwrócić.- zrobił to, co kazałam. Uśmiechnęłam się znów- Więc ponownie zapytam. Potrzebujesz czegoś, pomóc w czymś? Masz jakieś prośby?

<Kahir? Długo odpiski nie było, więc nadrabiam to długością xd>

Od Urazy CD Kamiko

-Nic się nie stało, tylko nie płacz, nic mi nie zrobiłaś.-Zaśmiałam się gorzko i podpaliłam swoje futro, aby je wysuszyć. Spojrzeli na mnie zdziwieni a ja odparłam:
-No co?-Otrzepałam się, niby niechcący uderzając futrem waderę.
-Wybacz-Powiedziałam głosem słodkim jak słodziutki cukiereczek. Położyłam uszy po sobie, żeby wyglądać jeszcze słodziej i otworzyłam szerzej oczy robiąc minkę szczeniaczka. Po chwili wstałam i otarłam się o Kahira. Kamiko buzowała ze złości.
-Uraza, czy ty mnie podrywasz?-Szepnął do mnie.
-Chyba żartujesz, robię to, żeby ją wkurzyć-Zaśmiałam się szeptem.


<Kamiko? Kahir?>

Od Kamiko CD Urazy

Stanęlam zapatrzona w Kahiro. To jego ciało... Zganiłam sie za te myśli i wyprostowałam.
- Eeee... Muszę na chwilę was opuścić - mruknęłam i spojrzałam na waderę. Poszłam nad strumyk, obmyć pysk. Obmywszy się powlokłam powoli na miejsce. Kahir i lizaczek gadali jak para. Rzygać mi się chciało jak na nich patrzyłam. Albo na jedno z nich... Przechodząc koło wadery " przez przypadek " otarłam się mokrym ogonem o jej pysk.
- o jej! Przepraszam! - powiedziałam milutkim głosokiem i spojrzałam na Basiora. Te jego oczy...
( kahir, Uraza? )

Od Urazy CD Kamiko

Już miałam rzucić ripostę Rudej, kiedy nagle zauważyłam jakiś jasny punkt na niebie. Spojrzałam tam w zamyśleniu.
-Co się tam gapisz?!-Wykrzyknęła, ale zamknęłam jej pysk łapą.
-Coś, albo ktoś tam leci-Nagle to coś zmieniło kierunek i dostrzegłam czarne skrzydła. Leciało na nas. Kiedy było niezwykle blisko ziemi skierowało się miedzy nas. Okazało się, że był to Kahir. Ruda spojrzała na niego zarumieniona, a on wylądował między nami, pyskiem w moją stronę.
-Gadałyście o mnie?-Zapytał spoglądając na mnie z góry, bo był wyższy.
-Niee....?-Odparłam.
-Słyszałem swoje imię, więc przybyłem, może któraś z was potrzebuje pomocy?-Spojrzał na mnie jak "bohater".
-Nie za stary na to jesteś?-Zapytałam krzyżując łapy na piersi.
-Jest w sam raz! Idealny....-Odparł Kamień.
Kahir spojrzał na nią i odparł:
-Może ma trochę racji-Zaśmiał się i przeczesał włosy pazurami.
-Halo, znowu mnie ignorujesz?-Zapytała Kamiko zniecierpliwiona. Kahir cofnął się i stanął obok nas obu.


<Kamiko? Kahir?>

Zakup przedmiotu!

Ava kupuje Eliksir Złotego Głosu i płaci 60 KR!

Od Kamiko CD Kahira

- więcej ci się to nie uda - mróknęłam pod nosem - no misiaczku co powiesz na mały zakładzik? - spytałam słodkim głosikiem. Tym razem wygram. Bieganie to coś w czym jestem naprawdę dobra.
- Zgoda - na jego pysku ukazał się złowieszczy uśmieszek. Ohh jaki on był uroczy!
- Morze. Gotowi, start! - krzyknęłam i ruszyłam biegiem w strone, gdzie moim zdaniem było morze. Miał przewage, bo wiedział gdzie to jest. Biegnąc, wzelciałam w powietrze. Tak! Tam jest morze, jestem blisko! Tamten pewnie jest daleko w tyle. Znowu biegłam, omijając drzewa, większe krzaki czy kamienie. Dobiegłam! Bez namysłu wbiegłam do wody i zanurkowałam. Była przyjemnie chłodna. Poczułam szarpnięcie za nogę, coś ciągnęło mnie na dno! Spojrzałam spanikowana w dół. To był ten debil! Puścił mnie a ja natychmiast sie wynurzyłam.
Myślałam, że utonę! - krzyknęłam na zmianę kaszląc i śmiejąc się.
< Kahir >

Od Kamiko CD Urazy, Avy

Spojrzałam na wadere spode łba.
- no lizaczku, a więc mówisz, że jesteś córką Alfy? - uśmiechnęłam się słodko. Już miałam powiedzieć słodką riposte, gdy poczułam nową woń.
- A ty tu czego? - warknęłam. Nie lubię wader, a szczególnie jeśli kogoś podsłuchują. Zza drzew wyszła biała wilczyca. Warknęłam na nią ostrzegawczo. Cofnęła się prawie niedostrzegalnie ale zobaczywszy lizaczka podeszła bliżej.
- Tak, a co kamieniu? - uśmiechnęła sie, dziwnie zadowolona. Spojrzałam na wadere, przez chwilę zapomniałam o jej istnieniu.
- juz nie ważne - mróknęłam i spojrzałam znowu na białego wilka - czego tu? - podeszłam bliżej warcząc. Wadera wydawała się miła i delikatna jednak dużo już takich widziałam, milusia a jak co do czego dojdzie, pokazują pazurki. O nie, nie dam sie nabrać.
< Uraza, Ave? Brakus venus~~ >

Od Avy

Popołudniu zapowiadało się na deszcz. Postanowiłam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Poszłam do lasu. Chodziłam w samotności po lesie gdy nagle zobaczyłam Urazę kłucącą się z jakąś rudą waderą. Zaczaiłam się za drzewem i przyglądałam ich rozmowie. Postanowiłam nie ujawniać się dopóki któraś wadera mnie nie dostrzeże.
<Kamiko?>

Od Urazy

Przechadzałam się po granicach terenów. Nagle, zza drzew wyłoniła się wadera. Warczała i unosiła ogon zdenerwowana.
-Czego tutaj szukasz, laluniu?-Zawarczałam.
-Nie jestem lalunią, mam na imię Kamiko!-Odparła.
-Twoje imię brzmi jak kamień! Kamień, kamień, kamień!-Mówiłam ciągle.
-A twoje jak brzmi? Lizaczek?-Zaśmiała się.
-Jestem URAZA!-Zawyłam.
-Uraza? Chyba Zaraza-Zaśmiała się.
-Lubię swoje imię. Na pewno lepsze, niż kamień.-Odparłam bez wyrazu.
-Za kogo ty się uważasz? Osobiście rozmawiałam z alfą, a ty kim jesteś? Stajenną od pegazów?-Zaśmiała się ze swojego beznadziejnego żartu.
Roześmiałam się nie mogąc się ogarnąć.
-Jestem jej córką-Uśmiechnęłam się złowieszczo-Niech zgadnę, wilczyca pokusy?
-Skąd...Skąd wiesz?
-Widać to po tobie. Tylko Kahir nie ma aż tak niewyparzonej mordki jak na tę rasę-Uśmiechnęłam się połową pyska.
-Kahir....?-Ruda się rozmarzyła.
-A co, zakochana w nim? Uwierz mi, z pewnością ma wiele fanek.-Klepnęłam ją po plecachpo przyjacielsku.


<Kamiko?>

Od Kahira CD Kamiko

Oblizałem się patrząc przed siebie. Przymrużyłem oczy.
-Ruda, oddaj mnie no tu moje jedzenie. - Warknąłem podchodząc bliżej wadery.
-Nie. W sumie trochę zgłodniałam... - Odsapnęła z uśmiechem na pyszczku.
-Ależ proszę. Ustąpię lalusi.
-Lalusi? Też mi coś. - Powiedziała cichutko pod nosem.
-A więc... - Zacząłem przeciągać słowo aż zbliżyłem się zbyt blisko do wadery. Prawie stykaliśmy się łbami. - Oddasz mi moją przekąskę bez słowaa... - Dokończyłem zabierając łapą powolutku rozpoczętą padlinę. Ta zaś wpatrzona w moje oczy nawet się nie zorientowała. Gdy już miałem to czego chciałem puściłem jej oczko i odwróciłem tyłem. Spojrzałem się jeszcze raz w tył, hipnoza nadal działała i stała w miejscu wpatrzona w moją osobę. Włożyłem sobie do pyska mięso i zmiażdżyłem grube kości. Wtem ruda wadera się obudziła i potrząsła głową. Chwilę potem zaczęła się za mną oglądać. Z poważną miną podeszła do mnie i stanęła nade mną. Dokońćzyłem jeść i rzekłem:
-Tak przy okazji jestem Kahir. - Spojrzałem w górę by przyjrzeć się stojącej waderze...- Słyszałem, że dołączyła wadera pokusy... pomyślałem sobie w końcu ktoś dla mnie. Nie sądziłem jednak, że tak szybko ją poznam. I okaże się Rudą istotką, która nie umie obronić się przed urokiem drugiego wilka pokusy. - Zażartowałem, a na moim pysku zawitał szeroki uśmiech.

<Kamiko?>

Od Kamiko

Dzień zapowiadał się wyjątkowo spokojnie. Słońce skryło się za chmurami. Powolnym krokiem poszłam do lasu. Chmury całkowicie już zasłoniły niebo. Zapowiadała się niezła ulewa. W lesie było dziwnie pusto. Żaden zajączek nie kicał żebym go mogła zjeść... Poczułam nieznajomy mi zapach. Ktoś był w pobliżu. Pobiegłam za zapachem i wylądowałam na sporej polanie. Między kamieniami dostrzegłam basiora. Coś jadł. Chyba, był dość daleko, więc nie byłam pewna. Pewnym krokiem podeszłam do owego przystojniaka.
- Yo - Zachichotałam, próbowałam by zabrzmiało to jak najbardziej urokliwie. Basior na chwilę oderwał wzrok od jedzenia i spojrzał na mnie, aby po chwili znów wrócić do jedzenia. Zignorował mnie! Gotował się we mnie, jednak nie dałam po sobie tego poznać.
- Hej, hej jestem tu - Powiedziałam słodkim głosikiem. Wydawało mi się że ten kretyn mnie wogle nie słucha! No trudno, inaczej. Zabrałam mu jednym zwinnym ruchem zdobycz i pomachałam nią przed nosem.
< Kahir? >

Kamiko!

 http://pre02.deviantart.net/fee1/th/pre/i/2014/213/b/c/com_grace_by_azzai-d7t7lov.png
Imię : Kamiko
Pseudonim : Yo, Kame
Wiek : 6lat
Płeć : Samica♀
Rasa : Wilk Pokusy
Charakter : Kamiko jest doświadczonym, mądrym wilkiem, jednak rzadko daje temu znaki. Uwielbia się zakładać, nawet jeśli wie, że przegra. Kocha ryzyko i dobrą zabawę. Zawsze ma własne zdanie na dany temat. Często wykonuje ruchy jak w teatrze. Podchodzi do każdego napotkanego basiora, nawet jeśli go kompletnie nie zna. Dla wader - chamska i bezlitosna. Dla Basiorów - Milusia i pomocna. Mimo to łatwo ją zranić, dla tego nie była jeszcze w żadnym poważnym związku.
Stanowisko : Tropiciel
Głos : Klik
Konto : 300 KR
Zauroczenie : Kahir
Partner : brak
Jaskinia : Jaskinia Kryształów
Potomstwo : brak
Rodzina : Brak
Moce : Związane z rasą, zmiennokształtność,
Ulubiony kolor: Pomarańczowo czarny
Motto : Nie jest ważne w życiu, żeby nie upaść, ale żeby podnieść się po każdym upadku
Urodziny: 8 lipca
Lubi : burze | basiory | flirt |
Nie Lubi : Nudnych wilków | Szczeniaków
Historia : niewiele pamięta, gdyż była bardzo młoda ale podobno błąkała się po świecie a gdy trafiła na jakiegoś wilka z watahy, nie chciała sie od niego odczepić. I tak została.
Inne zdjęcia :
człowiek: Klik
Kontakt : Swinka morska3000 ( hw )

Od Rat'a CD Urazy

-Ech.. No dobrze, lubię denerwować innych, ale ty i Aberata to wyjątki.-zaśmiałem się.
Wstałem i próbowałem chodzić. Jednak od razu upadłem. Uraza i moja partnerka pomogły mi wrócić na legowisko.
-Sauron, lepiej, żebyś na razie nie wstawał.-powiedziała Uraza.
-Taa.. Może i masz rację...-mruknąłem.
<Urazo? Brak weny mnie dopadł ;-; >

Wyniki Konkursu na Miss Miesiąca!

Konkurs wygrywają Miu i Uraza, ponieważ miały tyle samo głosów! Wadery wygrywają po 10 KR!

27 lip 2015

Od Urazy CD Rat'a

Nagle do jaskini wszedł Kahir, a za nim Piłka.
-Super!-Powiedziałam ironicznie-Jeszcze tutaj Lilith brakuje!
W tym momencie w jaskini pojawiła się Lilith. Potarłam się po skroniach.
-Wołał mnie ktoś?-Zapytała lekko zdenerwowana.
-Nie.-Odparłam nadal masując się po skroniach.
-AHA.-Powiedziała i odleciała.
-A wracając do całowania, to...-Zaczął Rat, ale mu przerwałam:
-Możemy skończyć ten obciachowy temat. To był wypadek! Toma znalazł się w złym momencie w złym miejscu. Może jeszcze nam opowiesz, skąd biorą się małe wilki?
-No więc jak Basior i Wadera baardzo się kochają, to tatuś i mamusia się...-Zaczęła Aberata, ale znów przerwałam:
-Ironia, ludzie! Czy tylko ja wiem, co to jest IRONIA? A z Tomą w towarzystwie lepiej nie wspominać o takich rzeczach.-Toma przytaknął krótkim "Noo". Wskazałam na niego głową i pokiwałam nią zapewniając, że się ze mną zgadza.


<Sauron?>

Od Pożeracza Pisaków (czytaj: Saurona) CD Urazy

-Ech... Nie ważne. Nie zostaniesz na dłużej, Urazo?-zapytałem-i tak w ogóle.... Toma, po co tu jesteś?
-Chciałem się spytać, jak się czujesz.-odparł basior.
-Czuję się już lepiej. Dlaczego wszyscy martwią się o mnie? To dziwne. Ja raczej odpycham innych, a oni kleją się do mnie jak super-glue.
-Jak widać, jesteś lubiany.-zachichotała Uraza.
-I w tym problem.-zaśmiałem się. Lekko wysunąłem głowę, gdyż słyszałem czyjeś kroki. Nagle do jaskini wszedł...
<Urazo? Kto wszedł do jaskini? XD>

Od Avy

Obudził mnie krzyk dobiegający z poza jaskini. Wyszłam i zobaczyłam Urazę stojącą przed moją jaskinią. Gdy mnie zobaczyła zdziwiona spytała:
- Już nie śpisz? - spytała.
- Nie, kto krzyczał? - spytałam z rozkojażona.
- Nikt nie krzyczał. - odpowiedziała jeszcze bardziej zdziwiona.
"Pewnie mi się przysłyszało"- pomyślałam.
- Pójdziesz ze mną na polowanie? - zaproponowała.
- Chętnie bym poszła. - odpowiedziałam i ruszyliśmy w kierunku małego lasu nieopodal mojej jaskini.
Gdy już się zagłębiliśmy w lesie zaczęliśmy szukać zdobyczy. Ku mojemu zdziwieniu po paru minutach wytropiliśmy okazałego jelenia. Zwierzę pasło się w gąszczu. Gdy sobie przypomniałam że nie mamy łuku i strzał Uraza nagle wyciągnęła zza siebie łuk i strzałe i wystrzeliła ją prosto w serce jelenia. Wzięliśmy truchło i gdy się obejrzeliśmy jeleń zniknął.
- Gzie on jest?:O- spytałam zdziwiona.
- Nie wiem... - odpowiedziała.
Zapanowała nagła cisza a po chwili Uraza odrzekła:
- Straciłam apetyt.- powiedziała zmieszana całą tą sytuacją.
- Ja też. - odparłam.
- Wracajmy już. - zaproponowała.
- To chodźmy. - odpowiedziałam i ruszyliśmy bez zastanowienia.
<Ciąg dalszy nastąpi :-P>

Od Urazy CD Rata

Szybko odsunęliśmy się od siebie, Sauron pokładał się ze śmiechu, a Aberata chichotała cicho. Przyglądałam się im, a potem Tomie. Basior uśmiechnął się głupio robiąc taką minę:
http://i55.tinypic.com/2rwxrep.jpg
-Taaa...To było niefortunne-Stwierdziłam siadając.
-Może, ja tam nie narzekam-Zaśmiał się. Wypuściłam powoli powietrze nosem.
-Kiedyś to musiało się stać-Zaśmiał się Rat.
-C..Co musiało się stać?-Zapytałam zdziwiona.
-Pierwszy pocałunek.-Odparł.
-O czym ty mówisz?-Uniosłam jedną brew.


<Rat?>

Od Saurona CD Urazy

- Najmocniej Ci dziękuję, Urazo. Proszę, usiądź i zjedz z nami.-uśmiechnąłem się.
Uraza usiadła i wszyscy razem zjedliśmy sarnę.
Córka Alfy miała już wstać i wyrzucić skórę zwierzęcia, ale ja przeturlałem się do niej i chwyciłem skórę sarny, po czym zamachnąłem się głową i wyrzuciłem skórę dosyć daleko.
-Trzeba sobie jakoś radzić, a nie wykorzystywać innych.-uśmiech ponownie zagościł na moim pyszczku.
-Dziękuję za obiad, jakbyś czegoś potrzebował, to mów.
-Spokojnie, Urazo moja droga, na razie nie musisz się o mnie martwić. Jakoś sobie poradzę.
Nagle do jaskini wszedł Toma. Uraza miała się już zbierać i tak się złożyło, że Toma i Uraza pocałowali się. To znaczy... Wpadli na siebie (XD)
<Uraza? XD wybacz, musiałam xD>

Od Urazy

Skradałam się cichutko w krzakach czyhając na zwierzynę. Niczego nie świadoma ofiara, samica jelenia skubała trawę, co jakiś czas przemieszczając się o parę metrów. Miałam przy sobie łuk i strzały. W pewnym momencie nadepnęłam na patyczek, który złamał się i spłoszył sarnę. Nie uciekła daleko. Zakradłam się za brzozę, a potem skoczyłam w krzaki. Chwilę się zaczajałam, aż w końcu napięłam cięciwę z cichym dźwiękiem otarcia i strzeliłam. Zwierzę uniosło łeb przez usłyszenie dźwięku. Strzała okazała się jednak celna. Prawdopodobnie przebiła płuca i serce. Zszokowane zwierzę zachwiało się krótko i upadło martwe. Zdobycz okazała się na szczęście lekka. Polowałam dla rannego obecnie Saurona, który nie mógł chodzić. Na szczęście jest już lepiej i basior zdrowieje. Dobrze, że sarna okazała się być możliwa do uniesienia! Poszłam do jaskini Saurona. Aberata całowała się z nim. Wystawiłam język z obrzydzenia i rzuciłam zwierzynę na ziemię. Aby ułatwić jedzenie Sauronowi rozcięłam je pazurem i powiedziałam:
-Proszę, Rat. Jeśli mogę jeszcze jakoś pomóc, to mów-Uśmiechnęłam się.


<Rat?>

26 lip 2015

Opowiadanie konkursowe Saurona

Dzień zapowiadał się ciekawie. W powietrzu wisiała taka dziwna atmoswera. Wszyscy z watahy zachowywali się jakoś... Inaczej. Tylko ja, taki odprężony...
- Awww...- pomrukiwałem co chwilę, korzystając z chłodnego masażu, którym obdarowywał mnie wodospad.
Dzień ten był wyjątkowo upalny. Wychodząc z wodospadu, otrzepałem się. Małe, błyszczące w słońcu kropelki wody zleciały na suchy jak wióry trawnik. Nie było mi na razie aż tak gorąco. Pff... NA RAZIE...
Idąc przez drogę, potknąłem się o wystający korzeń drzewa. Nagle jakiś mechanizm otworzył dość duże wejście do drzewa. Oczywiście nie chciało mi się tam wchodzić, więc tylko popatrzyłem. Gdy już miałem iść dalej, poślizgnąłem się, a część podłoża, ułożyła się w "rampę" idącą w dół. Wleciałem do środka drzewa.
***
Spadałem tak przez dobrą chwilę. W końcu koniec ten "kolejki". Trafiłem w bardzo dziwne miejsce. Nagle poczułem, że coś z tyłu łapie mnie za łapy. To była straż. Czyli trafiłem do jakiegoś więzienia. Nim się obejrzałem, wsadzono mnie niesłusznie do celi.
W kącie siedział... Ktoś. Palił papierosa i szeroko się uśmiechał. Miał pełno ran i blizn.
- Witaj, kolego. Jak masz na imię...?- zapytał i zaśmiał się jak psychopata.
- Sauron.- odparłem twardo.
On zaczął głośno się śmiać- jak hiena... Jak szaleniec... Jak.. Jakiś psychopata...
Z innej celi usłyszałem krzyk:
- Yather, zamknij się!
Mój "kolega" z celi odkaszlnął tylko i przestał się śmiać.
- Więc masz na imię Yather, tak?- zapytałem nie tracąc  twardości głosu, choć nie powiem, że trochę zmiękł.
- Owszem.- zakrztusił się przez śmiech, po czym znów zamilkł.
- Za co odsiadujesz?
- Ja? Gha, za cztery zabójstwa, napad na bank.- powiedział zaśmiewając się- a ty?
W tym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. Żałowałem, że o to zapytałem.
- Otóż... Znalazłem się tu zupełnie przypadkiem. Wpadłem tu i... Zakuli mnie w kajdany, a potem wsadzili do celi z Tobą...-mruknąłem wypowiadając ostatnie trzy słowa.
Yather nic nie mówił. Po chwili znów się odezwał:
- A jaką kreaturą jesteś?
- Ja? Magiczny wilk... A ty czym jesteś?
- Kojotem.
-Mhm.
Położyłem się na łóżku, piętrowym. Zająłem górne miejsce. Nie mogłem jednak zasnąć. Popatrzyłem na ściany. Były na nich narysowane kreski... Dużo kresek. Wszystkie poskreślane, ale to typowe, że więźniowie rysują te kreski i liczą ile dni odsiadki im zostało. Jednak ten psychol miał ich niesamowicie dużo.
~Ciekawe, czy facet ma dożywocie~ - zamyśliłem się, po czym powoli zacząłem zasypiać.
***Rano***
- Wstawaj!! - obudziły mnie czyjeś krzyki.
Leniwie podniosłem jedną powiekę, potem drugą. Przeciągnąłem się i spojrzałem na teho kogoś, kto mnie obudził.
Straż? Znowu?
- Czegoo...?- powiedziałem, przy czym mocno ziewnąłem.
- Śniadanie!- krzyknęli twardo.
Nim się obejrzałem, byłem przebrany w pomarańczowy, więzienny strój. Straż zaprowadziła mnie do stołówki. Dawali tam ohydne jedzenie. Wcale nie dało się tego jeść. Ale... Jak mus, to mus-musiałem to zjeść, bo umierałem z głodu.
Zauważyłem jak Yather machał do mnie i gestem pokazywał, abym do niego podszedł.
Zasiadłem obok niego do stolika i zacząłem jeść to świństwo.
- Przyzwyczaisz się.- powiedział siedzący naprzeciw mnie ogromny  byk. Jadł to cholerstwo ze smakiem. Aż zebrało mi się na wymioty.
*******
Po zjedzonym posiłku, wszyscy wrócili do swoich cel.
- A wy... Co więźniow ie robicie, aby się... Rozerwać?-zapytałem.
-Różne rzeczy... Niektórzy próbują stąd uciec, inni wyrywają cegły i z nich rzeźbią... Na prawdę różnie.-odparł kojot siedzący obok mnie.
- Ech... Porzeźbię sobie...
Po kilku minutach, skończyłem. Nie mam pojęcia jak udało mi się wyrzeźbić w tak krótkim czasie całkiem ładnego kwiatka.
~Dam go Aberacie~ - pomyślałem.
Siedzieliśmy w tych celach aż do godziny 14:00- pora obiadu.
Na stołówce jakiś dziwny zwierz przyglądał mi się bardzo uważnie. Nie zwracałem na niego uwagi, jednak gdy odnosiłem swój talerz, on szturchnął mnie, a talerz upadł na ziemię i rozbił się.
Popatrzyłem na niego z pogardą.
- Co się tak gapisz, lalusiu?-warknął.
Cała stołówka wydała z siebie słynne "Oooo!".
- Wyzywam Cię na pojedynek, chyba, że jesteś mięczakiem i je odrzucisz. -zaśmiał się.
-Tom, zostaw go w spokoju.-podszedł do mnie kojot, z którym siedziałem w celi.
- Yather, niepotrzebnie się wcinasz. A ty? Tak. Przyjmuję twoje wyzwanie ty wielka góro mięsa.-powiedziałem, zadzierając głowę.
Przeciwnik był ode mnie o wiele bardziej silniejszy, ale podjąłem wyzwanie. Miałem bojowe nastawienie i byłem skupiony teraz tylko na walce, na nim. On zaatakował jako pierwszy. Zamachnął się na mnie i zadrapał bardzo mocno. Z szyi pociekła mi czarno-czerwona krew. Teraz już byłem na maxa wściekły. Rzuciłem się na przeciwnika dotkliwie raniąc mu twarz. On ofepchnął mnie i z ogromną siłą rzucił na ziemię.
- Tylko bardziej się denerwujesz, koteczku.-powiedziałem z to tak, aby zirytować przeciwnika.
Kot wściekł się jeszcze bardziej i miał zamiar na mnie skoczyć, jednak ja wykonałem unik i odgryzłem mu ogon. Przeciwnik jęknął z bólu, a ja miałem czas na zranienie go jeszcze bardziej. Chwyciłem się mocno jego skóry i zacząłem się po nim wspinać. Gdy byłem już na jego karku, mocno go w niego ugryzłem. Mój najmocniejszy ucisk szczęk sprawił, że Tom zaczął się wykrwawiać. W międzyczasie rozszarpałem mu też nogę oraz rękę. Do tego zraniłem mu klatkę piersiową. Wykrwawił się w kilka minut.
Byłem mocno ranny, a kwiatek dla mojej ukochanej, wyrzeźbiony z więziennej cegły-pobity.
Miałem jeszcze trochę czasu na wyrzeźbienie drugiego.
Straż przyszła po mnie. Powiedzieli, że pomylili mnie z kimś innym i niesłusznie zamknęli w celi, więc mnie wypuścili. Pożegnałem się z Yather'em i wyszedłem z więzienia.
Cóż... Blizny pozostają do końca życia, ale za to przeżyłem wspaniałą przygodę.
O dziwo, gdy wyszedłem z tego więzienia, rany zaczęły powoli się goić. Poszedłem do Aberaty i podarowałem jej wyrzeźbionego kwiatka.
-Och, dziękuję Ci mój kochany.-ucałowała mnie. -A skąd te rany?
-Ee, nic ważnego. Teraz muszę już iść, bo jest już późno. Dobranoc kochana.
-Dobranoc.
Wróciłem do swojej jaskini i położyłem się spać.


Ilość Słów: 943

Opowiadanie Konkursowe Urazy

***Czas i miejsce bliżej nieokreślone***
-Mówiłam Ci już, Shimasani! Twój plan nie ma sensu!-Tłumaczyłam zdenerwowana. Chodziłam od lewej do prawej narzucając sensowne argumenty.-Twój argument jest jebanym inwalidą!
-Urazo, to musi mieć miejsce, jeśli chcesz nie być już Alfą...-Wytłumaczyła staruszka.
-Ja nie mówiłam, że nie chcę być Alfą! To po prostu zbyt wiele obowiązków! Liczyłam na wsparcie w postaci miłych słów, a nie tak beznadziejnej propozycji! Nawet go nie znam! Kocham innego, Shimasani! Może Upendo ma jakieś inne wyznania, ale my jesteśmy bardziej cywilizowani, niż wy!-Wytłumaczyłam patrząc na znaki w dziwnych kształtach na pysku Shimasani.
-Urazo, to tylko propozycja. Propozycja nie do od...-Zaczęła staruszka, ale jej szybko przerwałam zdenerwowanym tonem:
-Skąd taka pewność, że to w ogóle zadziała? I nie, nie jest to propozycja nie do odrzucenia, bo ja ją odrzucam!-Odparłam. Zimny wiatr porywający kilka liści brzozy wdarł się do jaskini rozwiewając moje futro.
-Jeśli nie jesteś zainteresowana Nyati, to wyjdź.-Rozkazała biała wadera. Znaki na jej łapach i pysku zaświeciły się na czerwono informując, że nie jest zadowolona z tego, że nie chcę poślubić jej syna. Prychnęłam pod nosem kilka wyzwisk w stronę Shimasani i wyszłam z jaskini. 
-Nytai...Co to za imię? W suahili to przecie jednorożec!-Rzuciłam pod nosem machając ogonem jak zdenerwowany kot. Góra, na której znajdowała się jaskinia wadery-szamanki była oddalona od watahy o ładne parę kilometrów, a sama góra była tak wysoka, że nie było widać nawet największych jeleni i głazów w dolinie u jej stóp. Mimo późnej pory (Około 19:00) słońce, o dziwo grzało niemiłosiernie sprawiając, że po moim nosie spływały malutkie kropelki potu. Cała spocona, przepełniona złymi myślami o całym tym ślubie z Nyati, który proponowała mi ta starucha pobiegłam do najbliższej kałuży i wytarzałam się w niej. Od razu zrobiło mi się chłodno i bardzo miło...Wstałam, po czym otrzepałam się rozbryzgując wodę na boki. Moje futro najeżyło się naturalnie sprawiając, że skleiło się w pojedyncze kosmyki. Nadal nieco wilgotna zaczęłam schodzić z góry. Po drodze dostrzegłam nienaturalne, tęczowe krzaczki. Jestem na haju? Niee.....Niemożliwe. Chyba, że Shimasani mi coś dorzuciła do herbaty...Zaraz. Ja nie piłam u niej herbaty. Może to jakiś gatunek..Przyglądałam się chwilę krzakom, kiedy nagle się poruszyły. Uznałam to za ruch powietrza, który w upale wyglądał na ruch rośliny. Ale nie, to było zbyt...Realne. Krzaki były zbyt wysokie, aby było to coś małego.
-Cholera-Usłyszałam ciche przekleństwo. Krzaki wysokością były podobne do jałowca. Nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki zza krzaków wyszedł...Geralt. Znajomy wiedźmin. Ucieszona, że to tylko on zawołałam:
-O, cześć, Geralt! Miło Cię widzieć! Polowałeś na mnie?-Wiedźmin zaśmiał się cicho i odparł:
-Nie, raczej szukałem strzyg do odczarowania, pomyliłem Cię z jedną.-Uśmiechnął się złośliwie.-A ty?
-Wiesz, szukałam Trupojadów, pomyliłam Cię z jednym-Zaśmiałam się.
-Taa, nawet mnie nie widziałaś!-Odparł dumnie.
-Wydaje Ci się, za gruby jesteś! Zza tych gejowskich jałowców widać Cie było na kilometr!-Odparłam machając ogonem.
-To nie są gejowskie jałowce, tylko Akiki.-Odparł udając mój głos przy czwartym i piątym wyrazie swej wypowiedzi.
-Botanik się znalazł.-Mruknęłam. Moje futro wyglądało już normalnie i było w pełni suche.-A tak w ogóle, może rozpalmy ognisko?
-Spoko, nie widziałem ognia od chyba trzech miesięcy-Zaśmiał się gorzko. Pobiegłam pod gejowski krzak i zebrałam kilkanaście gałązek z niego. Zebrałam przy okazji kilka kamieni. Głazy ułożyłam w koło, a w środku położyłam kilka gałązek. Wiedźmin pocierając o siebie suche patyki rozpalił malutką iskrę, która powoli opadając uderzyła o inne gałązki. Wtedy najmniejsza z gałązek zaczęła się palić, zarażając gorącym żywiołem pozostałe "suchotniki". Geralt poszedł po drewno, a ja pilnowałam, by ogień nie zgasł. Nagle usłyszałam przeszywający, pełny wściekłości ryk. Obejrzałam się dookoła. Za mną stała niewielka strzyga. Brak oczu, czerwone włosy umazane krwią i ogromna paszczęka z rzędem ostrych kłów nie zachęcała mnie do podchodzenia do stwora. Strzyga rzuciła się w moją stronę. Odepchnęłam ją i ugryzłam w kark. Gruba skóra została "ozdobiona" sporą raną. Stwór chciał mnie ugryźć, ale sprawnie uniknęłam ataku po prostu przesuwając się na bok. Strzyga uderzyła mnie ogromną łapą. Ignorując strach i ból rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu dobrego rozwiązania. Kłoda, na której siedziałam była na tyle blisko ogniska, że odepchnęłam ją stopą w jego stronę co sprawiło, że się zapaliła. Wypełzłam zwinnie spod potwora i chwyciłam kłodę zębami. Paląca się kłoda okazała się być idealną bronią. Strzyga lekko przestraszona ogniem odsunęła się nieco.
-Ani kroku bliżej, potworze!-Wymamrotałam z trudem. Kiedy lekko smagnęłam strzygę kłodą, ta zawyła z bólu i uciekła tam, skąd przybyła. Zawyłam triumfalnie i siadłam koło ogniska. W końcu połamałam bez żalu kłodę i dorzuciłam do paleniska. W tym momencie wrócił Geralt.
-Skąd te rany?-Zapytał wskazując na ranę na policzku i pod okiem.
-Skąd ta blizna?-Odparłam wskazując palcem na bliznę na policzku Geralta.
-Uwielbiasz się droczyć bo wiesz, że mam ją od zawsze-Mruknął.-Ktoś tu był?
-Coś, ktoś był. Strzyga.-Odparłam. Gerlt dorzucił drewna do paleniska i zapytał:
-Uciekła, czy ją zabiłaś?
-Uciekła. Wystraszyła się ognia.-Wytłumaczyłam.
-Rozumiem...-Potarł brodę.-Nie ugryzła się?
-Nie, tylko podrapała.-Odparłam szybko. Powietrze stało jak żul przed Biedronką i sprawiało, że było mi niedobrze.
-To dobrze.-Pokiwał głową z ulgą.
-A co?-Zapytałam.
-Nic, nie ważne..-Odparł spokojnie-Ja idę spać. Dobranoc.-Obrócił się na bok i zamknął oczy. Zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy.
-Czyli mają jakiś jad?-Zapomknęłam.
-Tak, jeśli Cię to tak interesuje. Śmiertelnie niebezpieczny. Sprawia, że twoje mięśnie są przebijane przez kości, które rosną w nieregularnych kształtach. W końcu umierasz poprzez wykrwawienie, lub przez szok.-Odparł ochrypłym głosem.
-Super, warto wiedzieć. Skąd ona się tu wzięła?-Zapytałam cicho, ale wiedźmin tylko westchnął i milczał.-tak więc dobranoc.-Dokończyłam zdanie i stosując się do zasady 4-7-8 zasnęłam niemal w minutę.

****Rano****

Obudziłam się mniej więcej wtedy, co Geralt. Było naprawdę gorąco. Jak wczoraj. Przez tą pogodę dni zlewają się w jeden długi dzień. Wiedźmin dłubał patykiem w popiole opierając się na łokciu. Oddychał ciężko. Widać było, że całe to wiedźmińskie ubranie dawało mu w kość. 

-Jak ty w tym wytrzymujesz?-Zlustrowałam ubranie wzrokiem i wskazałam na nie ruchem głowy.
-Hm...Przyzwyczaiłem się.-Stwierdził po chwili.
-Kumam.-Wstałam powoli i otrzepałam się z kurzu. Gorące powietrze wciąż udawało żula i stało w miejscu. Pozostawiało po sobie tylko malutkie fałdy powietrza falujące, kiedy spojrzałeś na coś odległego. Przymknęłam oczy i pociągnęłam nosem podnosząc ogon wysoko w górę. Na moje szczęście, do mojego nosa dostał się mój najlepszy kumpel - Pyłek trawy, lipy, albo brzozy i wywołał głośne kichnięcie.
-Na zdrowie.-Powiedział wiedźmin rysując na piasku Wiedźmiński znak cechowy.
-Dzięki-Powiedziałam powstrzymując kolejne kichnięcie. Potarłam nos i zaczęłam przyglądać się małym punkcikom nieopodal terenów watahy. Wilki, które zauważyłam poruszały się jak łowcy cierpliwie czyhający na swoją ofiarę. Kamuflowały się one pod osłoną drzew dębowych rosnących nad niewielkim, charakterystycznym jeziorkiem w kształcie...Ekhem, chyba można się domyślić czego. Można się też domyślać, dlaczego nie pływa tam niemal żadna wadera...Nie ważne. Niebo było niemal zupełnie bezchmurne. Pojedyncze obłoczki pojawiły się dopiero po chwili, nieopodal góry, na której mieszka Shimasani.
-Co robisz?-Zapytał nagle mój towarzysz.
-Obliczam przezroczystość powietrza, wiesz? OBSERWUJĘ!-Odparłam nie tracąc dwóch wilków z oczu.-Chyba będę już iść. Szukają mnie wilki z watahy. Szuka mnie konkretnie Toma i Cation. Może się kiedyś spotkamy. Pa!
Pobiegłam do watahy. Powietrze miało ok. czterdziestu stopni i było naprawdę upalnie. Nagle Toma zawołał coś do mojego ojca i pobiegli w moją stronę. Wytłumaczyłam im wszystko od początku do końca pomijając temat wizyty u Shimasani i pobiegłam do swojej jaskini. Było w niej tak chłodno i cieniście, że znów położyłam się i walnęłam w kimono aż do samego popołudnia.

Ilość Słów: 1205

25 lip 2015

Ava!

 http://th03.deviantart.net/fs71/PRE/f/2013/021/f/b/teardrops__by_suzamuri-d5s8m6v.png
Imię :Ava
Pseudonim :nie ma
Wiek : 2 lata
Płeć : Samica♀
Rasa :Wilk Powietrza
Charakter : Jest samotnikiem ale bardzo lubi zawiązywać przyjaźnie i jest miła dla innych wilków.Czasem ma fochy ale nie z byle czego.Jest bardzo wrażliwa.Trudno jest zyskać u niej zaufanie.
Stanowisko : Szpieg
Głos :https://www.youtube.com/watch?v=vtNJMAyeP0s
Konto : 300 KR
Zauroczenie : ona się nie zakochuje
Partner : nie ma
Jaskinia :Jaskinia Żywiołu Wody
Potomstwo : nie ma
Rodzina : nie ma
Moce : widzi gdy ktoś kłamie,czyta w myślach,może coś ukraść albo zniknąć niezauważona
Ulubiony kolor: biały
Motto : zawsze bronić i poświęcać się dla przyjaciół oraz nigdy nie zdradzić przyjaciół
Urodziny: 1 lipiec
Lubi : lubi zaprzyjaźniać się z innymi ale prawie nikomu nie ufa,lubi być sama
Nie Lubi : nie lubi przebywać w centrum uwagi i gdy ktoś się wywyższa lub jest zarozumiały
Historia : Straciła rodziców i postanowiła dołączyć do jakiejś watahy.Przypadkowo natknęła się na Watahę Niebieskiej Zorzy...
Inne zdjęcia : nie ma
Kontakt : doggi:Lubie_Cie_

24 lip 2015

Od Kahira CD Ave

Od razu na wieść od Aveline wstałem. Chciałem chociaż trochę rozruszać skrzydło by nie było takie sztywne. Jednak doznałem więcej bólu niż chcianego efektu.
-Trudno. - Jęknąłem przeciągle czując ostry, szczypiący ból. - Pomożesz mi chociaż uzupełnić zapasy czy coś? W końcu coś jeść muszę.
-Zapasy?
-Uhhh... - Chowając skrzydło przed cienkim korytarzem zacząłem schodzić w dół, w głąb pnia drzewa. Dziewczyna spoglądała na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili była za mną.
-Ostatnio sprzątałem tu z kilka dni temu, obrabiałem mięso. Czasem mam zwyczaj wypychać skóry zwierząt.
-Jesteś okropny.
-Żartowałem. - Westchnąłem znudzony. - Muszę tu posprzątać. Pomogłabyś mi?
-To znaczy... nie wiem czy znajdę czas.
-Spoko, zrozumiem. - Mruknąłem pod nosem i odgoniłem muchy od mięsa. Przyznam zaniedbałem to miejsce i chciałem je wysprzątać. Po za tym, był tam bardzo nieprzyjemny zapach. Spróbowałem się zmienić w człowieka. Udało się, jednak przysporzyło to wiele bólu. Skrzydła zniknęły a owa rana znajdowała się pod łopatką.
-Kurw.. cholerstwo. - Złapałem się szybko za obandażowane miejsce.

<Aveline? flaki z olejem c; >

Opowiadanie konkursowe Aberaty

Otworzyłam mosiężną skrzynię. Trzymałam w niej wszystkie pamiątki, szpargały, jakieś małe drobiazgi oraz stare pamiętniki. Zamierzałam dziś zrobić porządki. Większość z tych rzeczy nie była mi potrzebna, a jedynie przysparzała więcej bólu. Przed dołączeniem do Watahy Niebieskiej Zorzy przeżywałam przeróżne, niekoniecznie miłe oraz ekscytujące przygody. Jakieś wyblakłe zdjęcie. Zrobiłam z niego nierówną kulkę i rzuciłam je w kąt. Stary pasek wylądował obok niepotrzebnego papieru. Przyłożyłam niewielkie pudełeczko do ucha i potrząsnęłam nim. Zabrzęczał jakiś metal, zapewne naboje. Przydadzą się jeszcze- stwierdziłam w myślach. Odłożyłam je. Szperając dalej natrafiłam na mocno podartą sukienkę... Nawet ona była świadkiem czegoś strasznego...

~~2 miesiąc rok 36 Stulecia Natury | Dziesięć lat przed dołączeniem do WNZ~~

W powietrzu unosił się metaliczny, ciężki, nieco dziwny zapach. Wszystko już dawno zdążyło przybrać podobną woń. Po tygodniu zdążyłam do niego przywyknąć, choć było to niezwykle trudne. Eh... Prędzej, czy później i tak zdołałabym zaakceptować warunki, w jakich żyłam. Zamknięta w celi, jak jakiś skazaniec. Przede mną kraty z grubego drewna oraz jakiegoś niezidentyfikowanego, nietypowego metalu, zaś za mną skalna ściana. Prawy i lewy koniec klatki oddzielał mnie od średniej wielkości smoka, a także Wilka Zagłady... Nie, ich już nie można było określić mianem żadnej z rasy, czy rodzaju zwierzęcia. Zachowywali się jak bestie. Wiecznie rządni krwi... Cóż, nie byłam lepsza od nich. Również mordowałam, zadawałam ból. Jednak mnie od środka zżerało poczucie winy. Pokuśtykałam do tylnej ściany. Oparłam się o skałę i usiadłam z żałosnym jękiem. Złapałam ręką kant koszulki i uniosłam ją lekko. Rana zdążyła się już zabliźnić i nie powinna sprawiać kłopotów. Przynajmniej tyle dobrego. Jeszcze została sprawa świeżego ugryzienia w okolicach kostki. Co prawda miejsca, w których pies zatopił kły już nie krwawiły, jednak nadal sprawiały ogromny ból. Już nie tyle fizyczny, co psychiczny. Na szczęście dziś już nie powinni wyciągać mnie z tego wąskiego pomieszczenia na arenę. Ale za to jutro... Skrzywiłam się na samą myśl o kolejnych ciosach ze strony tych, których niegdyś rodzice nakazywali mi nazywać braćmi. Głupcy do końca byli przekonani, że miłe słówka oraz uległość coś zdziałają. Zginęli jako pierwsi z klanu. Zostawili mnie samą, zdaną na łaskę oraz niełaskę losu, a także tych tyranów. Do elfów zawsze czułam jakąś niechęć, instynktownie próbowałam unikać przebywania z nimi. Zaś Yuve oraz Tante wprost kochali przedstawicieli tamtej rasy. Podkuliłam nogi tak, że mogłam oprzeć się podbródkiem o kolana. Pozwoliło mi to poczuć choć namiastkę ciepła. Zaczęło ono rozprzestrzeniać się po całym moim ciele. Przyjemne, naprawdę przyjemne. Na mojej twarzy pojawiło się coś, co nie gościło tam od ponad roku- uśmiech. Może nieznaczny, ale jednak. Zamknęłam oczy, pogrążając się w nieprzeniknionej ciemności. Tylko mrok przynosił ukojenie, pomagał zapomnieć o wszystkim. ŁUP! Coś uderzyło o kraty. Przestraszona zerwałam się na równe nogi, ledwo mogąc utrzymać równowagę. ŁUP! Drow upadł na podłogę, pod wpływem silnego ciosu jego współplemieńca. Zwierzęta zaczęły wydawać z siebie głośne dźwięki, jakby zagrzewały mężczyzn do walki. Ten o włosach białych jak świeży śnieg podciął nogę temu o kruczoczarnej czuprynie. Ciemnowłosy wylądował na twardym podłożu, zaczął wyklinać, wzywać swych nic nieznaczących bożków. Białowłosy zdążył już podnieść się i doskoczyć do tego, który nadal "wylegiwał się". Stojący sięgnął do pasa, dobył potężnego noża, dokładniej saksy. Błysnęła posrebrzana klinka. Rozległ się głośny trzask, kiedy leżący sparował atak, używając broni nieco krótszej i lżejszej od tej, którą posługiwał się przeciwnik. Mężczyźni dosłownie rzucili się na siebie. Dopingi ze strony chowańców działały na nich, jak zastrzyki adrenaliny. Ja pierwszy raz widziałam, żeby ci, którzy organizowali walki, sami walczyli i to ze sobą. Czułam strach, czyste przerażenie, ale też... satysfakcję. Niczym nieuzasadnioną satysfakcję. Postawiłam kilka niezdarnych kroków w przód, rany nadal utrudniały mi normalne chodzenie. Chciałam widzieć wszystko, bez wyjątku. Biały zadał mocne pchnięcie nożem. Najprawdopodobniej przebił skórzaną zbroję czarnego, z boku tamtego drugiego trysnęła krew. Raniony wrzasnął wściekle, a zaraz potem rozpoczął kontratak. Jego ruchy były chaotyczne. Ciął na oślep, by tylko zadać jak najwięcej ran, by przebić się przez barierę zbroi. Role się odwróciły- pomyślałam- Teraz myśliwy stał się ofiarą. Cóż, znów pomyłka z mojej strony. Nagle ten o kruczoczarnych włosach znieruchomiał, wydał z siebie gardłowy jęk. Padł na kolana.
- Patrz mi w oczy, nędzny pomiocie.- odezwał się białowłosy
Złapał ranionego za gardło i podniósł go. Jego ofiara łapczywie próbowała złapać oddech, na próżno. Palce drow'a zaciskały się coraz to mocniej, skutecznie uniemożliwiając oddychanie. Nie wiem, czy zemdlał, czy zmarł. Jednak drow rzucił pobratymcem o jedną z klatek. Potężny ogar od razu zaczął wystawiać pysk, obnażać przerażająco jasne kły, byleby tylko dobrać się do leżącego mężczyzny. Już chciałam wycofać się do swego zakamarka w celi. Powstrzymał mnie.
- Zmiennokształtna, wilczyco.- rzekł delikatnym tonem
Znieruchomiałam. Strach znów powrócił. Jeśli odważył się do mnie odezwać, to na pewno czegoś chciał. Wlepiłam w niego lodowate spojrzenie. Podszedł, włożył rękę między kraty.
- Podejdź, nie bój się.
Podejść? Czy on był aż tak głupi, a może oszalał? Wyciągnęłam do niego rękę, jednak szybko ją cofnęłam. On pokręcił głową z rozbawieniem, a nawet zaśmiał się cicho. Śmieszyło go to? Ale dlaczego, czyżby nie wiedział o tym, co przeżywałam? O tym, że jego gatunek zadał mi i innym wiele bólu? Przecież on i jemu podobni zmuszali NAS do walk na śmierć i życie. Zabrał rękę i zaczął robić coś przy drzwiczkach. Ciche "klik" i niewielkie wrota otworzyły się. Schylił się i wszedł do środka. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jaki był, jak wyglądał. Wysoki, na pewno mierzył ponad dwa metry, o sportowej budowie ciała. Prosty nos, pełne usta i wspaniałe oczy, o intensywnie zielonych tęczówkach. Nie ruszałam się, nie mogłam. Nadal bałam się, strach dosłownie mnie sparaliżował. Mężczyzna po prostu wziął mnie na ręce i wyniósł z tego... tego więzienia. Pewniej poczułam się w chwili minięcia areny. Cały czas szeptał słowa w swym ojczystym języku, czasem coś nucił.

~~3 miesiąc rok 36 Stulecia Natury | Dziesięć lat przed dołączeniem do WNZ~~

Można rzec, że odrodziłam się. Upłynął miesiąc. Przez ten czas musiałam przywyknąć do tego, czego wcześniej mnie pozbawiono- wolnego życia. Re-Nutr (Bo tak miał na imię mój wybawiciel) dbał o mnie, jak o największy skarb. Usiadłam na pufie przed ozdobną toaletką. Sięgnęłam po szczotkę i zaczęłam rozczesywać długie włosy. Pierwszego dnia po przybyciu do posiadłości były wręcz matowe, teraz prawie że świeciły własnym światłem. Również zmieniłam się na całym ciele- przytyłam, a blizny stały się prawie niedostrzegalne gołym okiem. Poprawił się mój stan psychiczny, choć poprawa mogła być jedynie chwilowa. Nocami nadal wracały wspomnienia o walkach, o istotach, którym wtedy odbierałam życie. Odłożyłam pozłacany przedmiot na jego miejsce, wstałam. Akurat rozległ się dźwięk pukania. Rzuciłam krótkie "Proszę". Do pokoju weszła niska, krępa elfka. Ukłoniła się.
- Pan wzywa.- oznajmiła
Skinęłam głową z uśmiechem. Z Ursą często ucinałam sobie pogawędki, ale jeśli chodziło o sprawy służbowe, to nigdy nie pozwalała sobie na mówienie mi po imieniu, a także Nutrowi. Swoją drogą, czego by on mógł ode mnie chcieć? Zwykle na rozmowy zapraszał mnie równo w południe, a nie po zmroku. Wtedy przesiadywał w biurze, nad górą papierów. Staruszka wręcz pobiegła do kuchni, by przygotować jakieś przekąski, czy też napoje. Ja za to nie spieszyłam się, zbytni pośpiech mógł jedynie zaszkodzić. Wyszłam na korytarz, kierując się do gabinetu drow'a. Zatrzymałam się przed masywnymi drzwiami z dębowego drewna. Zastukałam w nie lekko. Odpowiedział temu gestowi pomruk, czyli ciche "wejść". Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam wrota. Weszłam do pomieszczenia. Panował tam półmrok, wnętrze oświetlane było jedynie przez kilkanaście świec.
 - Usiądź.
Zrobiłam tak, jak nakazał. Poprawiłam bluzkę i zajęłam swoje miejsce na wygodnym fotelu. Niemalże zatopiłam się w materiale, którym był on pokryty. Mężczyzna usiadł na podłokietniku. Postąpił tak pierwszy raz. Powinno to włączyć "czerwone światełko" w moim umyśle, lecz za bardzo ufałam temu osobnikowi.
- Stałaś się piękniejsza, niż przy naszym pierwszym spotkaniu.- wyszeptał mi do ucha
- Dziękuję za komplement.- odpowiedziałam nieśmiało
- Wiesz... Chyba nadszedł czas, byś spłaciła swój dług... W końcu to ja ocaliłem ci życie...
Z każdym słowem, które płynęło z jego ust, przybliżał się do mnie. Czułam wyraźnie jego oddech. Cuchnął mieszanką różnych napoi z alkoholem. Odsunęłam się od niego na tyle, na ile pozwalał mi fotel oraz sam elf. Dało mi to kilka sekund swobody, jednak tyle czasu nie starczyło na nic. Spróbowałam wstać i o dziwo "pan" ustąpił. Również podniósł się. Na jego twarzy wykwitł lubieżny uśmiech. Nic nie mówił, po prostu działał. W jednej chwili stałam, a zaraz potem gruchnęłam plecami, głową o podłogę. Szczęście, że była ona wyłożona miękkim dywanem. Re-Nutr przyszpilił mnie własnym ciałem. Patrzyłam na niego przerażona, niezdolna do uwolnienia się. Co z tego, że wrzeszczałam, kopałam. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Bezczelnie zaczął zdzierać ze mnie ubrania, drugą ręką trzymając moją szyję w żelaznym uścisku. Nie dusił mnie, choć jeśli zechciałabym zaatakować- z pewnością zakończyłby mój marny żywot. Próbowałam przemienić się w wilka, z całych sił chciałam użyć zmiennokształtności... Na próżno. To przez ten cholerny naszyjnik-przemknęła mi myśl. Drow podarował mi go zaledwie dzień wcześniej. Założyłam go dziś, ponieważ pasował mi do stroju. Teraz sukienka była dosłownie w strzępach. Wierzgnęłam nogami kolejny raz, w akcie desperackiej obrony swej cielesności. Dostałam przez to siarczysty cios prosto w twarz. Wrzasnęłam, wykrzyczałam "Pomocy". Zacisnął mocniej dłoń na moim gardle.
- Albo będziesz cicho, albo będziesz martwa.- wysyczał- Mi to bez różnicy.
Zamilkłam. Może powinnam wtedy dalej wydzierać się, mimo wiszącej nade mną chmurki śmierci. Cichy brzdęk, głuche uderzenie... Spojrzałam w prawo. Skórzany pasek leżał na podłodze. Otworzyłam szerzej oczy, zaczęłam kopać coraz to mocniej, nadal bezskutecznie. Wydałam z siebie głośny jęk przepełniony bólem. Owo uczucie przeszyło całe moje ciało. Czyli to tak...- rzekłam w myślach- Wykorzystana przez osobę, której ufałam... Oprawca miał błogi wyraz twarzy. Jemu sprawiało to przyjemność... A ja wiłam się z bólu. Nie wiem ile to trwało. Godziny, minuty... A może nawet sekundy, czy ich ułamki. Uścisk zelżał, co wykorzystałam. Wolną ręką sięgnęłam i zerwałam naszyjnik, jakimś cudem wyrwałam się spod tego szaleńca. Na czworakach zaczęłam pełznąć do drzwi. Jednak nie chciał dać za wygraną. Położył dłoń na kostce i pociągnął mnie do tyłu. Upadłam, lądując ręką w czymś mokrym i lepkim. We własnej krwi.
- Jeszcze nie skończyłem.- odezwał się błogim tonem
- N... Nie... Mylisz się.- odpowiedziałam- Skończyłeś...
Zebrałam w sobie resztki sił, które we mnie pozostały. Zignorowałam ból, strach... Kopnęłam mężczyznę, trafiając butem prosto w jego twarz. Syknął, łapiąc się na nos. Wykorzystałam chwilę dezorientacji elfa i przybrałam wilczą postać.
- Ty suko, jeszcze tego pożałujesz!
Stanęłam w pozycji bojowej, a jednocześnie obronnej- tej, której uczono podczas szkolenia do walk. Łeb trzymałam nisko, prawie dotykałam pyskiem podłoża. Wyszczerzyłam kły, zjeżyłam futro na grzbiecie. Ogon miałam uniesiony, jakbym mówiła "Role się odwróciły". Znów poczułam się tak, jakbym znalazła się na arenie. "Walcz, zabijaj" ciągle huczało mi w głowie. Krew płynęła szybciej, serce waliło jak młot kowalski. W jednej chwili stałam i nie wiedziałam, co mam zrobić. W drugiej skoczyłam z zamiarem zakończenia nędznej egzystencji tego potwora. W ostatnim momencie zdołał kopnąć mnie w bok. Upadłam na zad, szybko podnosząc się. Kontynuowałam atak. Nie wiem, co wtedy mną kierowało. Pewnie adrenalina zadziałała. Po kilku nieudanych próbach nareszcie udało mi się. Zatopiłam kły w miękkiej tkance, w szyi. Szczęście widać mi sprzyjało, ponieważ trafiłam idealnie w tętnicę. Prysnęła ciemnoczerwona, wręcz czarna posoka. Poczułam ten metaliczny zapach, cierpki smak i otrząsnęłam się z szału. Odskoczyłam od martwego drow'a. Potem wszystko działo się jeszcze szybciej- przemiana w ludzką kobietę, ucieczka z posiadłości i zaszycie się w niewielkiej wiosce.

~~9 miesiąc rok 46 Stulecia Natury | Czasy współczesne | Jaskinia na terenie WNZ~~

Ta szmatka znów przypomniała mi o tym, jak tragicznie straciłam kobiecy skarb, jak zabiłam po raz kolejny, jak straciłam zaufanie do wszystkich żywych istot. Mimo to złożyłam ją i odłożyłam na jej miejsce. Dlaczego? Po prostu potrzebowałam czegoś, dzięki czemu nie zapomniałabym o przeszłości. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko otarłam ją. Rozległ się odgłos ciężkich kroków. Popatrzyłam na wejście. Stał tam wysoki mężczyzna, jakże przystojny. Na ramieniu dźwigał dorodną sarnę. Rzucił zdobycz pod ścianę i podszedł do mnie. Objął mnie i ucałował.
- Nie płacz.- wyszeptał- Jesteś bezpieczna
Wtuliłam się w Saurona. Wdychałam jego przyjemny zapach, cieszyłam się ciepłem od niego emanującym. Tylko jemu ufałam, tylko z nim czułam się szczęśliwa i bezpieczna.

<A więc w końcu ujawniłam skrawek historii Prusu.>

Ilość słów: 2015

Opowiadanie Konkursowe Amortencji

Uciekłam na tyle daleko od domu żeby nikt nie mógł mnie znaleźć.Las był głęboki i gęsty a zarazem straszny.Wiedziałam że w tym lesie siedzą różne maszkary.Szłam wąską krętą dróżką nieświadoma tego jaką tajemnicę a zarazem przygodę odkryję.W krzakach nieopodal coś się poruszało nerwowo.Niepewnie podeszłam do krzaka i go odsłoniłam,a to co zobaczyłam wprawiło mnie w przerażenie.W owych krzakach siedział potwór:
http://i.ytimg.com/vi/sZwXR_Wd-o8/maxresdefault.jpg
Chciałam uciekać ale łapy miałam jak z ołowiu.Jakaś magiczna siła pociągała mnie do besti. Odważyłam się podjąć walkę,a była ona śmierć i życie.Tworzenie tornad miałam w krwi,a tworzenie wichur opanowałam w wieku 6 miesięcy.Okazało się to wtedy bardzo pomocne.Nie dawałam już rady ale walczyłam do skutku.Skoczyłam z pazurami i zębami i wbiłam je w monstrum.Upadł ale zdążył wypowiedzieć ostatnie słowa co brzmiało jak groźba:
-Jeszcze nie wygrałaś!Znajdę cię i zabiję!-
Byłam wstrząśnięta tym co przed chwilą się działo ale ruszyłam w dalszą drogę w odnalezieniu miejsca do zamieszkania.Słońce miało się ku zachodowi więc trzeba było znaleźć sobie miejsce do przenocowania.Niedaleko koło mnie była niewielka jaskinia więc zmierzałam w tamtym kierunku.Jaskinia była zimna i ciemna i najwidoczniej całkiem przestronna.Usiadłam na progu groty i patrzyłam jak słońce zachodzi nad widnokręgiem.Ułożyłam sobie legowisko z liści które opadły z dębu.Do później nocy zastanawiałam się nad groźbą potwora.
-Jak może powrócić przecież zmarł?!A może..nie niemożliwe.Może nie umarł?!-zamyślałam się nadal nad jego słowami.
Położyłam się spać około północy ale z niepokojem.Mój sen był dziwny....może nie był to sen lecz halucynacja?!Nie wiem...Sen był następujący:
Stałam przed ludzką pizzerią.Na szyldzie było napisane: Fazber's Pizza.Weszłam do środka ponieważ coś mnie ciągnęło a po drugie drzwi były otwarte.W środku zobaczyłam masę dzieci i dorosłych,a na scenie stały roboty-zwierzaki które grały piosenki.Wiedziałam już jedno że trafiłam na przyjęcie urodzinowe.W tłumie robotów zwierzaków zobaczyłam jednego wcale nie podobnego do reszty.Był królikiem trzeba dodać że złotym,miał taki dziwny uśmiech jakby chciał zrobić coś potwornego.Szłam spokojnie za owym jegomościem żeby zobaczyć co planuje.Królik szedł na zaplecze,a szóstka dzieci szła za nim.Drzwi powoli się zamykały więc pobiegłam razem z nimi na zaplecze.To co tam zobaczyłam było istnym horrorem....ze złotego królika wyszedł fioletowy człowiek.Wyglądał zupełnie jak psyhopata,a jego uśmiech potwierdzał moją teorię na temat jego stanu umysłowego.W prawej ręce trzymał nóż,a po minach dzieci było widać że są przestraszone nie na żarty.Drzwi były tym razem zamknięte na klucz.Fioletowy mężczyzna zbliżył się do jednego z dzieci i ......zabił je!Potem zabił one kolejne dziecko i kolejne,do czasu kiedy wszystkie były martwe.Mężczyzna roześmiał się głośno koło niego pojawiły się stroje robotów zwierzaków jeden był inny...złoty.Nie ten sam którego on sam użył.Był złoty ale ten przypominał misia.Miał mikrofon,muszkę i cylinder.Na mych oczach Marionetka wkładała kostiumy na martwe dzieci.Kiedy skończyła kostiumy ożyły.Film jakby się urwał...obudziłam się,a ranek był piękny i słoneczny.Wyszłam z jaskini i poszłam się pożywić przed dalszą podróżą.Była długa ale jakaś spokojna.Byłam pewna że to jakiś podstęp ale nic zupełnie nic się nie działo.Po kilku godzinach marszu wyszłam z boru.Kiedy tylko przekroczyłam próg zobaczyłam jakąś wilczycę.Pierwsze co powiedziała to było pytanie:
-Kim jesteś?-
-Jestem Amortencja..-odpowiedziałam na pytanie
-Czy chcesz dołączyć do Watahy Niebieskiej Zorzy?-zadała kolejne pytanie nieznana mi wadera
-Jasne..Jak się nazywasz?-rzekłam
-Kan-D możesz mi mówić Kan.-odpowiedziała
Kan oprowadziła mnie po terenach watahy.Byłam zachwycona tym miejscem,emanowało spokojną aurą.Oprowadzenie trochę trwało ale potem Kan zaprosiła mnie na kolację.Przebiegała spokojnie,a rozmawiałyśmy o wielu tematach.W końcu Alfa zapytała skąd się wzięłam ale ja skróciłam wersję i powiedziałam tylko tyle iż uciekłam.Alfa zaprowadziła mnie do mojej nowej jaskini która od tego dnia miała być moją siedzibą.Tej nocy miałam znowu dziwny sen...
Tym razem byłam w jakimś mrocznym miejscu co na samą myśl miało się dreszcze.Szłam ciemnymi korytarzami.Wiły się,skręcały w co poniektórych miejscach.Po dłuższym błąkaniu się odkryłam dziwny pokój.W tym pomieszczeniu było tylko jedno okno,a na polu panowała burza z błyskawicami.Po około pięciu minutach zaczęła się dziać akcja.Jeden duch dziecka gonił tego samego fioletowego człowieka który zabił szóstkę dzieci.Wokoło niego zebrała się jeszcze pięć duchów dzieci.Jedno z nich zagoniło go do kostiumu którym kiedyś zwabił niewinne niczemu dzieci.Wszedł do stroju i przez chwilę słyszałam jego szyderczy śmiech.W ułamek sekundy akcja zmieniła bieg.Kostium miażdżył ciało fioletowego mężczyzny.Strój cały zaczął się trząść,a wokoło niego pojawiła się kałuża krwi.Film ponownie się urwał...pojawił się nowy dzień.Od kilku dni czułam że ktoś mnie śledzi ale nie wiedziałam kto.Poznałam wiele wilków o różnych historiach.
-Po 5 dniach w nocy 23:30--------
Nadal zastanawiałam się nad moimi 2 snami.Miały jakąś łączność miedzy sobą.Nie wiedziałam że tej nocy odkryję wielką tajemnicę której jeszcze nikt nie odkrył.Po północy zaczęły z ciemności ciche jęki ale dobrze wiedziałam że grotę tę zamieszkuje tylko ja...Około 2 am do jęków doszły szelesty i kroki.Z minuty na minuty dźwięki się nasilały i to coś szło do mnie.Potwór był zaledwie kilka kroków ode mnie to wiedziałam doskonale.Nagle z ciemności wyłonił się potwór:
http://pixelpapercraft.com/files/1425465873321.jpg
Monstrum się odezwało:
-Witaj znowu się spotykamy!!Ja wiem kim jesteś ale ty nie wiesz kim JA jestem...-
Miał głos podobny do człowieka ale trochę zniekształcony.Odezwał się ponownie:
-Jestem Springtrap...byłem człowiekiem dziś maszyną...Kiedyś zwano mnie Purple Guy'em...-
Zastanawiałam się nadal nad jego słowami.
-Jakiś czas temu widziałaś i walczyłaś ze mną w lesie...Trzeba przyznać że masz odwagę lwa.Zapewne nadal się zastanawiasz jaką łączność mają te dwa sny którymi cię na pewien sposób obdarzyłem.-rzekł dosyć srogim tonem
-To ty?!...-ledwo wyjąkałam
-Tak..Oba są moimi wspomnieniami.Ten ostatni przedstawia mą śmierć.Wiesz czemu ci je pokazałem?!-zapytał
-Nie...nie wiem..-wyjąkałam
-Od lat 30 uwięziony jestem w tym kostiumie.Nie mogę się wydostać...Nikt na świecie nie zna historii Fazber's Pizza właśnie tego incydentu jak i mej śmierci...-powiedział
Nie odpowiadałam ponieważ nie wiedziałam co powiedzieć.Teraz wszystko stało się jasne....Springtrap odezwał się i wyrzekł:
-Roboty które widziałaś w pizzeri były animatronami...strój ten który zapewniał mi bezpieczeństwo okazał się mym zabójcą ale do dziś nie żałuję że mordowałem.Teraz czas na twą śmierć!!-
Springtrap otworzył swą paszczę,a w niej....była fioletowa czaszka człowieka.Potwór rzucił się na mnie,a ja próbowałam wezwać pomoc na próżno wydałam tylko cichy jęk.Złapał mnie i zaczął dusić i cicho szeptał:
-It's Time To Die-
Ugryzłam go w rękę,a on w tym momencie wypuścił mnie z uścisku.Podjęłam się ponownie walki z nim.Walka była ostra i zacięta,a i nie było łatwo.Używałam swego żywiołu do obrony i walki ale używałam też pazurów i kłów.Bitwa była długa ale wiedziałam że ktoś będzie musiał odpaść.Powoli opadałam z sił,a mimo wszystko nie miałam żadnych ran i obrażeń.Walka trwała by jeszcze dłużej gdyby nie to że miałam przy sobie młotek.Podniosłam go i zaczęłam niszczyć wroga.Nie długo to trwało kiedy poległ,ale jakimś magicznym cudem animatron zniknął jak poległ.Chciałam się wyspać ale wybiła godzina 6:00.
-------Po kilku latach---------------
Jak zwykle była piękna pogoda.Wspomnienia wróciły jak i smutek,odkryłam największą tajemnicę choć jeszcze więcej przede mną.Poszłam z Kan-D nad wodospady popływać ale niestety burza nas dosięgnęła.Uciekłyśmy do najbliższej jaskini,a ja zastanawiałam się ciągle czy powiedzieć Kan moją historię.Odważyłam się i zaczęłam powieść,a kiedy skończyłam Kan-D zapytała:
-Naprawdę?Czemu wcześniej nie mówiłaś?-
Tylko westchnęłam głęboko i poszłam do jaskini.


23 lip 2015

Od Ave CD Kahira

Domek robił spore wrażenie. Wznosił się na wysokim drzewie, co już było sporym wyczynem w sztuce budownictwa. Kahir przyspieszył i pierwszy zaczął wspinać się po krętych schodach. Ruszyłam za nim, jednak zatrzymałam się przy pierwszym ze stopni. Popatrzyłam w górę. Na każdym schodku widniały wyraźne ślady krwi. To źle wróży-pomyślałam. Zaczęłam jeszcze bardziej martwić się o towarzyszącego mi basiora. Ten zdawał się ignorować fakt o krwawiącej ranie, zupełnie jakby jej nie było. Może więc zwyczajnie dramatyzowałam na temat owego urazu? Przeskoczyłam kilka stopni, usilnie unikając kontaktu z ciemnoczerwoną cieczą. Za którymś razem moje starania spełzły na niczym i wdepnęłam przednią łapą w posokę. Skrzywiłam się przy tym i wyszeptałam niemiłe przekleństwo. Nareszcie mozolna wspinaczka dobiegła końca. Reho otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja zaraz za nim. W pomieszczeniu panował półmrok, pojedyncze promienie słońca wdzierały się przez okna. Sam pokój urządzono dość skromnie. W rogu leżał stalowoszary koc w czarną kratkę. Było też kilka półek i szafka. Na większości z nich leżały różne szpargały, ozdoby i dziwne przedmioty.
- Wiesz Kahir... Lepiej, żebym obejrzała ranę.- zaproponowałam- Dalej krwawi.
- Przestanie.- odparł
- Proszę...
- Jesteś uparta.
A jednak odpuścił. Położył się na kocu i rozprostował skrzydło, ukazując obrażenie. Ponownie przybrałam formę niewysokiej kobiety. Uklęknęłam i uważniej zaczęłam oglądać dziurę w tkance. Wyglądała paskudnie i, na moje oko, jeszcze godzina lub dwie zwłoki, a wdałoby się zakażenie.
- Paskudna...- wymruczałam pod nosem- Nie polatasz sobie przez tydzień albo nawet dłużej. Potrzebuję bandaży i leków... Za chwilę wrócę.
Zignorowałam kompletnie komentarz Kahira i wyszłam z domku. Biegiem ruszyłam do swojej jaskini, o lataniu nie było mowy, las był zbyt gęsty jak na szybki lot. Zresztą droga w obie strony nie była długa i już po kilku minutach wracałam z niewielkim plecakiem. Pchnęłam drzwi łokciem i weszłam do domu basiora. Nadal leżał na sporych rozmiarów materiale. Znów rozłożył zranioną kończynę. Wyciągnęłam z plecaka maść odkażającą oraz szerokie bandaże.
- Będzie bolało jeszcze gorzej niż teraz.- oznajmiłam
Wzięłam na dłoń sporą ilość lepkiej mieszanki ziół i rozsmarowałam ją na ranie. Dotąd zielona maść zaczęła powoli stawać się przezroczysta, a zaraz potem czerwona od krwi.
- Weź trochę delikatniej może!- warknął
- Cicho, przecież robię to najdelikatniej jak się da.
Zabrałam się za zabandażowanie. Kolistymi ruchami okręcałam materiał wokół skrzydła. Co jakiś czas przerywałam czynność, słysząc prośby, a raczej żądania Hakiego o mniej bolesne opatrywanie. Raz nawet naszła mnie ochota, by trzasnąć go w łeb, jednak powstrzymałam się.
- No, skończone.- oznajmiłam- Zmiana opatrunku za... hm... Jak będzie nadal krwawić, to za godzinę.

<Kahir? Ave pielęgniarka i opiekunka XD>

Od Andromedy CD Miu

-Mogę iść z tobą?-zapytałam
-Eh..czemu nie?-odpowiedziała
Nocna warta przebiegała spokojnie aż do pewnego momentu...
W pewnym momencie kiedy wybiła północ wyskoczył potwór:
http://vignette4.wikia.nocookie.net/five-night-at-freddy/images/1/10/O_kur....jpg/revision/latest?cb=20150626093820&path-prefix=pl
Miu zaczęła walczyć na śmierć i życie a była bitwa była zacięta.Używała swoich potężnych zaklęć a monstrum po chwili padł w boju.
-Co to ...było?!-spytałam ze zgrozą
Miu milczała...
<Miu?>

Od Anubisa CD Anor

Wróciłem z ukochaną Anor z powrotem do watahy.Inne wilki przyglądały się mnie i Anor więc odeszliśmy trochę dalej.Zza krzaków wyskoczył....Plushtrap!
http://i.ytimg.com/vi/sZwXR_Wd-o8/maxresdefault.jpg
Odskoczyłem do tyłu ale mimo wszystko zaatakowałem przeciwnika.Walka była zacięta i ostra.Używałem swoich mocy jak potrafiłem ,aż w końcu wpadłem na genialny pomysł i wykonałem go.Okryłem Anor mgłą dzięki temu była bezpieczna ,a ja na nowo walczyłem przeciw bestii.Po jakiś 2 godzinach potwór upadł ale przy tym mocno zemdlałem.Razem z waderą usłyszeliśmy głos:
-Jeszcze się z tobą policzę!-ryknął ów głos
Padłem na ziemię i zdążyłem wyszeptać dwa słowa:
-Kocham Cię.-
<Anor?Nie martw się nie umarł>

21 lip 2015

Od Kahira CD Ave

Początkowo moje myśli o nagrodzie zaczynały się ciekawie. Od pewnych grzeszków aż po upolowanie mi czegoś do jedzenia gdyż zaczynało mi burczeć w brzuchu. Wstając rozprostowałem skrzydła, gdy nagle przeszło mi mrowienie po lewej stronie.
-Ooo... - Szybko złożyłem skrzydła. - Przydałby mi się jakiś masaż.- Ponownie rozłożyłem, tym razem powoli. Spojrzałem pod skrzydło... blisko mojej blizny zobaczyłem kawałek drewna.
-Drzazga? Trzeba ją wyciągnąć. - Ciekawska wadera natychmiast wepchnęła swój pyszczek z łapami pod moje skrzydło.
-Tak nie dam rady, muszę się przemienić w człowieka.
-No szybciej, bo piecze. - Warknąłem i uniosłem swoją część ciała wyżej. Aveline w mgnieniu oka zamieniła się w czerwonowłosą dziewczynę o bladej cerze.
-To raczej kawał drewna, niż drzazga.
-Ja to mam szczęście z tymi drzewami. - Położyłem się z powrotem uważając na obolałe miejsce.
-Blizna też jest od drzewa?
-Noo... wyjmuj to.
-Nie powinnam, musisz iść do szamana czy coś.
-Nic mi nie będzie no, wyjmuj! - Odpowiedziałem ze złością. Nadal się ociągała aż w końcu niezdecydowana wyciągnęła ze mnie dosyć dużą drzazgę. Zerknąłem na tamto miejsce i zauważyłem lekkie krwawienie. Odetchnąłem z ulgą jednak ból nie znikał.
-I widzisz, KRWAWISZ! - Krzyknęła na mnie.
-Nie panikuj. Zaraz przejdzie. Pomóż mi wstać.
-I co dalej? Będą pytać co gdzie i jak.
-Ćśśś... Teraz idziem tam gdzie ja chcę. - Warknąłem i ruszyłem w stronę końca lasu. Krew nadal ciekła, a krople powolutku spadały na suchą ziemię. W końcu doszliśmy do ogromnego drzewa i na nim budowli.
http://talent.pl/icons/creation/40528_dsc00597.jpg
Może wyglądał skromnie, na mały domek. Jednak w środku było dużo miejsca. W dodatku pień drzewa był pusty przez co dorobiłem schody i powstał korytarz. Idąc w dół było odrębne pomieszczenie. Tam było chłodno zatem mogłem tam przetrzymywać jedzenie, a także była malutka rzeczka. W domu ogólnie trzymałem jakiś gruby koc by móc tam spać, ozdoby... oraz zguby które znalazłem po ludziach jak na przykład lusterko.

<Aveline? Witooj w moim domku XD>

Od Urazy - wow, dawno nie było takiego opka XD

20 lip 2015

Od Aberaty CD Saurona

Czy on właśnie... Ale... Otworzyłam szerzej oczy, patrząc się na Saurona jak ciele na malowane wrota. Przez chwilę nie docierały do mnie jego słowa, a nawet to co aktualnie robił. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Sauronie...- zaczęłam, jednak nie byłam nic więcej powiedzieć
Po prostu zbliżyłam się do niego i pocałowałam.
- Ab... Więc ty...
- Zgadzam się, wariacie.- odpowiedziałam wesołym tonem
Matulu, co się ze mną dzieje?- pomyślałam. Jakoś przy tym osobniku zmieniałam się nie do poznania. Ach, czyli tak działała miłość...

<Sauron? Wena padła, przepraszam ;-;>

Lunja!

http://s.redefine.pl/dcs/o2/redefine/poszkole_user_page/23/23761062/117651471_1301575888.jpg
Imię : Lunja
Pseudonim : Lun
Wiek : 2 lata 6 miesięcy
Płeć : Samica♀
Rasa : wilk miłości
Charakter: Chłopaki zapnijcie pasy. Lunja to wybuchowa mieszanka uroku, upartości i tajemniczości. Nigdy nikomu nie opowiada o swojej przeszłości, skąd pochodzi. Spróbuj z nią zadrzeć a najprawdopodobniej skończysz przykuty do ziemi. Nie da sobą pomiatać. Jeśli się zakocha to na amen. Będzie dążyć do związku, na nic nie zważając. Ma w sobie to ,,coś''. Potrafi być wrażliwa.
Stanowisko : zielarz
Głos : https://www.youtube.com/watch?v=kmwTEPIXabA
Konto : 300 KR
Zauroczenie : Phill
Partner : marzy o związku z Phill'em
Jaskinia : żywiołu wody
Potomstwo : niestety nie ma, ale maży o małych, bezbronnych kuleczkach, których trzeba bronić
Rodzina : nikomu nie podaje informacji o swoim pochodzeniu
Moce : potrafi latać.m umożliwiają jej to czarne skrzydła. związane z rasą, potrafi ukryć swoje skrzydła
Ulubiony kolor: czerwony
Motto : Prawdziwej miłości nic nie złamie.
Urodziny: 24.07.
Lubi : biegać, pływać
Nie Lubi : s*e*x*u, zimy,
Historia : Nikomu nie zdradza, co się stało przed WNZ. Ale po tajemniczych wydarzeniach przyszłą do watahy za swoją przyjaciółką Kan-D
Inne zdjęcia :

http://darkwolves.blox.pl/resource/wiki.png
Kontakt : Pepsisia (howrse) TheJulinka (doggi)