Westchnąłem cicho patrząc załzawionymi oczami na oddalającą się sylwetkę. Pokręciłem głową zrezygnowany i zacząłem iść z zupełnie innym kierunku. Znaleźć swoją nową samotnie. Wyszedłem z miasta i pobiegłem w stronę wysokich gór. Najlepiej będzie, kiedy naprawdę zniknę z tego świata. Zmieniłem się w pierwotną postać, teraz poruszając się jeszcze szybciej. Nie mam zielonego pojęcia ile czasu mi to zajęło, ale moja świadomość powróciła dopiero wtedy, kiedy byłem w połowie wchodzenia na szczyt.
- Nikt mnie nie chce. Sprawiam problemy. Psuję związki - wymieniałem sobie pod nosem przypominając sobie jak Kayun uważał, że to Amisza go całuje. Łzy ponownie zaczęły spływać po moich policzkach, pomimo tego, że wcale nie były mi potrzebne. Nagle usłyszałem głośny ryk i wtedy dotarło do mnie, gdzie dokładnie jestem.
- I zabije mnie ogromny smok - wyszeptałem przerażony. Skoczyłem w stronę terenów watahy, po raz pierwszy od lat używając skrzydeł. Kiedy znalazłem się na ziemi, zacząłem biec w stronę lasu. Wskoczyłem na drzewo i wpatrywałem się wystraszony w punkt, z którego przybiegłem.
<Kay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!