Przyglądałam się z zainteresowaniem poczynaniom nowo spadłego basiora.
Cóż, przynajmniej trafił się ktoś, kto potrafił nas stąd wyciągnąć. Gdy
gruby pień czy też może konar utworzył wiodącą ku górze, wylotowi dziury
i wolności, wilk uśmiechnął się do mnie lekko i powiedział:
- Panie przodem.
- Skoro tego chcesz – burknęłam. – Ale nie miej do mnie pretensji, jeśli to tym razem ja wyląduję na tobie, dobrze?
Basior mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Ja zaś wdrapałam się na pień
i po nim wyszłam na powierzchnię, na szczęście bez zbędnego spadania.
Chwilę później obok mnie pojawił się mój wybawca.
- Dziękuję za pomoc – powiedziałam z uśmiechem. – Przy okazji, jestem Bandera.
- Aeromere – odparł basior.
- No to teraz cię przeproszę, ale muszę się napić i coś zjeść.
Odwróciłam się i ruszyłam ku najbliższemu potoczkowi. Nim jednak zniknęłam pośród drzew, usłyszałam za mną kroki.
<Aeromere?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!