Usiedliśmy z Tomaki'm koło rozpalonego przez niego ogniska. Basior
uśmiechnął się do mnie lekko i nagle zaczerwienił się. Przekrzywiłam
głowę z uśmiechem i udawanym niedowierzaniem. I właśnie wtedy mój umysł
dostał olśnienia. Ogień… Co my wyprawiamy!? Chimery plują ogniem, więc
nie będzie dla nas bronią, a poza tym zdradza naszą obecność i
położenie. Szybko utworzyłam wodną kulę i opuściłam ją na ognisko.
Rozległ się syk i światło momentalnie zgasło. Wokół poczułam jeszcze
wyraźniejszy zapach dymu.
- Co robisz? – zapytał zaskoczony Tomaki. Chciał chyba powiedzieć coś
więcej, ale przerwał mu złowieszczy ryk, dość daleki, ale jednak
przerażający.
- Ratuję nam życie. Idziemy – powiedziałam stanowczo, wstając. Noga,
choć nadal bolała, nie dokuczała mi tak bardzo jak wcześniej.
Towarzyszący mi basior wydawał się już… Mniej cierpiący? Może. W każdym
razie wędrowaliśmy dość szybko. Ale jednak zbyt wolno. Ryki rozlegały
się co jakiś czas, z każdym razem coraz bliżej. Aż w końcu jakieś drzewo
nieco z boku przewaliło się, powalone przez goniącą nas chimerę.
Stworzenie zaryczało i splunęło ogniem. Drzewa wokół nas zaczęły płonąć.
- Uciekamy! – krzyknął Tomaki. Niepotrzebnie, co prawda, ale
zmobilizowało to mnie do jeszcze szybszego biegu. Wydawało się, że uda
się nam uciec, ale czy na pewno? To miało się dopiero okazać…
<Tomaki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!