15 cze 2016

Od Morgiany CD Zen'a

Szliśmy (a raczej on szedł, praktycznie ciągnąc mnie po chodniku), w zupełnej ciszy przyglądając się pustej ulicy. Co kilka minut przejeżdżało jakieś auto, lub motor. Nagle, przed nami pojawiło się dwóch chłopaczków z gatunku "gangsta" ze spodniami opuszczonymi do połowy dupy, czapkami z daszkiem założonymi na odwrót i okularami przeciwsłonecznymi.
-Ja pierniczę, ale pantofel, a nawet panienki nie ma czym podwieźć, tylko ją na własnych łapach nosi-Stwierdził jeden.
-No-przytaknął mu ten drugi, próbując nas ominąć.
-I trochę ciota-dorzucił w stronę Zen'a. Chłopak uśmiechnął się szeroko i spojrzał z politowaniem na dresików. Otworzył usta, by coś powiedzieć. Przerwałam mu:
-Ty to musiałeś mieć dwóch ojców i nie mieć matki-uśmiechnęłam się niby-nieśmiało.
-Hę?-Zdziwili się.
-No tacy męscy jesteście, że was musiało dwóch facetów zrobić-uśmiechnęłam się znów. Zamierzali coś powiedzieć, ale ponownie przerwałam-Ah, jeszcze jedno. Jeszcze raz nazwiecie was ciotą, a chętnie podwiozę was do szpitala, chociaż wolałabym na cmentarz.
Kiedy sobie odpuścili, Zen zapytał:
-Co ty taka miła jesteś?
-Tak se-wzruszyłam ramionami. Zen otworzył swoje mieszkanie kluczem. Weszłam do środka i padłam na podłogę.
-Znowu umieram.
Zen podał mi krople żołądkowe. Smakowały jak płyn listerine i ryba.
-Chcesz mnie otruć?-Obrzydziłam się.
-Ta, a potem zakopię twoje ciało pod ziemią w ogródku-burknął.
-Nie masz ogródka, kłamco.



<Zen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!