W mieście doszło do kolejnego morderstwa, zajrzałem przez okno...aby zajrzeć.Jakiś mężczyzna leżał na drodze, jak rozpaprana kupa, to pewnie sprawka kogoś z watahy, albo się mylę.
odszedłem od żaluzji i usiadłem na łóżku. Nagle wydobyło się pukanie do drzwi
-Wejść!!-ryknąłem na cały głos
Drzwi się otworzyły cały zdyszany, w ręce miał broń
-Dawaj brykę!
-Człowieku, nie mam samochodu, a po drugie uważaj do kogo mówisz!
Gość się nie poruszył, jego ręka drgnęła
-Dawaj, albo...
Przyznam bałem się trochę, wstałem...wycelował we mnie, za plecami wyczarowałem broń.
-Człowieku spokojnie, zaraz dam ci kluczyki i odjedziesz-mówiłem po woli zbliżając się do niego, był pewien że idę po kluczyki...za plecami trzymałem pistolet, gdy szybko złapałem za rękę w której trzymał pistolet, lufę przyłożyłem do jego brzucha i oddałem pięć strzałów i na koniec strzał w szyję do góry, krew wystrzeliła aż po sufit, gość padł.
-Hej co to za strzały?
<ktoś z watahy?>
Zaklepuje!
OdpowiedzUsuń