- Miu.. - usłyszałam za sobą męski głos.
- Nawet. Mnie. Nie. Wkurwiaj, Shin. - warknęłam, po raz kolejny poprawiając chustkę na nosie i wycierając ciecz z podłoża.
- No ok, chciałem cię do baru wziąć, ale skoro nie.. - mruknął, wzruszając ramionami. Pokazałam jedynie bratu język i wróciłam do wykonywanej czynności. - Typowa kobieta.. - dodał.
- No już, daj mi skończyć, pokrako!
I w ten sposób Miu znalazła się w barze. Pijana. Po raz pierwszy w życiu.
Nawet nie zauważyłam, kiedy białowłosy opuścił budynek. Pozostawił mnie samą sobie! Niech tylko mnie o coś poprosi.. Nie chcąc kwitnąć pod barem, z trudem zeszłam ze stołka i dotarłam do drzwi. Hm.. Wydawało mi się, że gdy wchodziłam, to były jedne.. I że świat nie kręcił się w kółko.. A, i że było o wiele chłodniej. Po chwili chodzenia w tę i we w tę, znalazłam się w jakiejś niepozornej uliczce, monitorowanej przez trzech Dresowych Panów.
- E, ty! Czerwona! - usłyszałam. Odwróciłam się w stronę głosu. Dochodził on od jednego z bezmózgiego tria.
- No to chyba ja. - odparłam, rozkładając ręce. - Mam wskazać drogę? czy coś?
- Drogę w wiadome miejsce.. - odpowiedział kolejny, przypatrując mi się dziwnym wzrokiem.
- Ejże, wara ode mnie, uliczki państwo pomylili.
- No nie daj się prosić, skarbieeee.. - jęknął ten sam.
- Won ode mnie! - warknęłam, przywołując do siebie miecz. No przecież kosa byłaby lepsza! Miu, ty amebo intelektualna, ty..
- Ostra.. Lubię takie.. - powiedział cicho ten, który do tej pory milczał. W tym samym momencie usłyszałam jakiś dźwięk, dochodzący zza kosza. Zignorowałam go i podeszłam do jednego z chłopaków.
- Oj.. Żebyś się czasem na ostrej nie zaciął. - szepnęłam, dźgając go bronią w klatkę piersiową. Ten, skoncentrowany na ostrzu, nie zauważył mojej lewej dłoni, którą mocno uderzyłam go w skroń. Wyjęczał coś, po czym upadł bez ruchu. Odwróciłam się do pozostałej dwójki z promiennym uśmiechem, strzelając na palcach. Jednak coś mi nie pasowało.. Otóż, że nie było ich dwóch. Przede mną stał tylko jeden. Tamten, który nazwał mnie czerwoną, właśnie na mnie z impetem naskoczył. Odwzajemniłam mu się uderzeniem w splot słoneczny, po czym go z siebie zrzuciłam. Spojrzałam na tego ostatniego (tym razem) z mordem w oczach. On jeden był mądry i darował sobie bójkę ze mną.
- Ej, ty, odważny! Wyłaź zza tych koszów, bo śmierdzieć będziesz. - wymamrotałam, nawet się nie obracając.
< Reiku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!