Co miałam zrobić... Uderzyć go za... komplement? Za taki drobny gest, przez który coś wewnątrz mnie przysporzyło mi bólu? Opuściłam rękę, nie wiedząc co dalej czynić. Starałam się uciekać wzrokiem od tego nietypowego chłopaka, który świetnie potrafił grać na moich uczuciach. Nie, nie chodziło tu o miłość, do tego jeszcze daleko, a i tak Amor pewnie wolałby omijać mnie szerokim łukiem. Tak, jak wtedy, u Elizabeth, skupiłam wzrok na czymś, co nie miało nic wspólnego z Jeffem. Tym razem padło na obraz ze zwiędłą różą- ulubiony mojej współlokatorki. Jednak nawet to nie pomogło. Zamknęłam oczy, próbując panować wewnętrzne wzburzenie, co również spełzło na niczym. Kilka słonych łez poleciało w dół, naznaczając moje policzki cienkimi, lśniącymi liniami.
- Moon... ja...- zaczął
- Nie...- powiedziałam drżącym głosem- Nie mów mi, że jestem piękna... Mi nie wolno taką być... Nawet mnie nie znasz... Nic nie wiesz!- podniosłam głos, co wydało się być jeszcze bardziej żałosne, niż płacz
Odwróciłam się do niego. Nie wytrzymałam. Tak po prostu. Zbliżyłam swoją twarz do jego, pokazując na policzek pokryty wieloma bliznami. Potem na podbródek, szyję, ręce, całe ciało pokryte jaskrawymi wybrzuszeniami i liniami odcinającymi się na tle bladej skóry.
- To jest moje piętno. Tego nigdy się nie pozbędę. Jestem szpetna!- pękłam jak bańka mydlana i zaniosłam się płaczem- We mnie nie ma nic pięknego. Jest tylko ciało, które wygląda jak mapa wieków bitew, wojen... Już nie kobieta, tylko zwierzę... Maszyna... Pionek w tej cholernej grze...
<JtK? No i się Moon pogrążyła :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!