Po kilku sekundach zorientowałam się, co się tu w ogóle działo. Kiedy nieznajomy odciął kończynę hydry, ta dość szybko się cofnęła.
-Puszczaj, puszczaj, puszczaj, puszczaj!-Krzyczałam zdenerwowana. Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku i odsunęłam się od niego. Potem kopnęłam go w brzuch i zaczęłam bić pięściami po głowie, co widocznie nie robiło na nim wrażenia.
-Zen jestem-przedstawił się i wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja ją odepchnęłam i warknęłam:
-Spadaj.
-Ładne imię...-Zaśmiał się, by zrobić mi na złość. Nadepnęłam mu na nogę, przez co wydał z siebie krótki pisk.
-Tak się odwdzięczasz za ratowanie życia?-Zdziwił się, a ja odpowiedziałam mu krótkim parsknięciem. Po chwili jakieś szczenię przebiegło koło nas i wystraszone uciekło.
-Widzisz?! Dzieci się Ciebie boją!-Wykrzyknął. Przewróciłam oczami i minęłam go. Po jakiejś godzinie ponownie się na niego natknęłam. Tym razem po prostu coś jadł. Znowu on, pomyślałam. Akurat wracałam do swojej jaskini, bo nie miałam nic do roboty. Od paru dni najczęściej sypiałam w Jaskini Ciemności. Weszłam do niej i usiadłam przed "oknem", patrząc na sąsiednią jaskinię. Powietrze było w tej jaskini zimne, a także wilgotne. Za mną siedział jakiś basior. Szczerze mówiąc, to nie przepadałam za nim. Wydawał mi się dziwaczny. Ma na imię Slenderman, czy jakoś tak. Jednak... Chyba jedynym basiorem, który był w miarę w porządku był taki jeden o białym futrze. Zdarzało mu się wchodzić na tereny watahy, ale do niej nie należał. Pomyślałam, że napiszę do niego list w którym zaproponuję mu dołączenie. Drobnym druczkiem dopisałam, że całkiem go lubię. Ma na imię Tyson, o ile się nie mylę. Podrzuciłam list do dziupli w drzewie, obok którego często bywał. Nie zorientowałam się jednak, że list wypadł. Kiedy byłam już daleko zobaczyłam, jak ten cały Zen czyta mój list! Zdenerwowałam się, już miałam pobiec i mu przywalić, kiedy odbiegł w inne miejsce. Wiem jednak, że lubi kamienie. (Dla samotnych podróżników internetu myśli Morgiany w jednym obrazku):
W środku nocy poszłam do miejsca, w którym kiedyś go widziałam, po drodze biorąc miecz. Nie miałam ochoty tego robić, ale musiałam. Ścisnęłam miecz w jednej ręce i rzuciłam się na prawie śpiącego basiora. Ten zrobił unik, widocznie zdziwiony, że w środku ktoś go napastuje z mieczem.
-Co ty robisz?!
-Widziałeś... Musisz zapomnieć, albo zginąć-Powiedziałam i znów się zamachnęłam. Zrobił kolejny unik.
-Chodzi Ci o ten list? Nie czytałem go!-Krzyknął, a ja upuściłam miecz.
-Nie..Czytałeś?
-Nie! Zobaczyłem, do kogo był, więc go wyrzuciłem!-Zapewnił. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na ziemi ciężko oddychając. Zen podsunął mi pod nos kanapkę.
-Masz-Powiedział. Zdziwiło mnie to lekko. Ja go napastuję, a ten mnie karmi? Wgryzłam się w kanapkę, która była zaskakująco smaczna.
<Zen? Toradora tak bardzo XDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!