Nie miałam zamiaru uganiać się za tym kolesiem. Kiedy skończyłam jeść kanapkę, dość szybko wróciłam do siebie. Przez jedzenie wręcz zapomniałam o wściekłości. Byłam zła na siebie, dlaczego tak łatwo załagodził mój gniew? Kopnęłam napotkaną po drodze szyszkę i weszłam do mojej jaskini. Była mniej więcej trzecia w nocy, więc położyłam się spać.
Rano obudziły mnie dziwne dźwięki, podobne do skrzeczenia jakiegoś ptaka. Już miałam rzucić się na to zwierzę, kiedy dostrzegłam, że w jaskini... Nie było nic. Byłam sama. Co to mogło być? Co mogło być źródłem dźwięków? Wyjrzałam przez okno i znieruchomiałam. Zorientowałam się, że Zen spadł w sąsiedniej jaskini, jak gdyby nigdy nic. No nie, tego już za wiele. Nie dość, że karmi mnie kanapkami w środku nocy, czyta moje listy, to jeszcze się wprowadza do jaskini obok?! Wybiłam szybę w oknie i wydarłam się:
-Znowu ty, psie!?
Zen zdziwiony obudził się i zerknął na mnie. Przełknął ślinę i odkrzyknął:
-Czemu nazywasz mnie psem? A tak poza tym, to nie miałem pojęcia, że tu mieszkasz! Nawet nie wiem, jak się nazywasz!
-Morgiana!-Odparłam mimowolnie. Cholera, teraz będzie mu łatwo mnie znaleźć, pomyślałam. Uśmiechnął się głupio i pomachał do mnie. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się.
<Zen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!