27 lut 2016

Od Roy'a Do Elandiel

Dzień był miły,  słońce grzało... Moment... GRZAŁO?! MAMY ŚRODEK ZIMY, LUDZIE! Och, zapomniałem. Zapomniałem, że piękne lato mamy tej zimy, nieprawdaż? Prawdaż. Chwyciłem długi kijek i rzuciłem nim tak daleko, jak to tylko możliwe. Wtedy usłyszałem jak rąbnął coś (lub kogoś) w głowę. Z daleka usłyszałem tylko "AŁAAAAAAAAA!", a potem "ofiara" zaczęła wyklinać życie. Widziałem jak z oddali biegnie prosto na mnie jakąś postać, więc szybko się ulotniłem, a raczej wszedłem na drzewo, gdzie skryłem się w kolorach drzew. Chwilunia... JEST ŚRODEK ZIMY! NIE MA LIŚCI! Roy, Ty debilu, skarciłem się w myślach. Siedziałem na nagiej (ja nie mogę, jak to brzmi ;=; ) gałęzi z nadzieją, że "ofiara" mnie nie zauważy. Ale jak można nie zauważyć takich światełek, które są na moim ciele? Ech, czasem żałuję, że jestem  neonowcem.
Minuty mijały, a już po pięciu "ofiara" (która była waderą)  stała już pod drzewem, centralnie nade mną.
- No wyłaź, cwaniaczku! Dalej, pokaż się!
Co będzie jak mnie znajdzie? Zabije? Zje? Wypluje?
Od nadmiaru myśli, gałąź złamała się pode mną. Spadłem na waderę.
- Heeej... - odparłem nieśmiało. - Bo ten... Taki jeden tamten rzucił i tego, ten... Noo, wiesz... - skłamałem.
<Elandiel? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!