Dzień był miły, słońce grzało... Moment... GRZAŁO?! MAMY ŚRODEK ZIMY, LUDZIE! Och, zapomniałem. Zapomniałem, że piękne lato mamy tej zimy, nieprawdaż? Prawdaż. Chwyciłem długi kijek i rzuciłem nim tak daleko, jak to tylko możliwe. Wtedy usłyszałem jak rąbnął coś (lub kogoś) w głowę. Z daleka usłyszałem tylko "AŁAAAAAAAAA!", a potem "ofiara" zaczęła wyklinać życie. Widziałem jak z oddali biegnie prosto na mnie jakąś postać, więc szybko się ulotniłem, a raczej wszedłem na drzewo, gdzie skryłem się w kolorach drzew. Chwilunia... JEST ŚRODEK ZIMY! NIE MA LIŚCI! Roy, Ty debilu, skarciłem się w myślach. Siedziałem na nagiej (ja nie mogę, jak to brzmi ;=; ) gałęzi z nadzieją, że "ofiara" mnie nie zauważy. Ale jak można nie zauważyć takich światełek, które są na moim ciele? Ech, czasem żałuję, że jestem neonowcem.
Minuty mijały, a już po pięciu "ofiara" (która była waderą) stała już pod drzewem, centralnie nade mną.
- No wyłaź, cwaniaczku! Dalej, pokaż się!
Co będzie jak mnie znajdzie? Zabije? Zje? Wypluje?
Od nadmiaru myśli, gałąź złamała się pode mną. Spadłem na waderę.
- Heeej... - odparłem nieśmiało. - Bo ten... Taki jeden tamten rzucił i tego, ten... Noo, wiesz... - skłamałem.
<Elandiel? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!