- Ach, pani Savey! Słyszałem, że zerwałaś z Al'em. - uśmiechnąłem się szyderczo, po czym przyjąłem poważny ton. - A tak serio, dlaczego naruszasz moją przestrzeń prywatną?! - warknąłem na waderę, wstając z ziemi. Otrzepałem się z resztek kurzu i spojrzałem na Savey. Jeszcze przed chwilą wyraz pyska należący do owej samicy był dość wesoły, ignorując tą wpadkę z naskoczeniem na mnie. Teraz jednak przybrała maskę smutku, wzdychając głośno.
- Czy wszyscy muszą do tego powracać? - burknęła, pokazując na mnie łapą. - Choć tobie się nie dziwię, jesteś taki jaki jesteś. - dodała mruknięciem. Mimowolnie uniosłem kąciki pyska, zmieniając swój grymas na bardziej cieplejszy. Podszedłem do przybitej wadery, następnie objąłem ją. Przybliżyłem Savey do siebie, na co ta popatrzyła się na mnie jak na wariata. Oh zaraz, to typowa reakcja innych na mój widok.
- Widzisz moja droga, wszyscy chcą zmienić się na siłę. Ale cóż, ja jestem Kay. Mam gdzieś twój ból, noi nie owijam w bawełnę. - zacząłem brutalnie, lecz chwilę później mój ton stał się mniej kpiący. - Ale, hej! Jesteś super, wychowujesz tą namiastkę wadery Lily, ano również posmakowałaś miłości. A ja co najwyżej wyrywam jakieś wiewiórki z krzaków agrestu i smakuje mi sarna. Saveeey, niechętnie to przyznaję - tutaj zagryzłem swój język. - Lecz zaznałaś więcej radości w życiu niż ja, a także więcej osiągnęłaś. I z tego użalania się nad twoim nędznym żywotem zgłodniałem. Masz może ochotę na żyrafę? Czekaj, tu nie ma żyraf. Wiem, pójdźmy pomordować jakieś zające. Co ty na to? - puściłem samicę z moich objęć i wyczekiwałem odpowiedzi.
< Sav? Lajf Is brutal przy Kay'u XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!