- I co łamago? Gdybyś miała skrzydła byś się nie przewróciła ośle... - zaczęła się śmiać. Wstałam i bardziej przyglądnęłam się jej figurze. Ta zrobiła oczy jak u niewiniątka gdy przechodzili obok rodzice.
- Cześć mamo, cześć tato. Jak widzicie fajnie się bawimy z Say prawda? - posłała mi swój groźny wzrok. Przytaknęłam. Rodzice się uśmiechnęli i odeszli. Uśmiechnęłam się do niej.
- Nie uśmiechaj się! - warknęła i natychmiast przestałam. Oklapłam głowę, ale nie dałam za wygraną i znowu się uśmiechnęłam. Ta podrapała mnie przy oku. Natychmiast przestałam i pisnęłam z bólu.
- Och przepraszam... - powiedziała sarkastycznie i zaczęła mi się przyglądać - I co bezskrzydła? Pamiętaj, że to ja mam sławę nie ty! - warknęła, a wilki podeszły i popatrzyły na mnie.
- Patrzcie! To ta wadera która jako jedyna z rodziny nie ma skrzydeł! - zaczęli się śmiać.
- Idiotka!
- Jesteś adoptowana skoro nie masz skrzydeł! Rodzice Cię nie kochali!
- Jak możesz tutaj żyć? Nie jesteś taka jak my! - rozłożyli swoje skrzydła i zaczęli iść w moją stronę. Cofałam się, ale drzewo mnie zatrzymało.
- Bezskrzydła, Bezskrzydła! Nikogo nie pokochała, bo ma łyse plecki! - zaczęli co chwilę tak mówić, aż ich oczy zaczęły robić się czarne, a pod nimi zrobiła się kałuża krwi.
- Nie... Przestańcie! Ja taka nie jestem! - krzyczałam z łzami i poczułam jak zmieniam się w dwuletnią.
- Jesteś nikim!
- Twoje imię nic nie oznacza!
- Sayona tylko ci pasuje! I Dobrze wiesz co oznacza to imię! Słabeuszko! - zaczęli się śmiać i śmiać...
- Nie! NIE PRZESTAŃCIE! TO KŁAMSTWA JA TAKA NIE JESTEM! KOCHAM I CZUJE! - krzyczałam próbując uciec, ale mnie zamknęli w kółku. Czułam, jak krew obmywała moje łapy. Popatrzyłam na odbicie, a tam miałam swoją bliznę która kiedyś mi zarosła. Podrapanie po swojej siostrze na oku... dobrze, że blizna zarosła sierścią... Poaptrzyzłam na nich. Zorientowałam się, że oni też są już dorośli.
- Słabeusz! Nie należysz do nikogo! Jestem nikim! Trzeba Cię spalić! - krzyknął jeden i pojawiłam się przywiązana do kija gdzie ogień się piętrzył i piętrzył... Słyszałam śmiech mojej siostry...
- NIE! NIE NIE PROSZĘ! - krzyczałam.
*****
- NIE! - krzyknęłam na głos i obudziłam się w łzach. Wystraszona. Moje ciśnienie było strasznie podwyższone. Rozglądnęłam się wystraszona i poczułam jak moje serce mogło nie nadążać z pompowaniem krwi. Zaczęłam głęboko oddychać i moje serce się uspokoiło.
- Say! Nic Ci nie jest?! - podbiegł do mnie Reik i zobaczył mój mokry pysk od łez. Patrzyłam na niego nadal dysząc.
- Wszystko... gra... - wstałam - miałam koszmar... - zamknęłam oczy.
- Na pewno nic Ci nie jest? - spytał ponownie. Unikałam jego wzroku, aby nie widział... nie widział co czuje teraz...
- Tak... - powiedziałam i usiadłam przy ognisku. Popatrzyłam w ogień.
- Wiesz co było najgorsze w moim koszmarze? - spytałam skłócając ciszę.
- Nie...
- To, że połowa z niego była prawdziwa... - ugryzłam się w język. O mało co nie wydałam mu co mi się śniło... To prawda... Dla zabawy przywiązali mnie do płonącego stosu... dopiero czyiś rodzice mnie ocalili... blizna też jest prawdziwa... tylko co tam nie było prawdziwe to kałuża krwi i oni jako dorośli... boję się ognia też z innego powodu, ale o tym to inna historia...
- Boże... czemu moja siostra chciała mi to zrobić...? - powiedziałam cicho i w myślach na raz i się mocno rozpłakałam. Poczułam jak stare rany zostały rozdrapane. Zostało mi jedynie przeżywanie koszmarów których nie chce... Zacisnęłam oczy bardzo mocno i zaczęłam płakać na tyle, że szlochałam. Nie widziałam, ale czułam wzrok Reika...
<Reik? Taka ciekawostka dla wszystkich czemu boje się ognia i nie uśmiecham>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!