Siedziałam nad jeziorem podziwiając widoki. Moje przednie łapy zanurzone były w wodzie. Przyjemny wiatr smagał moje futro. Cisza, spokój. Dokładnie tak jak lubię. Oczywiście takie chwile nie mogą trwać wiecznie, a mówiąc wiecznie mam na myśli to, że nie trwają nawet dziesięciu minut... Usłyszałam trzask gałęzi i głos jakiegoś wilka. Zaśmiałam się pod nosem. Chyba komuś się spadło z drzewa. Podniosłam się leniwie i ruszyłam w tamtą stronę spokojnym krokiem. Przed sobą zobaczyłam czarno-niebieskiego, skrzydlatego basiora. Warknęłam aby zwrócić na siebie uwagę.
-Co ty odwalasz? Wiewiórką chyba nie jesteś żeby po drzewach łazić.
-Emmm...
Przyjrzałam się mu. Nie wyglądał na nikogo kto mógłby chcieć walczyć ze mną, więc wyluzowałam trochę, ale nie mam zamiaru okazywać tego, że mogę w jakimkolwiek stopniu być "miła".
-No co? Język ci obcięli?- warknęłam już nieco łagodniej, oczekując odpowiedzi.
<Nir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!