Widząc, że zranienie stworzenia nic nie dało, prędko włożyłem miecz do pochwy i stworzyłem halabardę. Wbiłem iskrzące ostrze w delikatną część smoczej głowy. Poskutkowało. Zwierzę warknęło żałośnie i upadło na ziemię wraz ze mną. W porę zdołałem zeskoczyć z truchła i wylądować na stopach.
- Nic ci nie jest? - zapytałem niby od niechcenia. Morgiana szybko otrząsnęła się ze zdziwienia i mocno uderzyła mnie w twarz.
- Sama dałabym sobie radę! - krzyknęła oschle.
- I ludzie się mnie pytają "czemu nie jestem miły".. - mruknąłem cicho, tak sam do siebie, pocierając obolały policzek. Widać było, że Różowa była zadowolona z faktu, że sprawiła mi ból. - Gdyby nie to, że jesteś czymś w rodzaju samicy, to dostałabyś wpierdol. Jednak zachowam resztki godności i się oddalę. - oznajmiłem.
- Spo.. Czekaj! Czymś w rodzaju samicy? Co masz na myśli? - zapytała, unosząc brew.
- Bo jesteś słodka jak typowa wadera. Jednak tylko tyle cię z nią łączy, kochaniutka. - odparłem, uśmiechając się ironicznie.
< Mor? Zen taki uprzejmy.. :'DD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!