Zacisnęłam usta, aż utworzyły cienką, czerwoną linię na tle bladej cery. Nie sprawiał mi zawodów, to on jako pierwszy spróbował zrozumieć to, jaka byłam, poznać mnie. Trwał w tych złych momentach, jakie nam wspólnie się przydarzyły. Był wsparciem, czymś pozytywnym, kimś, kto pokazywał, że jednak nic nie było stracone i mogłam dalej istnieć. W szczęściu. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie, zmuszając do skupienia uwagi na mojej osobie.
- Danielu, nie sprawiasz mi żadnych zawodów, zrozum to.- mówiłam śmiertelnie poważnym tonem- Od dawna nikt nie był dla mnie taki miły, nikt nie nazwał mnie przyjaciółką, nikt mnie nie obronił, tylko ty. Więc nie wmawiaj sobie, że jesteś dla mnie kłopotem. Nie kłam w ten sposób...
Przyciągnęłam towarzysza niedoli do siebie, zamykając w uścisku. Tak, przytuliłam go i nawet nie krępowałam się ewentualnymi widoczkami, jakie mógł mieć.
- Proszę...- wyszeptałam
<Daniel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!