- Nigdzie nie idę - warknąłem na niego i wszedłem jeszcze wyżej. - Nie mam ochoty patrzeć na jakiś facetów do podrywania, kiedy już takiego znalazłem - mruknąłem pod nosem, żeby nie słyszał.
Westchnąłem głośno kładąc łeb na gałęzi i zamykając oczy rozmarzyłem się w marzeniach (Hah!). Wybudziłem się z transu, kiedy drzewo zaczęło się trząść. Zerknąłem w dół wy zobaczyć brązowego basiora, który uderzał łapami w roślinę.
- Daruj sobie. W każdej chwili mogę iść na inne drzewo. Najlepiej będzie jak powędrujesz do tej swojej Amiszy. Odczep się ode mnie - wypowiedziałem wkurzony, jednak załamałem się na ostatnim zdaniu. Łzy znowu zaczęły lecieć mi z oczu, więc musiałem wycierać je co kilka sekund. - Nie słyszałeś?! IDŹ SOBIE DO CHO*ERY! - wrzasnąłem załamanym głosem i zacząłem biec po drzewach gdzieś w dal.
<Kay? Złamanego serca, nie odbuduje ta sama osoba, która je złamała ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!