Patrzyłem jak wirująca płyta mknie w stronę moich przeciwników. Na mojej twarzy zatańczył lekki uśmieszek i napawałem się tą chwilą. Nie lubię zabijać.. Ale jak już zauważyliście w moim przypadku to jest jak narkotyk. Mogę go nie lubić, ale nie przestanę go zażywać, bo gdy to robię to czuję, że naprawdę żyję. Przerażeni strażnicy patrzyli w stronę wirującej śmierci. Komiczne było to, że to była zwykła płyta od pojemnika na śmieci. Pojemnika na śmieci, do którego dziś wynosili śmieci. I pojemnika na śmieci, który stanie się dzisiaj ich zgubą. Płyta właśnie przecięła szyję pierwszemu i opryskała krwią drugiego. Następnie powędrowała do drugiego i trzeciego. Potem czwarty, piąty, szósty.. Patrzyłem jak ich bezradne głowy spadają na ziemię. Teraz nadszedł czas na siódmego. Następnie zdarzyło się to czego się obawiałem.. Płyta całkowicie wytraciła swoją prędkość obrotową i wylądowała na ziemi tylko ocierając się o ostatniego strażnika. Wyszczerzyłem zęby w gniewnym grymasie i poczułem jak uchodzą ze mnie resztki siły. Wiem dobrze, że nie mogę się poddać.. Nie teraz.. No nic, zostało mi teraz tylko aktorstwo. Kulejąc podszedłem do ostatniego strażnika. Widząc mnie nie zaczął uciekać. Patrzył na swoich martwych towarzyszy i zrozumiałem co chce zrobić. Chce zostać z nimi do końca. Można by o tym napisać książkę o nazwie "Ostatnia warta". Tylko szkoda, że byłbym w niej "tym złym". Podszedłem do niego jeszcze bliżej, a on uniósł swoją włócznię w moim kierunku. Oboje nic nie powiedzieliśmy tylko patrzyliśmy się w białka swoich oczu. Ostatkiem sił zdołałem unieść metalowy grot włóczni i wbić mu w szyję. Wydał z siebie zdławiony bulgot przepełniony krwią i padł na ziemię. I tak oto kończy się historia jednego z najbardziej wiernych i lojalnych wilków z jakim miałem do czynienia. Oddał swoje życie, aby zostać do samego końca na swojej warcie. Patrząc na jego ciało muszę stwierdzić, że podziwiam tego gościa. Uklęknąłem obok niego i dotknąłem jego martwego ciała łapą. Następnie wyszeptałem:
- Przykro mi, że staliśmy po przeciwnych stronach barykady..
Wstałem ze smutnym grymasem na twarzy i zrobiłem kilka kroków w stronę wejścia. Nim się obejrzałem poczułem niemoc w każdej kości mego ciała. Padłem na ziemię i zacząłem gorączkowo łapać powietrze. Tak to jest jak nie zna się swojego limitu.. Jedyną rzeczą jaką mogę teraz zrobić to doczołgać się do wejścia, a później doczołgać się do samego Enigmy mając nadzieję, że mnie nie spostrzeże i mając nadzieję, że zdołam go zabić gołymi rękami z ziemi. Ale ten plan jest chujowy.. Wiecie co? W mojej sytuacji nie mam wyjścia.. Najbardziej pocieszający wydaje się fakt, że drzwi wejściowe są otwarte...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!