Jestem słaby, głodny i uwięziony. Ale przynajmniej jestem wyspany. Czy to był dobry wybór? Moje życiowe doświadczenie mówi mi, że nie. Przynajmniej mogę się podbudować w duchu myślą, że nie ja go podjąłem.. Nie lubię się wysypiać z dwóch prostych powodów. Pierwszy to fakt, że to strata czasu. Wolę już się nie wyspać, lecz potem mieć więcej czasu dla siebie. Fakt, nie jestem wtedy najmilszym wilkiem na Ziemi, ale nie tracę czasu na głupoty. Druga to nieustanna obawa przed zamachem na mnie. Fakt, nie pozostało mi wiele do stracenia, lecz zanim umrę to chcę zakończyć moją misję. A wracając do mojej misji to sytuacja wyglądała następująco. Byłem ja, 4 szare ściany, białe prześcieradło, stół z dwoma krzesłami, drzwi, których nie można była otworzyć i otwarte na oścież okno. Właśnie, okno! To chyba moja jedyna droga ucieczki. Podszedłem do niego czym prędzej i wychyliłem za nie głowę. Jak zawsze uległem miłemu zdziwieniu. Zobaczyłem centrum miasta. Jakiego miasta? Spojrzałem w dal i ujrzałem wysoką katedrę. Poznaję ją! To miasto, w którym się wychowałem! To moje miasto! Zewsząd zaczęły do mnie napływać głosy, okrzyki jego mieszkańców, kupców, czy przekupek na straganach. Co ciekawe wszyscy z nich byli wilkami. To niesamowite jak niewiele się zmieniło. 10 lat a patrzę na nie tak samo jakbym był dwuletnim młodzikiem. Kamieniczki miały kwadratowe kształty. Każda z nich była zrobiona z czerwonej cegły, do tego każda miała po cztery piętra, a na każde piętro przypadały cztery okna. Drogi krzyżowały się w kształt litery Y. Zaciągnąłem się mocno powietrzem. Ku mojemu zaskoczeniu do mojego nosa doszedł zapach spalin i mnie wzdrygnęło.
- Tak.. Nic się tu nie zmieniło.. - zakaszlałem i na mojej tworzy zawitał lekki uśmiech.
Czekajcie.. coś się jednak zmieniło.. Spojrzałem na środek skrzyżowanych dróg i ujrzałem tam budkę strażniczą. W niej były 2 wilki (najprawdopodobniej basiory) o muskularnej budowie z włóczniami opartymi na ich barkach. A jednak partia odbiła tutaj swoje piętno.. Chwilę nostalgii przerwał mi dźwięk kroków dobiegający z za drzwi. Nie były to kroki gołych łap. O nie! Były to kroki najprawdopodobniej butów na katurnie. Skąd to wiem? W więzieniu zwraca się na takie rzeczy uwagę, a poza tym wydają one taki głuchy dźwięk jakby lekko uderzano drewnem o podłogę. Usłyszałem następnie, że kroki ucichły obok moich drzwi. Wiedziałem, że albo ktoś, albo coś zaraz wejdzie do tego pokoju. Lecz jak już wcześniej powiedziałem koniec z podchodami. Usiadłem więc na krześle przy stole i czekałem na ową postać. Z niecierpliwieniem patrzyłem jak drzwi się uchylają i wchodzi do nich postać w szarym płaszczu z butami na koturnach. Jak już się pewnie domyślacie był to Cain, lecz tym razem był bez kaptura. Miał za to ulizane włosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!