Usiadłem obok Różowej, siorbiąc herbatę. Sięgnąłem po pilota leżącego na stoliku i włączyłem telewizor, na jakimś losowym kanale. Tak, żeby coś brzęczało. Spojrzałem na Mor. Miała podkrążone oczy i zaczerwienione policzki. Przeziębiła się, jedząc rybę? Czy to jest możliwe? Przysunąłem się do niej i położyłem dłoń na jej czole. Kątem oka zauważyłem jej krytyczne spojrzenie.
- Nie gap się na mnie, jak wół na malowane wrota. Wiem, że jestem piękny, ale bez przesady. – mruknąłem, zdejmując rękę z głowy Różowej. Miała może z 39°.
- Taa, piękny. – burknęła. – Ciekawe z której strony..
- Z absolutnie każdej. – odparłem, uśmiechając się do niej szeroko. – Połóż się, przyniosę ci kompres.
- A coś ty taki miły? – zapytała, unosząc brew. Odpowiedziałem jej jedynie wzruszeniem ramion i ruszyłem do kuchni. Znalazłem tam ręczniki kuchenne, w które zawinąłem lód. Prowizorka. - pomyślałem i wróciłem do pokoju. Morgiana, o dziwo, leżała na kanapie, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit.
- Oho. Ktoś tu się w suficie zabujał. – powiedziałem, tłumiąc kolejny uśmiech.
- Morda, piesku.
- Wilczku bardziej by pasowało. – odparłem, pokazując jej język. Klęknąłem przy niej, i położyłem okład na głowę. – Gdy zacznie ciec woda, to zawołaj.
< Morrr? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!