-Jesteś ohydny-stwierdziłam, próbując nie kichnąć. To byłoby lamerskie w takiej sytuacji, pomyślałam. Na moje słowa Zen nic nie powiedział, zamiast tego zrobił coś takiego:
Przez to, że kanapa była dość ciepła, zasnęłam. Obudziłam się rano.
-Który mamy rok?-Zapytałam, nie oczekując odpowiedzi.
-Tysiąc pięćset sto dziewięćsetny. A tak na serio, to w kij długo śpisz. Zdążyłem dwa razy zrobić śniadanie, a ty nadal się nie budziłaś-odparł Zen.
-A konkretnie?
-Pomyślmy... Zasnęłaś o dwudziestej trzydzieści, a jest piętnasta. Spałaś mniej więcej osiemnaście i pół godziny-odezwał się. Wyjrzałam za okno. Cholernie jasno.
-Dasz jedzenie?-Zapytałam nagle. W odpowiedzi chłopak podsunął talerz z jakimiś rulonikami, podobne były do omletów.
-Co to są?-Zapytałam.
-Tamagoyaki-odparł.
-Omlet? Omlet. Nazywajmy rzeczy po imieniu-sięgnęłam po widelec.
<Zen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!