22 sty 2016

Od Kazuto - Opowiadanie konkursowe

Wiesz to jest paraliż senny? To jest taki paraliż ciała w trakcie snu. Nie możesz nic powiedzieć, nie możesz się poruszyć. Ale nie śpisz. Jak w grobie. Dookoła jest ciemno, a ty zarazem widzisz wszystko, a zarazem nic. Mimo to wiesz, że żyjesz. Oddychasz, nieświadomie. Dopiero po jakichś 10 minutach zasypiasz. Rano nie pamiętasz jednak, że doświadczyłeś paraliżu. Zabawne, prawda? No, cóż. Doświadczyłem tego niedawno. Bałem się. Pierwszy raz (od kiedy pamiętam) coś aż tak mnie przerażało. No, ale wkrótce się skończyło.
Był to jednak dopiero początek.
Poranek zapowiadał się jak każdy inny. Polowanie, krótka rozmowa z Asuną. Klasyczny początek dnia. Zaczęło się o 15.27. Atak smoka na moją osobę wydawał się być raczej normalny. Smok miał niezgrabne cielsko i świecące, czerwone oczy. Typ wodny. Płetwy miał po obu bokach brzucha, na korpusie i ogonie. Jednak miał też łapy. Nie był zbyt wielkim wyzwaniem. Na głowie miał wielkie narośle, a ucięcie ich było niezwykle łatwe. Elucidator był umazany krwią, która po kontakcie z moim butem wypaliła w nim dziurkę. Zacisnąłem zęby i wbiłem Elucidator między palce stworzenia. Przesunąłem go w ranie tak, że jego łapa praktycznie się rozpadała. Zaryczał boleśnie i rozejrzał się.
-Stul dziób-Rozkazałem i wbiłem mu miecz w pysk, kiedy się nachylił ku mnie. Udało mi się nawet na niego wspiąć. Po chwili smok leżał martwy. Zszedłem z ciała smoka. Z jego paszczy wypadł jakiś przedmiot. Uuu, mam dzisiaj szczęście, pomyślałem. Bardzo się myliłem. Była to sakwa z jakąś mapą. Teren na mapie przypominał okolice gór. Wyrzuciłem ją, po co mi ona? Poszedłem przed siebie. Wiatr rozwiewał mój płaszcz tak, że niemal nic nie widziałem. Materiał zasłaniał mi pole widzenia, bo wiatr wiał z tyłu. Nawet nie zauważyłem, jak coś uderzyło mnie w tył głowy. Zemdlałem.
****Kilka godzin później****
Obudziłem się pod jakimś drzewem. Na szyi miałem coś ciężkiego. Podniosłem się, kręciło mi się w głowie. Na szyi miałem dziwną obrożę. Była dość szeroka, a jak już wspomniałem; cholernie dużo ważyła.
-Grrr-Mruknąłem sam do siebie. Na drzewie, a dokładniej to na jego korzeniach dostrzegłem coś jasnego. Kwadratowy, cienki przedmiot okazał się być pożółkłą kartką. Podniosłem delikatnie przedmiot, a na nim zauważyłem kilka zdań. Głosiły one:
Szanowny Kirito!
Jak zauważyłeś, na twej szyi znajduje się obroża. 
W środku jest mnóstwo kolców, które z łatwością przebiją twoją krtań. 
Dlatego jest ona taka ciężka.
Aby się jej pozbyć, musisz posiadać specjalny, przeznaczony do tego klucz.
Nawet nie myśl o niszczeniu obroży. Nadajniki wbudowane w nią wysuną kolce,
kiedy tylko mocno uderzysz w nią. Nawet jeśli jakimś cudem uda Ci się ją zdjąć,
To jesteś pod stałą obserwacją. Wówczas założymy Ci nową. Mamy ich setki.
Niedługo dołączysz do reszty.
Jeśli chcesz, aby kiedykolwiek zdjęto Ci obrożę, kieruj się na wschód. Po siedmiu kilometrach drogi zauważysz naszą placówkę.
Jeśli zdecydujesz się jednak nie współpracować,
po siedmiu dniach kolce Cię zabiją.

Przełknąłem ślinę. Czy naprawdę mam na szyi..Narzędzie mordu? Każdy najmniejszy ruch napawał mnie przerażeniem. Nie pozostało mi nic, jak kierować się na wschód. Więc wstałem i z pełną prędkością zmieniłem się w człowieka i pobiegłem przed siebie. Obroża uderzała mnie w brodę i policzki, co było trochę nieprzyjemne, ale dało się wytrzymać. Biegłem tak z dwa kilometry, aż w końcu nieco zwolniłem. Po mniej-więcej 40 minutach byłem na miejscu. Ogromny, podobny do laboratorium budynek był otoczony siecią uliczek, które przypominały labirynt. Wielka brama była strzeżona przez dwie osoby. Ich twarze były w pełni zakryte. Otrzepałem się ze śniegu i podszedłem do nich.
-Ja tu...-Zacząłem, ale brama gwałtownie się otworzyła. Idąc pajęczyną ulic dotarłem do placówki. Przełknąłem ślinę i stanąłem przed osobą pilnującą modernistycznych, białych drzwi.
-Yy...-Zacząłem, ale otwarcie się drzwi znów mi przerwało. Po chwili wahania wszedłem do środka. Strażnicy błyskawicznie chwycili mnie za ramiona. Nie zdziwiło mnie to.
-Przyszedł-Powiedział zamaskowany koleś do jedynego mężczyzny, który nie ukrywał ryja pod płaszczem. Był schludnie ubrany, a jego włosy było dokładnie zaczesane do tyłu. W milczeniu zbliżył się do strażników, szepnął do nich coś i oddalił się do innego pomieszczenia. Strażnicy szarpnęli mną, po czym z całej siły pociągnęli mnie za sobą do jakiejś klatki rozkazując przemianę w wilka. Postanowiłem ulec ich rozkazom i zmieniłem się w wilka. Wrzucili mnie do białego pomieszczenia. Stęknąłem krótko i podniosłem się. Dookoła mnie siedziało kilka psów i wilków. Było ich dokładnie pięć. Cztery samce i jedna suczka. Suczka była rasy Akita Inu, a do samców należał jamnik, dwa wilki, oraz dog niemiecki. Zawarczałem.
-Ciebie też mają?-Zapytał jamnik dość wysokim głosem.
-Co się tu dzieje?-Zagrzmiałem i rzuciłem się na drzwi. Zacząłem drapać je jak pies, którego właściciele zapomnieli wpuścić na noc do domu. Ani drgnęły.
-Sami nie wiemy. Najdłużej jest tu Nick, ale nawet on nie ma pojęcia. Czasem nas karmią, lub wypuszczają na spacerniak. Wszyscy mamy takie same obroże. A tak w ogóle jestem Felinka.-Odezwała się Akita. Rozbawiło mnie jej imię. No tak, w końcu jest psem.
-To jest Nick-Wskazała na białego wilka.
-Ja jestem Fourth-Odezwał się jamnik.
-To jest Alexis, a ja jestem Scamp-Odezwał się Dog niemiecki i wskazał zarazem na drugiego, szarego wilka.
-Czyli..Nick, Felinka, Fourth, Alexis i Scamp, ta?-Zapytałem.
-Tak. A ty jesteś...?-Zapytał Alexis.
-Kazuto.-Odparłem szybko.
-Ciekawe imię-Fuknęła Felinka i lekko musnęła mój ogon swoim. Zabrałem ogon i położyłem go po prawej, czyli drugiej stronie mojego ciała.
-Czyli nic nie wiecie?-Zapytałem ocierając głowę o obrożę.
-Nie.-Odparł Scamp. Fourth otworzył pysk, by coś powiedzieć, lecz jego słowa przerwał dziwny pisk maszynerii. W miejscu, gdzie było lustro, pojawił się dziwny obraz. Dopiero po paru sekundach zrozumiałem, że to był inny pokój. Po drugiej stronie także dostrzegłem pokój. W każdym z nich była grupa psów, lub wilków. Pokój po lewej miał taką samą liczbę psów, co nasz. Po prawej też było ich dokładnie tyle samo. Dalej rozciągały się kolejne sale, a w każdej tyle samo zwierząt. Nagle na czymś na kształt telewizora obok wejścia wyświetlił się tekst.
Dnia 22 stycznia nareszcie zdobyliśmy dokładnie 30 kandydatów.
Dziś najnowszy kandydat imieniem Kirito,
Jak i cała reszta psów, oraz wilków na czas na odpoczynek.
Jutro rozpocznie się próba, po której
zostaniecie poddani eksperymentom,
które pokażą światu, iż przemiana zwierzęcia
w robota jest możliwa. Dlaczego to robimy?
Dlaczego akurat na was?
Każdy z was ma w sobie więcej siły,
niż się zdaje. Wasze organizmy mają większą szansę,
aby przeżyć przemianę, niż pozostałe, słabe psy, lub wilki.
Życzymy miłego pobytu.
~ K | M | J

Zatkało mnie. Felinka przysunęła się do mnie. Fourth zaczął biegać przerażony. Scamp położył łapy na pysku i zaczął warczeć. Alexis i Nick położyli się w rogu sali, by ukryć łzy. Odwróciłem się do psów i wilków i krzyknąłem:
-Damy radę!
-Niby jak?-Załkał Fourth.
-Będę was chronił.-Rzuciłem.
-Nie musisz, Kazuto-Powiedział Alexis.
-Damy radę-dodał Nick. Zerknąłem na godzinę, którą wskazywał zegar nad drzwiami.
-21.30..Radzę iść spać. Nie wiemy, co to za próby, więc lepiej się wyspać.-To mówiąc położyłem się z zadkiem w kącie sali i zamknąłem oczy. Obok mnie położył się Fourth, który wydawał się mieć mniej lat, niż ktokolwiek inny z tego miejsca. Próbę snu przerwała dwuminutowa seria szczeknięć. Jedne z nich były normalnych psów, inne pół-mechanicznych psów, a jeszcze inne; w pełni mechanicznych psowatych. Wkrótce udało mi się zasnąć. Obudziłem się wcześniej, niż reszta psów. Po chwili obudziła się też Felinka.
-Jak myślisz, co się będzie działo?-Wyszeptałem do Akity, patrząc bezwiednie w szkło po lewej stronie pokoju.
-Nie wiem.-Wymruczała. Wszystkie inne psy spały. Położyłem łapę na szybie. Po chwili reszta psów się obudziła. Wkrótce potem przyszli strażnicy i wyprowadzili nas z sali. Wylądowaliśmy przed czymś na kształt toru przeszkód. Wytłumaczono nam, iż na nim można zginąć. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Kiedy rozpoczął się bieg, po prostu pędziłem przed siebie. Niedaleko mnie był Scamp. Pierwsze przeszkody polegały na przeskoczeniu kilku wysokich przeszkód. Łatwizna. Potem jednak była ścianka wspinaczkowa, a pod nią cała masa kolców. Wspiąłem się na pierwsze szczeble. Kiedy byłem na górze, jakiś młody wilk wspinał się z trudem. Kiedy był prawie na górze, wyciągnąłem do niego łapę. Ten już miał ją pochwycić, kiedy spadł na kolce. Szpikulce przebiły go na wylot. Z trudem pokonałem odruch wymiotny, na widok jego kości, ale postanowiłem iść przed siebie. Po dwóch kilometrach nieustających przeszkód pojawiła się ogromna, wodna powierzchnia. Mieliśmy niby przez nią przepłynąć. Nick natychmiast skoczył do wody, ale wtedy coś owinęło się wokół jego łapy i pociągnęło go pod wodę.
-NICK!-Krzyknął Alexis szukając przyjaciela. Jednak Nick nie wynurzał się. Po minucie Alexis rozpłakał się. Próbowałem go pocieszyć. W końcu wilk pozbierał się w sobie i poszedł dalej. W myślach przeklinałem całą tę organizację. Z trudem przepłynęliśmy cały staw. Głośnik ustawiony gdzieś na ziemi obwieścił, iż pozostało nas 27. Czyli trzy osoby zginęły. Biegłem przed siebie, lecz wiedziałem, że zaraz znajdę ścianę nie do przejścia. Trudności zaczęły się wraz z labiryntem. Drogi były cztery. Wbiegłem do drugiego od lewej wejścia i pędziłem przed siebie. W labiryncie znalazłem dwa martwe ciała psów. Owczarek niemiecki i Border Collie mieli zakrwawione ciała. Wyjrzałem zza winkla, a tam zauważyłem ogromnego, pół-mechanicznego lwa. Cofnąłem się i wszedłem do innego wejścia. Tym razem nie zauważyłem martwych ciał, ale za to dostrzegłem fragmenty futra. Kilka osób musiało tędy przechodzić. Ta droga okazała się być tą prawdziwą, odpowiednią. Wyleciałem z labiryntu, a tuż za mną był Fourth i Felinka. Przed sobą widziałem Alexisa i Scampa. Megafon obwieścił, że w labiryncie zginęło kolejne pięć osób. Zostało nas 22. Fuknąłem coś pod nosem i pobiegłem przed siebie. Po chwili wszyscy trafiliśmy do dziwnej jaskini. Okazało się, że w środku znajdował się ogromny, pięciometrowy tygrys. Miał żelazne zęby i elementy pyska. Rzuciłem się na niego, robiąc mu dużą ranę na boku. Po chwili Scamp rzucił się mu na pysk, a ten odtrącił go, rzucając psa na ostre kamienie. Scamp padł martwy. W myślach skarciłem się, że go nie uratowałem. Felinka załkała i musnęła lekko ciało przyjaciela, po czym dołączyła do walki. Dzielnie uszkodziła łapę brytana, a później ja, Fourth i siedem innych psów go dobiliśmy. Wybiegliśmy z jaskini. Podeszli do nas strażnicy i uśpili nas tłumacząc, że to część próby. Obudziliśmy się później. Przywiązani do lin wisieliśmy nad ogromną przepaścią. Megafon obwieścił, iż pozostało nas 17. Przełknąłem ślinę i próbowałem się odplątać. Udało mi się wyswobodzić przednie  tylne łapy. Teraz wystarczyło wygrzebać się z lin. Yesss, udało się. Po chwili udało mi się (trzymając się liny) odplątać Felinkę i rozejrzeć na Fourthem i Alexisem. Po chwili dostrzegłem spadającego jamnika.
-Fourth!-Krzyknąłem.
-Tak?-Odezwał się ktoś. Z ulgą zrozumiałem, iż spadająca pso-parówka była innym jamnikiem.
-Nic. Dobrze, że żyjecie-Powiedziałem. Po godzinie smętnych zmagań się z linami udało nam się stanąć na trawie nieopodal. Pobiegliśmy w las za nami. Za nami podążyła cała reszta psów i wilków.
-Gratulujemy przeżycia prób. Osoby, które przetrwały zostaną teraz poddane eksperymentom.-Odezwał się głos w megafonie i kolejna grupa strażników zabrała nas ze sobą. Zamknąłem oczy idąc. Westchnąłem kilka razy. Udało się. Odprowadzono nas do budynku. Odetchnąłem z trudem i stawiałem boleśnie kroki. Każdy oddech był sporym wyzwaniem. Na śniegu po każdym moim kroku pozostawały krwawe, niewielkie ślady. Nikt nie miał siły i nerwów do stawiania oporu. Sala była niezwykle duża. Przed nami było trzydzieści stołów chirurgicznych, a nad nimi ogromne strzykawki z zmieniającą kolor mazią. Każdego z nas położono na osobnym stole. Wylądowałem między Felinką, a jakimś Owczarkiem Australijskim.
-Nie chcę umierać-Wyszeptał przez łzy nieznajomy.
-Przeżyjesz. Daję słowo-Odezwałem się do niego. Samiec powstrzymał łzy, a na jego szyi dostrzegłem nieśmiertelnik z napisem "Ryan". Westchnąłem. Wkrótce potem rozpoczęła się procedura. Uśpiono nas, a ostatnie, co zobaczyłem, to zniżająca się w moją stronę strzykawka. Obudziłem się dopiero potem. Spojrzałem na swój brzuch, łapy, ogon. Nic nie było metalowe. Zerknąłem na strzykawkę. Była pęknięta, a cała sala była zdemolowana. Nawet niektóre rzeczy płonęły. Felinka leżała obok mnie bezwładnie, ale po chwili się obudziła. Leniwie rozejrzała się i oblizała.
-Felinko?-Odezwałem się. Spojrzałem na owczarka, który był obok mnie. Nadal spał, ale oddychał. Reszta wilków i psów obudziła się w przeciągu paru minut. Była godzina 14.53. Spaliśmy zaledwie cztery godziny. Wstałem ze stołu i rozejrzałem się. Ryan podszedł do mnie.
-Mówiłem, że przeżyjesz!-Uśmiechnąłem się lekko.
-Wiem, pamiętam. Dziękuję.-Odpowiedział owczarek australijski. Felinka stanęła obok mnie i niby niechcący musnęła swoim pyskiem mój pysk. Spojrzała na swoje łapy.
-Cholera, nakręciłam się na metalowe łapy, a tu wszystko po staremu-Stwierdziła. Zaśmiałem się i wybiegłem z budynku, a za mną reszta wilków i psów. Fourth był nieco ranny, ale biegł dziarsko. Budynek był w pełni zniszczony, a w środku nie było nikogo żywego. Dziwne. Był jakiś wybuch, czy co? Kiedy wyszliśmy z placówki, pokonaliśmy wspólnie sieć uliczek, która prowadziła do budynku i stanęliśmy przed wyjściem. Udało nam się przejść przez bramę i każdy poszedł w swoją stronę. Nagle usłyszałem serię dziwnych dźwięków, podobnych do szurania metalu o metal. To obroże! Zaczęły wszystkim spadać z szyi. Tłum wydał z siebie jednolite "Woohooo!" i wszyscy, jak z torpedy rozbiegli się w swoje strony. Kopnąłem obrożę pod bramę i zerknąłem na Akitę. Felinka uśmiechnęła się lekko i pomogła iść Fourthowi. Szli w tę samą stronę, widocznie byli razem w sforze. Lekko uśmiechnąłem się, zawołałem:
-Żegnajcie, miło było was poznać!-I odbiegłem na zachód. Wkrótce potem udało mi się dotrzeć do watahy. Odetchnąłem z ulgą na widok kochanych terenów. Rozejrzałem się. Dostrzegłem Cuttle, Aberatę, Miu i Asunę. Dotknąłem śladu po obroży, położyłem się pod jakimś drzewem i cieszyłem ostatnimi chwilami dnia.



2179 słów :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!