Przez długą godzinę nie zmieniałam swojego położenia. Może tylko poprawiałam położenie to jednej nogi, to drugiej, ale nic poza tym. Tamta irytująca pielęgniareczka przyłaziła do mnie jeszcze kilka razy, za każdym razem doprowadzając moją osobę do białej gorączki (osiwieć nie mogłam, bo włosy i tak mam już białe). Raz już byłam o krok od wywołania awantury lub (brońcież) zmycia jej z twarzyczki tego irytującego grymasu wyższości, więc przybycie Daniela było dla mnie zbawieniem. Odwzajemniłam drobny gest, jakim był uśmiech i wraz z chłopakiem ruszyliśmy do wyjścia. Szybko zbiegłam po schodach, bo były śliskie jakby wszyscy diabli zamrozili śnieg na nich będący. Przy okazji grzebałam w kieszeni, w poszukiwaniu kluczyków. Ponownie zeskoczyłam z ostatniego stopnia, jaki mi został- to był taki dziecinny nawyk. Szybko przebyłam odległość dzielącą mnie od "skarbeczka" i otworzyłam go. Drzwi samoistnie uniosły się od strony mojej i pasażera. Zajęłam swoje miejsce, czekając na Dana. Przy okazji włączyłam ogrzewanie (choć sama nie wiem po co) oraz radio. Akurat leciał jakiś bluesowy kawałek.
<Daniel? Nie ma to jak irytująca pielęgniarka vs cierpliwość Moon :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!