Parę dni wcześniej postanowiłam uzupełnić zapasy ziół. I chwała mi za to, że tak pomyślałam. Włożyłam do moździerza sasankę, lawendę i trochę kolendry. Następnie zalałam to fioletowym płynem zrobionym z udbhidy i ubiłam tłuczkiem. Mieszankę nałożyłam na bandaż, którym zakryłam ranę na boku. To, co miałam na przedramieniu musiałam szyć, zaś pamiątkę po Drago zostawiłam w spokoju. Mikstura może i ładnie pachniała, ale utrudniałaby mi życie będąc na policzku. Jako, że adrenalina nadal we mnie buzowała, działałam jak najszybciej z igłą i nitką.
- Miu? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę wyjścia z jaskini. O "próg" opierał się Nir, w ludzkiej postaci. Zmrużyłam oczy, aby lepiej go widzieć.
- Miło widzieć cię jako człowieka. Nie demona. - powiedziałam, wracając do szycia.
< Nir? :'D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!