30 sty 2016

Od Nifenye - Do Kazana

Otworzyłam swoje zaspane oczy i zobaczyłam pustkę. Ta właśnie panowała w jaskini, po prostu nie było w niej nikogo, to moja wina czy ehh…Spojrzałam w stronę wyjścia. Na zewnątrz było ciemno, więc pewnie większość z nich poszła po prostu do miasta. Wstałam i przeciągnęłam się po wyszłam powolnym krokiem z jaskini i ruszyłam w las. Lubiłam ciemność, może nie w samotności ale to chyba moja ulubiona pora dnia. Przyśpieszyłam tempo i zaczęłam biec truchtem w stronę jeziora. Moje łapy same rwały się do biegu jakby chciały zmusić mnie do szybszego tempa. Wybiegłam na polanę i zobaczyłam zamarznięte jezioro. Usiadłam na jego brzegu i wpatrywałam się w zamarzniętą taflę lodu. Zamachnęłam się łapą i uderzyłam w lód by go rozbić. Niefortunnie moja łapa wcale go nie przebiła, tylko zatrzymała się na nim.
- Fuc* ! – syknęłam cicho przyciągając łapę do siebie.
To zabolało ale może powinnam spróbować jeszcze raz. Przeszłam dwa metry dalej i ponownie uniosłam łapę do góry lecz gdy opuszczałam ją w dół ktoś ja zatrzymał. Popatrzyłam w prawo i ujrzałam skrzydlatego basiora.
- To nie ma sensu – powiedział – Kazan jestem.
- Nifenye – odpowiedziałam.
< Kazan ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!