Jakiś głos w mojej głowie wrzeszczał, żebym przestała palić, choć ledwo co poczułam dym. Mimo wszystko posłuchałam się go, upuszczając dopiero co odpalonego papierosa na śnieg. Rozległ się syk gaszonego ognia. Jeszcze na wszelki wypadek przydeptałam to butem. Było przeokropnie zimno, ale jakoś tak... Przyjemnie. Chłód sam w sobie zdawał się być lekarstwem na wszystkie problemy. Zaplotłam ręce na piersi, zadzierając głowę w górę. Akurat dzisiaj niebo było wolne od smogu oraz ciemnych obłoków. Gwiazdy wraz z towarzyszącym im moim imiennikiem- księżycem- wyglądały jak kolejny z cudów świata. Wiał wiatr, na który prawie kompletnie nie zwracałam uwagi. mogłabym tak stać przez całą noc, następny dzień, wieczność. Jak rzeźba z marmuru, o pozbawionym emocji obliczu. Ale wszystko ma swój koniec, a ja musiałam dbać nie tylko o siebie, ale też o Daniela. Wróciłam więc do środka samochodu.
- Po pierwsze wybacz za smród tytoniu, na miejscu się go pozbędę.- mówiłam, zapinając pas- Po drugie... Jak się czujesz?
<Daniel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!