Ciemność. Niemożność zabrania oddechu. Dziwne uczucie na twarzy..
- Cerber! Bierz ze mnie tą dupę! - krzyknęłam, spychając z siebie psa. Ten głośno zaszczekał i pomachał ogonem w odpowiedzi. Westchnęłam cicho, dając upust frustracji. Chwilę później rozejrzałam się po jaskini. - Czemu cały czas o tym zapominam?
Kalty już (lub jeszcze) nie było. Ciekawe, gdzie ją wywiało. Przeczesałam ciemne włosy dłonią. Znów zmieniłam się przez sen? Całkiem prawdopodobne. Zarzuciłam na nagie ramiona skórzaną, czarną kurtkę i wyszłam z groty.
Noc powoli miała się ku końcowi. Księżyc zanurzał się w paśmie gór, a razem z nim znikał z nieba granat. Po drugiej stronie nieboskłonu zdawało się płonąć ognisko. Krwistoczerwona barwa zmieszana z żywą pomarańczą i bladym różem. Mimo, że nie przepadałam za tym ostatnim kolorem, stałam w miejscu, jak zaczarowana, i przyglądałam się wschodowi słońca. W końcu jednak ruszyłam. Nogi same prowadziły mnie do miejsca, gdzie czuć było słodką wodę. Niezakłóconą ciszę naruszyłam właśnie ja. Cichy szelest krzaków wydał mi się niesamowicie głośnym dźwiękiem. Zignorowałam to jednak i wskoczyłam na duży głaz, mocząc stopę w jeziorze. Ku mojemu zdziwieniu nie była lodowata. Taki właśnie był czar jeziora Kahae. W dodatku mgła ukryła mnie przed wzrokiem wszelkich stworzeń. Właśnie. Ukryła mnie. Ja jednak doskonale słyszałam głośny szelest pod czyimiś łapami.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!