- Doprawdy interesujące – powiedziałem ironicznie przybierając ponownie
spokojny wyraz pyska. – Spokojnie, chciałem cię tylko lekko nastraszyć, a
nie zamordować za taką pierdołę – rzekłem drapiąc się za uchem.
- "Lekko"?! To ja nie chcę wiedzieć jak w twoim wykonaniu wygląda "bardzo" – skrzywiła się nieznajoma.
- I lepiej abyś nie wiedziała – westchnąłem patrząc na samicę krytycznym wzrokiem. – I skąd ty takie "herbatki" bierzesz?
- Omińmy ten niezręczny temat – skrzywiła się. – Jestem Rose.
- Super – burknąłem. Wilczyca patrzyła na mnie wyczekująco. W końcu po długiej chwili milczenia spytała:
- A ty...?
- Co "ja"? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie udając, że nie
wiedziałem o co chodziło. Zmarszczyła brwii i wzdychając, wytłumaczyła:
- Chodziło mi o to, jak masz na imię – odparła. Uniosłem jedną brew.
Czego ona ode mnie oczekiwała? Że się ot tak przedstawię i pozwolę jej
na poznanie mej tożsamości?
- Równie dobrze mogę teraz od ciebie odejść, wiedząc jak masz na imię
oraz, że jesteś alkoholiczką. A ty nie wiesz o mnie nic – podsumowałem. –
Ale, jeżeli ci tak na tym zależy... mogę powiedzieć, iż zwą mnie Night
Hunter. Mam nadzieję, że tyle informacji o mnie ci wystarcza –
powiedziałem patrząc na samicę spod oka. W odpowiedzi Rose skinęła łbem.
Zaczęła wpatrywać się w jakiś martwy punkt za mną. Po chwili otrząsnęła
się i zapytała:
- Em... Mogę coś więcej o tobie wiedzieć? – spojrzała na mnie nieśmiało z nadzieją w głosie.
- Nie – warknąłem stanowczo zaprzeczając. Podniosłem się z ziemi i
ruszyłem przed siebie, wymijając waderę. Zawsze nienawidziłem tego typu
pytań. Ale jeszcze bardziej pogaduszek "poznajmy się! =D Zostańmy
najlepszymi przyjaciółmi ever!" i tegoż typu pierdół. Ta wilczyca i tak
przekroczyła już pewną granicę poznając moje imię.
Skierowałem się do lasu. Przynajmniej w takich, spokojnych miejscach
mogę się uodosobnić od tego popierdolonego świata. Ale jak się później
okazało, i tak spokoju za grosz nie da się znaleźć - Rose kilka minut
potem wpadła na mnie, tłumacząc się, iż "polowała na łanię", ale
natrafiła na mnie. Wszystko zupełnie zignorowałem i od razu oddaliłem
się od tamtego miejsca kierując się do swojej jaskini. Postanowiłem
zjeść na śniadanie resztki swojej poprzedniej kolacji
~*~
Kiedy przybyłem na miejsce okazało się, że resztek parzystokopytnego nie
było tam, gdzie je zostawiłem. Jakże to było możliwe? Tak dobrze je
ukryłem, a ktoś mi je zwędził.
- Life is brutal – westchnąłem sam do siebie.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!