26 lip 2015

Opowiadanie Konkursowe Urazy

***Czas i miejsce bliżej nieokreślone***
-Mówiłam Ci już, Shimasani! Twój plan nie ma sensu!-Tłumaczyłam zdenerwowana. Chodziłam od lewej do prawej narzucając sensowne argumenty.-Twój argument jest jebanym inwalidą!
-Urazo, to musi mieć miejsce, jeśli chcesz nie być już Alfą...-Wytłumaczyła staruszka.
-Ja nie mówiłam, że nie chcę być Alfą! To po prostu zbyt wiele obowiązków! Liczyłam na wsparcie w postaci miłych słów, a nie tak beznadziejnej propozycji! Nawet go nie znam! Kocham innego, Shimasani! Może Upendo ma jakieś inne wyznania, ale my jesteśmy bardziej cywilizowani, niż wy!-Wytłumaczyłam patrząc na znaki w dziwnych kształtach na pysku Shimasani.
-Urazo, to tylko propozycja. Propozycja nie do od...-Zaczęła staruszka, ale jej szybko przerwałam zdenerwowanym tonem:
-Skąd taka pewność, że to w ogóle zadziała? I nie, nie jest to propozycja nie do odrzucenia, bo ja ją odrzucam!-Odparłam. Zimny wiatr porywający kilka liści brzozy wdarł się do jaskini rozwiewając moje futro.
-Jeśli nie jesteś zainteresowana Nyati, to wyjdź.-Rozkazała biała wadera. Znaki na jej łapach i pysku zaświeciły się na czerwono informując, że nie jest zadowolona z tego, że nie chcę poślubić jej syna. Prychnęłam pod nosem kilka wyzwisk w stronę Shimasani i wyszłam z jaskini. 
-Nytai...Co to za imię? W suahili to przecie jednorożec!-Rzuciłam pod nosem machając ogonem jak zdenerwowany kot. Góra, na której znajdowała się jaskinia wadery-szamanki była oddalona od watahy o ładne parę kilometrów, a sama góra była tak wysoka, że nie było widać nawet największych jeleni i głazów w dolinie u jej stóp. Mimo późnej pory (Około 19:00) słońce, o dziwo grzało niemiłosiernie sprawiając, że po moim nosie spływały malutkie kropelki potu. Cała spocona, przepełniona złymi myślami o całym tym ślubie z Nyati, który proponowała mi ta starucha pobiegłam do najbliższej kałuży i wytarzałam się w niej. Od razu zrobiło mi się chłodno i bardzo miło...Wstałam, po czym otrzepałam się rozbryzgując wodę na boki. Moje futro najeżyło się naturalnie sprawiając, że skleiło się w pojedyncze kosmyki. Nadal nieco wilgotna zaczęłam schodzić z góry. Po drodze dostrzegłam nienaturalne, tęczowe krzaczki. Jestem na haju? Niee.....Niemożliwe. Chyba, że Shimasani mi coś dorzuciła do herbaty...Zaraz. Ja nie piłam u niej herbaty. Może to jakiś gatunek..Przyglądałam się chwilę krzakom, kiedy nagle się poruszyły. Uznałam to za ruch powietrza, który w upale wyglądał na ruch rośliny. Ale nie, to było zbyt...Realne. Krzaki były zbyt wysokie, aby było to coś małego.
-Cholera-Usłyszałam ciche przekleństwo. Krzaki wysokością były podobne do jałowca. Nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki zza krzaków wyszedł...Geralt. Znajomy wiedźmin. Ucieszona, że to tylko on zawołałam:
-O, cześć, Geralt! Miło Cię widzieć! Polowałeś na mnie?-Wiedźmin zaśmiał się cicho i odparł:
-Nie, raczej szukałem strzyg do odczarowania, pomyliłem Cię z jedną.-Uśmiechnął się złośliwie.-A ty?
-Wiesz, szukałam Trupojadów, pomyliłam Cię z jednym-Zaśmiałam się.
-Taa, nawet mnie nie widziałaś!-Odparł dumnie.
-Wydaje Ci się, za gruby jesteś! Zza tych gejowskich jałowców widać Cie było na kilometr!-Odparłam machając ogonem.
-To nie są gejowskie jałowce, tylko Akiki.-Odparł udając mój głos przy czwartym i piątym wyrazie swej wypowiedzi.
-Botanik się znalazł.-Mruknęłam. Moje futro wyglądało już normalnie i było w pełni suche.-A tak w ogóle, może rozpalmy ognisko?
-Spoko, nie widziałem ognia od chyba trzech miesięcy-Zaśmiał się gorzko. Pobiegłam pod gejowski krzak i zebrałam kilkanaście gałązek z niego. Zebrałam przy okazji kilka kamieni. Głazy ułożyłam w koło, a w środku położyłam kilka gałązek. Wiedźmin pocierając o siebie suche patyki rozpalił malutką iskrę, która powoli opadając uderzyła o inne gałązki. Wtedy najmniejsza z gałązek zaczęła się palić, zarażając gorącym żywiołem pozostałe "suchotniki". Geralt poszedł po drewno, a ja pilnowałam, by ogień nie zgasł. Nagle usłyszałam przeszywający, pełny wściekłości ryk. Obejrzałam się dookoła. Za mną stała niewielka strzyga. Brak oczu, czerwone włosy umazane krwią i ogromna paszczęka z rzędem ostrych kłów nie zachęcała mnie do podchodzenia do stwora. Strzyga rzuciła się w moją stronę. Odepchnęłam ją i ugryzłam w kark. Gruba skóra została "ozdobiona" sporą raną. Stwór chciał mnie ugryźć, ale sprawnie uniknęłam ataku po prostu przesuwając się na bok. Strzyga uderzyła mnie ogromną łapą. Ignorując strach i ból rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu dobrego rozwiązania. Kłoda, na której siedziałam była na tyle blisko ogniska, że odepchnęłam ją stopą w jego stronę co sprawiło, że się zapaliła. Wypełzłam zwinnie spod potwora i chwyciłam kłodę zębami. Paląca się kłoda okazała się być idealną bronią. Strzyga lekko przestraszona ogniem odsunęła się nieco.
-Ani kroku bliżej, potworze!-Wymamrotałam z trudem. Kiedy lekko smagnęłam strzygę kłodą, ta zawyła z bólu i uciekła tam, skąd przybyła. Zawyłam triumfalnie i siadłam koło ogniska. W końcu połamałam bez żalu kłodę i dorzuciłam do paleniska. W tym momencie wrócił Geralt.
-Skąd te rany?-Zapytał wskazując na ranę na policzku i pod okiem.
-Skąd ta blizna?-Odparłam wskazując palcem na bliznę na policzku Geralta.
-Uwielbiasz się droczyć bo wiesz, że mam ją od zawsze-Mruknął.-Ktoś tu był?
-Coś, ktoś był. Strzyga.-Odparłam. Gerlt dorzucił drewna do paleniska i zapytał:
-Uciekła, czy ją zabiłaś?
-Uciekła. Wystraszyła się ognia.-Wytłumaczyłam.
-Rozumiem...-Potarł brodę.-Nie ugryzła się?
-Nie, tylko podrapała.-Odparłam szybko. Powietrze stało jak żul przed Biedronką i sprawiało, że było mi niedobrze.
-To dobrze.-Pokiwał głową z ulgą.
-A co?-Zapytałam.
-Nic, nie ważne..-Odparł spokojnie-Ja idę spać. Dobranoc.-Obrócił się na bok i zamknął oczy. Zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy.
-Czyli mają jakiś jad?-Zapomknęłam.
-Tak, jeśli Cię to tak interesuje. Śmiertelnie niebezpieczny. Sprawia, że twoje mięśnie są przebijane przez kości, które rosną w nieregularnych kształtach. W końcu umierasz poprzez wykrwawienie, lub przez szok.-Odparł ochrypłym głosem.
-Super, warto wiedzieć. Skąd ona się tu wzięła?-Zapytałam cicho, ale wiedźmin tylko westchnął i milczał.-tak więc dobranoc.-Dokończyłam zdanie i stosując się do zasady 4-7-8 zasnęłam niemal w minutę.

****Rano****

Obudziłam się mniej więcej wtedy, co Geralt. Było naprawdę gorąco. Jak wczoraj. Przez tą pogodę dni zlewają się w jeden długi dzień. Wiedźmin dłubał patykiem w popiole opierając się na łokciu. Oddychał ciężko. Widać było, że całe to wiedźmińskie ubranie dawało mu w kość. 

-Jak ty w tym wytrzymujesz?-Zlustrowałam ubranie wzrokiem i wskazałam na nie ruchem głowy.
-Hm...Przyzwyczaiłem się.-Stwierdził po chwili.
-Kumam.-Wstałam powoli i otrzepałam się z kurzu. Gorące powietrze wciąż udawało żula i stało w miejscu. Pozostawiało po sobie tylko malutkie fałdy powietrza falujące, kiedy spojrzałeś na coś odległego. Przymknęłam oczy i pociągnęłam nosem podnosząc ogon wysoko w górę. Na moje szczęście, do mojego nosa dostał się mój najlepszy kumpel - Pyłek trawy, lipy, albo brzozy i wywołał głośne kichnięcie.
-Na zdrowie.-Powiedział wiedźmin rysując na piasku Wiedźmiński znak cechowy.
-Dzięki-Powiedziałam powstrzymując kolejne kichnięcie. Potarłam nos i zaczęłam przyglądać się małym punkcikom nieopodal terenów watahy. Wilki, które zauważyłam poruszały się jak łowcy cierpliwie czyhający na swoją ofiarę. Kamuflowały się one pod osłoną drzew dębowych rosnących nad niewielkim, charakterystycznym jeziorkiem w kształcie...Ekhem, chyba można się domyślić czego. Można się też domyślać, dlaczego nie pływa tam niemal żadna wadera...Nie ważne. Niebo było niemal zupełnie bezchmurne. Pojedyncze obłoczki pojawiły się dopiero po chwili, nieopodal góry, na której mieszka Shimasani.
-Co robisz?-Zapytał nagle mój towarzysz.
-Obliczam przezroczystość powietrza, wiesz? OBSERWUJĘ!-Odparłam nie tracąc dwóch wilków z oczu.-Chyba będę już iść. Szukają mnie wilki z watahy. Szuka mnie konkretnie Toma i Cation. Może się kiedyś spotkamy. Pa!
Pobiegłam do watahy. Powietrze miało ok. czterdziestu stopni i było naprawdę upalnie. Nagle Toma zawołał coś do mojego ojca i pobiegli w moją stronę. Wytłumaczyłam im wszystko od początku do końca pomijając temat wizyty u Shimasani i pobiegłam do swojej jaskini. Było w niej tak chłodno i cieniście, że znów położyłam się i walnęłam w kimono aż do samego popołudnia.

Ilość Słów: 1205

5 komentarzy:

  1. Jak komuś nie chcem się czytać bo liczył na opko z 100 wyrazami, to oto skrót:
    Uraza dostaje od wadery o imieniu Shimasani propozycję poślubienia Nyatiego - Syna Shimasani. Uraza urażona oddala tą propozycję i wraca na tereny WNZ. Po drodze spotyka swojego znajomego, który jest wiedźminem. Uraza razem z Geraltem, wiedźminem robią ognisko, podczas którego Uraza zostaje zaatakowana przez strzygę pod nieobecność Geralta. Po powrocie wiedźmina chwilę rozmawiają, po czym idą spać. Uraza budzi się późno i dostrzega swojego ojca i Tomę, którzy jej szukają. Opowiadanie kończy się powrotem do swojej jaskini i ponownym zaśnięciem w niej.

    I jeszcze tłumaczenie kilku imion i nazw:
    Akiki - Jako rośliny w opowiadaniu nazwane przez Urazę "gejowskimi jałowcami" oznaczą po prostu Rubin.
    Shimasani - Staruszka proponująca Urazie poślubienie jej syna. Znaki na jej ciele świecą na różne kolory, w zależności od odczuć.
    Nyati - Syn Shimasani
    Wiedźmin - Osoba, która przeszła mutację zmieniającą ludzkie oczy w kocie. Mutację przeżywają maksymalnie cztery osoby na 10. Odbiera on zlecenia na zabijanie potworów. Mają dwa miecze - Na ludzi i na potwory...
    Strzyga - Dziecko, które umarło przez klątwę tuż po urodzeniu się. Po jakimś czasie jednak dziecko ożywa i staje się strzygą.
    Trupojad - Potwór jedzący różne części stworzeń (Mózgi, jelita etc.)
    Technika 4-7-8 - Technika szybkiego zasypiania opierająca się na wdychaniu powietrza przez 4 sekundy, trzymanie go w płucach przez 7 sekund i wypuszczanie go ustami przez 8 sekund. (Technika naprawdę działa!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tene wszędzie się wciśnie z komentarzem.
    A więc większych błędów nie widzę, chociaż muszę zwrócić uwagę na brak spacji pomiędzy myślnikiem, a zdaniem wypowiadanym w dialogu. Pozwól, że zacytuję:
    "-O, cześć, Geralt! (...)" Powinno być:
    "- O, cześć, Geralt! (...)"
    Od razu przepraszam na czepialstwo, ale krytyka pomaga... podobno. xd

    No a teraz sprawy bardziej miłe, czyli pochwały.
    - Styl pisania. Każdy ma inny styl. Twój podobał mi się i z każdym opowiadaniem podoba coraz bardziej.
    - Długość. No opowiadanie mocno powyżej wymaganej ilości słów. Jedno z dłuższych, jednak bardzo szybko i przyjemnie się je czyta.
    - Fabuła. Napewno inna niż wszystkie. Gratki za pomysł ze strzygą oraz wiedźminem... No i fajnie pokazałaś problem Urazy z zostaniem alfą (Z tego co pisałaś wywnioskowałam, że obowiązki ją przerastają).
    Całość spójna, ładnie wszystko ujęłaś ^^ Życzę pierwszego miejsca ^^

    OdpowiedzUsuń

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!