Co prawda miałam jedną wiewiórkę i to taką, która dzielnie stawiała
opór. Jakoś nie miałam serca, żeby odebrać jej życie. Przecież była taka
słodka... Puszysta, mięciutka... I takie śliczne oczka miała... Szłam
powoli na poszukiwanie Kahira. Bądź co bądź byłam dumna z tego, że
złapałam chociaż jedno zwierzątko. Nareszcie go zobaczyłam.
- Kair!- zawołałam, mając w zębach ogon gryzonia
Widocznie usłyszał, ponieważ odwrócił się w moją stronę. Rozległ się
nieprzyjemny dźwięk ciała uderzającego o drewno, a zaraz potem coś w
stylu "BAM!". Basior leżał na ściółce leśnej. Przynajmniej tyle dobrego,
że podłoże było miękkie od liści oraz martwych roślin. Podbiegłam do
niego, co widocznie nie spodobało się wiewiórce. Zaczęła wiercić się i
piszczeć. Warknęłam coś pod nosem i wypuściłam zwierzaka. Zatrzymałam
się przy samcu.
- Kahir? Nic Ci nie jest?
- Nie, tylko chyba przegrałem...
- Raczej wygrałeś.- odpowiedziałam z uśmiechem
- Przecież nie mam żadnych wiewiórek.- mruknął, wstając
- Ale pewnie miałeś, ja to tylko jedną złapałam, a i tak uciekła. Łowca
ze mnie marny.- zaśmiałam się- No to jaką chcesz nagrodę?
<Kahir? Krótkie wyszło ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!