-Huh? Panią? - zapytałam sama siebie. - Czy ja jestem aż taka stara?
Potrząsnęłam lekko łbem, starając ogarnąć, co się teraz stało. Jakaś wadera mnie potrąciła. Przeprosiła. I nazwała "Panią". Wadera z pewnością była biała z brązowo-błękitnymi miejscami na futrze. Zapewne była jednym z dzieci Amortencji. Cicho westchnęłam i skierowałam się we wcześniej zamierzone miejsce. Dzięki wzgórzu mogłam spokojnie obserwować całą watahę, wraz z prawie wszystkimi jej terenami. Nie musiałam chodzić w tę i we w tę. Z błogim uśmiechem na twarzy zasiadłam na trawie. Moje melancholijne uczucia jednak coś zepsuło. Tym "cosiem", okazały się trzy, nieznane mi (jak i zapewne całej reszcie watahy) wilki. Były o wiele wyższe ode mnie.
-Co to dziecko tu robi? - zapytał jeden z nich, wskazując na mnie. Oczywiście, jak to miałam w zwyczaju mocno się oburzyłam.
-Dziecko? DZIECKO?! - krzyknęłam. Wstałam z ziemi i przywołałam do siebie Elucidatora.
-Tak, dziecinko. Co mi zrobisz? - zapytał, wręcz przesłodzonym tonem.
-Wtargnęliście na tereny Watahy Niebieskiej Zorzy. - zauważyłam. - I jeszcze bezczelnie nazywacie mnie dzieckiem.
-To tu jest jakaś wataha? To temu dzieci się tu bez rodziców błąkają.
Głośno westchnęłam i z niechceniem użyłam Vertical Square.
-Jeśli panowie tacy dorośli są, to niech się panowie stąd wydostaną. Dziecko życzy powodzenia.
-Ej, wypuść nas z tego! - krzyknął jeden z nich.
-Przykro mi, jestem dzieckiem. Nie potrafię. - odparłam i wzruszyłam ramionami, po czym skierowałam się na tereny bliższe centrum watahy. Ponownie spotkałam waderę, która nazwała mnie "panią".
-Hej! Hej, poczekaj! - zawołałam. Ta się odwróciła.
-Eee, o co chodzi? - zapytała.
-Po pierwsze - jestem w twoim wieku, więc nie mów do mnie pani. Czuję się wtedy jakaś taka stara. Po drugie - mam na imię Miu.
-Andromeda.
-Andromenda?
-Tak.
-Yup.
<Andromenda?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!