26 lip 2015

Opowiadanie konkursowe Saurona

Dzień zapowiadał się ciekawie. W powietrzu wisiała taka dziwna atmoswera. Wszyscy z watahy zachowywali się jakoś... Inaczej. Tylko ja, taki odprężony...
- Awww...- pomrukiwałem co chwilę, korzystając z chłodnego masażu, którym obdarowywał mnie wodospad.
Dzień ten był wyjątkowo upalny. Wychodząc z wodospadu, otrzepałem się. Małe, błyszczące w słońcu kropelki wody zleciały na suchy jak wióry trawnik. Nie było mi na razie aż tak gorąco. Pff... NA RAZIE...
Idąc przez drogę, potknąłem się o wystający korzeń drzewa. Nagle jakiś mechanizm otworzył dość duże wejście do drzewa. Oczywiście nie chciało mi się tam wchodzić, więc tylko popatrzyłem. Gdy już miałem iść dalej, poślizgnąłem się, a część podłoża, ułożyła się w "rampę" idącą w dół. Wleciałem do środka drzewa.
***
Spadałem tak przez dobrą chwilę. W końcu koniec ten "kolejki". Trafiłem w bardzo dziwne miejsce. Nagle poczułem, że coś z tyłu łapie mnie za łapy. To była straż. Czyli trafiłem do jakiegoś więzienia. Nim się obejrzałem, wsadzono mnie niesłusznie do celi.
W kącie siedział... Ktoś. Palił papierosa i szeroko się uśmiechał. Miał pełno ran i blizn.
- Witaj, kolego. Jak masz na imię...?- zapytał i zaśmiał się jak psychopata.
- Sauron.- odparłem twardo.
On zaczął głośno się śmiać- jak hiena... Jak szaleniec... Jak.. Jakiś psychopata...
Z innej celi usłyszałem krzyk:
- Yather, zamknij się!
Mój "kolega" z celi odkaszlnął tylko i przestał się śmiać.
- Więc masz na imię Yather, tak?- zapytałem nie tracąc  twardości głosu, choć nie powiem, że trochę zmiękł.
- Owszem.- zakrztusił się przez śmiech, po czym znów zamilkł.
- Za co odsiadujesz?
- Ja? Gha, za cztery zabójstwa, napad na bank.- powiedział zaśmiewając się- a ty?
W tym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. Żałowałem, że o to zapytałem.
- Otóż... Znalazłem się tu zupełnie przypadkiem. Wpadłem tu i... Zakuli mnie w kajdany, a potem wsadzili do celi z Tobą...-mruknąłem wypowiadając ostatnie trzy słowa.
Yather nic nie mówił. Po chwili znów się odezwał:
- A jaką kreaturą jesteś?
- Ja? Magiczny wilk... A ty czym jesteś?
- Kojotem.
-Mhm.
Położyłem się na łóżku, piętrowym. Zająłem górne miejsce. Nie mogłem jednak zasnąć. Popatrzyłem na ściany. Były na nich narysowane kreski... Dużo kresek. Wszystkie poskreślane, ale to typowe, że więźniowie rysują te kreski i liczą ile dni odsiadki im zostało. Jednak ten psychol miał ich niesamowicie dużo.
~Ciekawe, czy facet ma dożywocie~ - zamyśliłem się, po czym powoli zacząłem zasypiać.
***Rano***
- Wstawaj!! - obudziły mnie czyjeś krzyki.
Leniwie podniosłem jedną powiekę, potem drugą. Przeciągnąłem się i spojrzałem na teho kogoś, kto mnie obudził.
Straż? Znowu?
- Czegoo...?- powiedziałem, przy czym mocno ziewnąłem.
- Śniadanie!- krzyknęli twardo.
Nim się obejrzałem, byłem przebrany w pomarańczowy, więzienny strój. Straż zaprowadziła mnie do stołówki. Dawali tam ohydne jedzenie. Wcale nie dało się tego jeść. Ale... Jak mus, to mus-musiałem to zjeść, bo umierałem z głodu.
Zauważyłem jak Yather machał do mnie i gestem pokazywał, abym do niego podszedł.
Zasiadłem obok niego do stolika i zacząłem jeść to świństwo.
- Przyzwyczaisz się.- powiedział siedzący naprzeciw mnie ogromny  byk. Jadł to cholerstwo ze smakiem. Aż zebrało mi się na wymioty.
*******
Po zjedzonym posiłku, wszyscy wrócili do swoich cel.
- A wy... Co więźniow ie robicie, aby się... Rozerwać?-zapytałem.
-Różne rzeczy... Niektórzy próbują stąd uciec, inni wyrywają cegły i z nich rzeźbią... Na prawdę różnie.-odparł kojot siedzący obok mnie.
- Ech... Porzeźbię sobie...
Po kilku minutach, skończyłem. Nie mam pojęcia jak udało mi się wyrzeźbić w tak krótkim czasie całkiem ładnego kwiatka.
~Dam go Aberacie~ - pomyślałem.
Siedzieliśmy w tych celach aż do godziny 14:00- pora obiadu.
Na stołówce jakiś dziwny zwierz przyglądał mi się bardzo uważnie. Nie zwracałem na niego uwagi, jednak gdy odnosiłem swój talerz, on szturchnął mnie, a talerz upadł na ziemię i rozbił się.
Popatrzyłem na niego z pogardą.
- Co się tak gapisz, lalusiu?-warknął.
Cała stołówka wydała z siebie słynne "Oooo!".
- Wyzywam Cię na pojedynek, chyba, że jesteś mięczakiem i je odrzucisz. -zaśmiał się.
-Tom, zostaw go w spokoju.-podszedł do mnie kojot, z którym siedziałem w celi.
- Yather, niepotrzebnie się wcinasz. A ty? Tak. Przyjmuję twoje wyzwanie ty wielka góro mięsa.-powiedziałem, zadzierając głowę.
Przeciwnik był ode mnie o wiele bardziej silniejszy, ale podjąłem wyzwanie. Miałem bojowe nastawienie i byłem skupiony teraz tylko na walce, na nim. On zaatakował jako pierwszy. Zamachnął się na mnie i zadrapał bardzo mocno. Z szyi pociekła mi czarno-czerwona krew. Teraz już byłem na maxa wściekły. Rzuciłem się na przeciwnika dotkliwie raniąc mu twarz. On ofepchnął mnie i z ogromną siłą rzucił na ziemię.
- Tylko bardziej się denerwujesz, koteczku.-powiedziałem z to tak, aby zirytować przeciwnika.
Kot wściekł się jeszcze bardziej i miał zamiar na mnie skoczyć, jednak ja wykonałem unik i odgryzłem mu ogon. Przeciwnik jęknął z bólu, a ja miałem czas na zranienie go jeszcze bardziej. Chwyciłem się mocno jego skóry i zacząłem się po nim wspinać. Gdy byłem już na jego karku, mocno go w niego ugryzłem. Mój najmocniejszy ucisk szczęk sprawił, że Tom zaczął się wykrwawiać. W międzyczasie rozszarpałem mu też nogę oraz rękę. Do tego zraniłem mu klatkę piersiową. Wykrwawił się w kilka minut.
Byłem mocno ranny, a kwiatek dla mojej ukochanej, wyrzeźbiony z więziennej cegły-pobity.
Miałem jeszcze trochę czasu na wyrzeźbienie drugiego.
Straż przyszła po mnie. Powiedzieli, że pomylili mnie z kimś innym i niesłusznie zamknęli w celi, więc mnie wypuścili. Pożegnałem się z Yather'em i wyszedłem z więzienia.
Cóż... Blizny pozostają do końca życia, ale za to przeżyłem wspaniałą przygodę.
O dziwo, gdy wyszedłem z tego więzienia, rany zaczęły powoli się goić. Poszedłem do Aberaty i podarowałem jej wyrzeźbionego kwiatka.
-Och, dziękuję Ci mój kochany.-ucałowała mnie. -A skąd te rany?
-Ee, nic ważnego. Teraz muszę już iść, bo jest już późno. Dobranoc kochana.
-Dobranoc.
Wróciłem do swojej jaskini i położyłem się spać.


Ilość Słów: 943

11 komentarzy:

  1. Takie troszkę opko za przeproszeniem do dupy... ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchaj, mam kilka faktów:
      1.Super-Oryginalny pomysł ;)
      2.Śliczna ortografia, nie ma chyba w ogóle błędów.
      3.Całkiem długie i ekspresowo napisane opko ;D

      Usuń
    2. Dzięki za komplementy, ale nie wiem czy komuś jeszcze się spodoba... ;-;

      Usuń
  2. Tene wpada z jakże (nie)ambitnym komentarzem.
    To karcę za:
    - Czasem tam jakieś błędy (typu brak literki, źle postawiona spacja) były, ale prawie całkowicie niewidoczne.

    A chwalę za:
    - Długość, bo długie to ono jest. Aczkolwiek szybko czyta się opowiadanie.
    - Spójność. Wydarzenia są ułożone chronologicznie, zdania bezbłędnie pisane (składnia) i moim zdaniem dobrze wprowadziłaś dialogi.
    - Oryginalność. O ile pewno sporo osób pisałoby o takich typowych walkach z "innorasowcami" polegającymi na zabiciu przeciwnika, inaczej straciłoby się życie lub podupadło na zdrowiu (paczaj opo Prusu), to ty przedstawiłaś walkę więźniów. A jak wiadomo w wielu przypadkach takie walki kończą się interwencją strażników (i tu też odeszłaś od tej reguły). Oryginalne jest również to, że opowiadanie jest o więzieniu.
    - I chwalę za to, że przez ciebie chcę wiedzieć co było dalej... ;-;

    Także ten... Tene życzy miejsca na podium ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pomysł o więzieniu wpadł mi do głowy gdy zaczynałam pisać opo xD

      Usuń
    2. Dobrze, że przed wysłaniem. Bo jakby po,to byłoby po ptokach xD

      Usuń
  3. SUPEROWE! Tylko jedna rzecz - Skoro Rat zabił tego kolesia, to nie powinien trafić do więzienia za morderstwo? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciiii... Pewno ciało kotecka "magicznie" zniknęło XD

      Usuń
  4. Eee... No w sumie... Ale strażnicy ślepi, nie zauważą truchła ogromnego kota XD

    OdpowiedzUsuń

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!