30 lis 2015

Od Kahir'a cd. Elizabeth

Gdy dziewczyna odsunęła się, poczułem promieniujący od niej smutek. Chociaż wydawał mi się sztuczny. Chciałem już coś powiedzieć na poprzednie słowa uzdrowicielki, ale przeszkodziło mi "przedszkole".
Do jaskini wtargnęły małe puszyste szczury... Bleeehhh... wstrętne bachory. Elizabeth zajęła się jedną z małych wader, chyba w sumie jedyną.  Wtedy postanowiłem ulotnić się. Po cichutku ruszyłem w stronę wyjścia....
-Kahir, co się stało? Co Cię ugryzło? - Dopadła mnie blondynka. Chwyciła mnie za rękę, więc się zatrzymałem. Zbierałem myśli, w końcu co powiedzieć? Że nieznoszę tych słodziutkich maluszków? Nahh... mruknąłem pod nosem i zwróciłem głowę ku Beth.
-Nie chcę patrzeć na te brudne wypłosze.
-Wypłosze? Masz na myśli szczeniaki? - Zerknęła na mnie dziwnym wzrokiem. Pewnie dziwne to, że szczeniaki to nie moja bajka. Jednak to historia wymagająca czasu... a nie pere fere przy wyjściu z jaskini.
-WYPŁOSZE?!  Wypraszam sobie! - Usłyszał któryś ze szczeniaków i skrzyczał mnie. Wgryzł mi się w nogawkę. Odruchowo podniosłem nogę, a ten swoimi mlecznymi kłami rozerwał mi spodnie. Tupnąłem mocno w ziemię, wystarczająco by szczeniak się odczepił. Przelotnym wzrokiem zerknąłem na resztę, w tym Elizabeth. Zmieniłem się w skrzydlatego wilczura i odleciałem do swojej jaskini.  Westchnąłem głośno i przypomniało mi się o starym domku, który niegdyś wybudowałem. Po drodze do domku postanowiłem coś upolować. Od rana nic nie przekąsiłem...  Unosząc się nad chmurami wyczułem woń. Był to zapach od dwóch do pięciu zwierzyn które miałem ochotę schrupać. Zacząłem nurkować, tuż przed ziemią wyprostowałem skrzydła i zacząłem ganiać za grubiutką sarenką. Chwyciłem ją za szyję i wgryzłem... Czując świeżą krew wbiłem głębiej swoje kły i powaliłem ją na ziemię. Zwierze jednak nie dało się tak szybko zabić, wierzgało się. Przytrzymując ją poczułem delikatny ruch w brzuchu. Młode...? Przerażenie sarny odbijało się w jej oczach, straciłem koncentrację. Przez co oberwałem z kopyta w żebro, aż odleciałem pod drzewo. Postanowiłem się poddać. Lekko zdenerwowany szybkim ruchem upolowałem zająca.  Zjadłem go z wielką ochotą. Trzymając się za żebro, odleciałem ku staremu domkowi.... Długo nie był sprzątany... po odejściu Tenebris. 

Na następny dzień udałem się do  Frozen Island. Położyłem się na jednej z gór lodowych rozkładając skrzydła, by stykały się z lodem. Przepływał mnie dreszcz, spowodowany zimnem i powolnym zamrażaniem. Co jak co, ale dla mnie było to coś w stylu relaksu.
Nagle poczułem ciepłą łapę na swoim grzbiecie. Odruchowo złożyłem skrzydła i wstałem. Odwracając się ujrzałem Elizabeth.... Nie wzbudzałem radości, ani też smutku. Prosto, głęboko spoglądałem jej w oczy ukazując obojętność.
___________________________
Eliś? Opo o wszystkim i o niczym. Taki nieczuły :c chociaż.. oszczędził sarnę w ciąży! xD
 Będzie ci trudno dokończyć wim :3 Ale pewne jest jedno,
 kiedyś się dowiesz o urazie do szczeniaków xDDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!