Uwielbiałam to uczucie wolności. Oderwania się od rzeczywistości, chwilowego odpoczynku ? Tak... Właśnie tego potrzebowałam... Kazan doleciał aż do mojej jaskini i właśnie tam postawił mnie na ziemię.
- Wejdziesz?- zapytałam.
- No nie wiem.
- No chodź, proszę ! Poza tym miałam to opatrzyć - zaśmiałam się i wskazałam na jego pyszczek.
- No dobrze.
Weszliśmy do środka, Kazan usiadł w rogu jaskini i rozglądał się uważnie. Podeszłam do pułki i wzięłam z niej jałowy wacik oraz spirytus. Niestety tylko to mi zostało, będzie musiał jakoś wytrzymać. Usiadłam naprzeciwko basiora i zmoczyłam watkę alkoholem. Podniosłam łapę by położyć wacik na jego ranie a drugą złapałam go delikatnie za pyszczek. Zanim zdążyłam go dotknąć zmoczonym materiałem, ten zaczął protestować.
- Nie ja wytrzymam - powiedział - Odpuść mi no...
Popatrzyłam na niego i przyłożyłam watę do rany. To była samoistne, to po prostu wyszło samo z siebie. Sama nie wiedziałam dlaczego to robię? Czyżbym pragnęła czyjeś bliskości ? Właśnie dlatego gdy Kazan pisnął podczas odkażania rany, pocałowałam go w pyszczek.
< Kazan ? Emm samo tak chciało... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!