16 lut 2016

Od Dantego - Cd. Idalii

Przytaknąłem jej, chociaż sam nie wiedziałem dokładnie na co i po co. Ulotniła się w iście ekspresowym tempie, znikając w mroku sąsiedniego pokoju. A może bym tak poszedł za nią... Skończyłoby się pewnie krzykiem, lepiej nie ryzykować. Podniosłem się do siadu, nogi stawiając na starej, wysłużonej już podłodze. Drewno skrzypnęło cicho, jakby chciało zganić mnie za nastąpienie na nie. Co i rusz wyczuwałem obecność istot trzecich, szybko przemykających obok budynku. Żałowałem, że nie mogłem odczytać intencji choćby połowy z tamtych stworzeń. Mogły stanowić poważne zagrożenie, tego byłem w stu procentach pewny. Wtedy... Wstałem, podchodząc do niewielkiego stolika. Otworzyłem metalową manierkę, w której zostało jeszcze trochę wody. Używając mocy, uformowałem z cieczy niewielkie ostrze. Ida mnie zabije, pomyślałem. Przeciąłem wierzchnią warstwę skóry, tworząc na niej krwawe runy. Ciemnoczerwona posoka powoli plamiła przedramiona, by upadać na panele. Szeptałem, mogłoby się wydawać, że losowe, słowa w kilku martwych językach. Wachlarz zaklęć ochronnych, wzmacniających i nastu innych, równie przydatnych powinien zapobiec nieprzyjemnościom. Kątem oka widziałem coraz bardziej jasny krąg tworzący się wokół domostwa.
   - Dante... Co ty robisz... Oszalałeś...?- dobiegł mnie zaniepokojony głos
Znaki zaczęły jarzyć się białym światłem. Milczałem, czując okropny ból, ale też ulgę. Skóra powoli zaczęła zasklepiać się, pozostawiając czerwone blizny.
   - Teraz wszystko będzie dobrze.- mruknąłem

<Idaa?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!