Starałam się wstać z ziemi, po pewnym czasie to mi się udało. Popatrzyłam w lewo i ujrzałam Moon.
- Matko święta ! - krzyknęła Sav podbiegając do mnie.
- Ja nie jestem ważna, pomóż mi z Moon.
Popatrzyłam, że dziewczyna się wykrwawia. Podwinęłam łapę do góry tłumiąc pisk i podeszłam do półki. Wzięłam bandaże i nici po czym wróciłam do Moon. Gdy tylko opatrzyłam ją ta się obudziła.
- Moon ?Wszystko dobrze ? - zapytałam.
Ta nie przejęła się sobą tylko wskazała na moją łapę.
- Nic mi nie będzie, mów jak z tobą - zapewniłam ją.
- Jest lepiej, dzięki.
Sama złapała kolejny bandaż i starała się jakoś usztywnić zmasakrowaną łapę.
- Nastaw - powiedziałam cicho.
- Co ? - zapytała.
- Nastaw mi ją inaczej będę musiała ją amputować...
Moon złapała moją łapę i bez ogródek ustawiła ją na właściwym miejscu. Zdusiłam krzyk i pozwoliłam jej dalej działać. Nie mogłam za bardzo chodzić więc nie odprowadziłam ich do wyjścia. Upadłam ze zmęczenia na ziemię i obudziłam się kolejnego dnia. Wstałam leniwie i z bólem poszłam szukać Kazana, powinnam go przeprosić za tą całą szopkę. Nie musiałam długo szukać bo sam mi się napatoczył po drodze. Podbiegłam do niego na trzech łapach i ustałam obok niego.
- Kazan ?
- Czego ty chcesz ? Wyśmiania ? Obrażenia ?
- Chce przeprosić, ja nie powinnam - powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
< Kazan ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!