Wstałem, zdmuchnąłem grzywę i dużym marszem powędrowałem do prześladowców Sav. Złapałem za kamień i zakradłem się do jednego.
Użyłem całej mojej siły i uderzyłem jednego rozwalając mu czaszkę, padł natychmiastowo
-no co jest-zdmuchnąłem kosmyk grzywy-na waderę się rzucać, na faceta dawajcie przebrzydłe kundle-warknąłem
Basiory rzuciły się na mnie, jeden został przy Sav. Jeden okazał się być szybszy i silniejszy. Ten silniejszy trzymał mnie za szyję i trzymał mnie abym sie nie mógł wyrwać, a drugi gotował się na to aby mi przyłożyć kamieniem którym zabiłem ich towarzysza, zarobiłem nieźle w pysk, splunąłem ślinę z krwią. Sav jednak była słabsza od basiora i coś kombinował, jakby chciał się do niej dobrać. Tego co mnie trzymał ugryzłem go w łapę i wywróciłem go na drugą stonę, a ten co trzymał kamień zarobił ode mnie w zęby. Później rzuciłem się tego co był przy Savey, skręciłem mu kark
-wszystko w porządku?-spytałem
Pokiwała głową, dwóch zwijających się z bólu nie mieli nawet siły wstać
-co z nimi zrobimy?-spytała-zabijemy?
-nie bądźmy bezlitośni, puścimy ich wolno...niech to będzie dla nich nauczka-oznajmiłem-no jazda ruszać się-warknąłem na basiorów a ci uciekali gdzie pieprz rośnie
<Savey?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!