Tak jak postanowiłem- nie spałem, tylko czuwałem przy Nifenye aż do samego rana. Ku mojej uciesze już więcej nie zerwała się z krzykiem z powodu jakiegoś koszmaru. A teraz emanowała spokojem i szczęściem, które dla mnie było i widoczne, i odczuwalne. Uśmiechnąłem się, czując słodki smak jej ust oraz jeszcze lepszy dotyk. Mógłbym leżeć z nią tu tak w nieskończoność, napawając się bliskością kochanej osoby, jednak obowiązki też były ważne.
- A dzień dobry.- odparłem wesoło- Pójdziemy na śniadanie do barku, a potem czeka nas dłuugi marsz. Poleż jeszcze, niedługo wrócę.
- Dobrze.- odparła spokojnie
Pokiwałem twierdząco głową, powoli podnosząc się do siadu. Przykryłem dziewczynę cienką kołdrą aż po szyję, choć i tak by nie zmarzła. Po prostu chciałem, by było jej jak najwygodniej, ot taka troska. Wstałem, rozprostowując zastałe przez noc kości. Wolnym krokiem ruszyłem do łazienki, zamykając drzwi. Pomieszczenie nie było spore, raczej średnie, jednak bił od niego luksus trzygwiazdkowego hotelu. Odkręciłem kurek z zimną wodą. Przyjemny szum spadającej cieczy rozległ się po pokoju, kojąc nerwy nadszarpnięte wydarzeniami z ostatnich dni. Patrzyłem się prosto w swoje własne oczy, obraz odbijany przez taflę lustra. Chłopiec... Nie, już mężczyzna o białych włosach... Albinos z krwi i kości. Pieprzony Upadły skazany na klęskę. A jednak pokochał, choć przysiągł, że nigdy tak się nie stanie. Wzrokiem powędrowałem na lewą rękę, gdzie pojawił się czarny tatuaż- pamiątka po Jeźdźcu Apokalipsy, który naznaczył mnie w ten sposób. Skończyłem jako jeden z jego... bliższych. Tak, traktował mnie jak syna i uczynił Upadłym. Jednak nie to było w tym wszystkim najgorsze. Jako persona wyższej rangi musiałem wyrzec się wszystkiego, co związane było z czystością Białych, a te znaki na moim ciele były przypieczętowaniem ślubów. Zacisnąłem palce, aż pobielały w okolicach koniuszków. Ojciec miał prawo żądać ode mnie zapłaty za sprzeciwienie się przysięgom, miał i pewnie to zrobi, a wtedy Nifenye znajdzie się w niebezpieczeństwie. Znów. Przeze mnie. Chyba, że jakimś cudem udałoby mi się udobruchać tego starego demona. Nie, to niewykonalne. Chaotycznym ruchem ochlapałem twarz wodą, próbując opanować natłok myśli. Powtarzałem tą czynność jeszcze kilka razy. Uspokoiłem się dopiero wtedy, kiedy usłyszałem pukanie oraz cichutki głosik Nif.
- Hae... Wszystko w porządku?- zapytała, spoglądając na mnie przez uchylone drzwi
Chwyciłem aksamitny ręcznik, wycierając mokrą buzię. Zawiesiłem go na miejsce, uśmiechając się lekko.
- W jak najlepszym.- odparłem
Nie było to prawdą, jednak nie chciałem martwić ciemnowłosej kruszynki.
- Na pewno?
Tym razem ograniczyłem się do pokiwania głową. Podszedłem do niej, szerzej otwierając wrota. Od razu oddałem się pokusie i przytuliłem Nifcię. Była słodka, wspaniała... Kochałem ją, to pewne. I nie oddałbym jej nikomu, nigdy. A jednak ojciec... Zacząłem gładzić aksamitne włosy dziewczyny. To dzięki niej się uspokajałem.
- Na pewno.- szepnąłem czule- Mam ciebie, dlatego wszystko jest dobrze.
<Nifciu? Przepraszam za brak spójności, godzina 2:00, jak kończę pisać :')>
- A dzień dobry.- odparłem wesoło- Pójdziemy na śniadanie do barku, a potem czeka nas dłuugi marsz. Poleż jeszcze, niedługo wrócę.
- Dobrze.- odparła spokojnie
Pokiwałem twierdząco głową, powoli podnosząc się do siadu. Przykryłem dziewczynę cienką kołdrą aż po szyję, choć i tak by nie zmarzła. Po prostu chciałem, by było jej jak najwygodniej, ot taka troska. Wstałem, rozprostowując zastałe przez noc kości. Wolnym krokiem ruszyłem do łazienki, zamykając drzwi. Pomieszczenie nie było spore, raczej średnie, jednak bił od niego luksus trzygwiazdkowego hotelu. Odkręciłem kurek z zimną wodą. Przyjemny szum spadającej cieczy rozległ się po pokoju, kojąc nerwy nadszarpnięte wydarzeniami z ostatnich dni. Patrzyłem się prosto w swoje własne oczy, obraz odbijany przez taflę lustra. Chłopiec... Nie, już mężczyzna o białych włosach... Albinos z krwi i kości. Pieprzony Upadły skazany na klęskę. A jednak pokochał, choć przysiągł, że nigdy tak się nie stanie. Wzrokiem powędrowałem na lewą rękę, gdzie pojawił się czarny tatuaż- pamiątka po Jeźdźcu Apokalipsy, który naznaczył mnie w ten sposób. Skończyłem jako jeden z jego... bliższych. Tak, traktował mnie jak syna i uczynił Upadłym. Jednak nie to było w tym wszystkim najgorsze. Jako persona wyższej rangi musiałem wyrzec się wszystkiego, co związane było z czystością Białych, a te znaki na moim ciele były przypieczętowaniem ślubów. Zacisnąłem palce, aż pobielały w okolicach koniuszków. Ojciec miał prawo żądać ode mnie zapłaty za sprzeciwienie się przysięgom, miał i pewnie to zrobi, a wtedy Nifenye znajdzie się w niebezpieczeństwie. Znów. Przeze mnie. Chyba, że jakimś cudem udałoby mi się udobruchać tego starego demona. Nie, to niewykonalne. Chaotycznym ruchem ochlapałem twarz wodą, próbując opanować natłok myśli. Powtarzałem tą czynność jeszcze kilka razy. Uspokoiłem się dopiero wtedy, kiedy usłyszałem pukanie oraz cichutki głosik Nif.
- Hae... Wszystko w porządku?- zapytała, spoglądając na mnie przez uchylone drzwi
Chwyciłem aksamitny ręcznik, wycierając mokrą buzię. Zawiesiłem go na miejsce, uśmiechając się lekko.
- W jak najlepszym.- odparłem
Nie było to prawdą, jednak nie chciałem martwić ciemnowłosej kruszynki.
- Na pewno?
Tym razem ograniczyłem się do pokiwania głową. Podszedłem do niej, szerzej otwierając wrota. Od razu oddałem się pokusie i przytuliłem Nifcię. Była słodka, wspaniała... Kochałem ją, to pewne. I nie oddałbym jej nikomu, nigdy. A jednak ojciec... Zacząłem gładzić aksamitne włosy dziewczyny. To dzięki niej się uspokajałem.
- Na pewno.- szepnąłem czule- Mam ciebie, dlatego wszystko jest dobrze.
<Nifciu? Przepraszam za brak spójności, godzina 2:00, jak kończę pisać :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!