Gdy usłyszałem pierwsze pianie koguta, otworzyłem oczy, zerwałem się na równe nogi, to już ten dzień.Tak słynny królobójca stanie do walki.
Zrobiłem wszystko co na początku dziennym, czyli umyć się i zjeść coś.
Po czym ruszyłem do alfy, aby dowiedzieć się kto to będzie za pechowiec który stanie ze mną do walki
-Tak to będzie Savey- mruknęła
Myślałem że, to będzie basior ale ok. Alfa zaprowadziła mnie do sali dla zawodników, tam spotkałem Savey, zjechałem ją lodowatym wzrokiem, ale i za równo łagodnym. Uraza zaprowadziła mnie do zbrojowni, było tam mnóstwo zbroi, różnego rodzaju. Założyłem pancerz, no coś w rodzaju lekki i ciężki. Zmieniłem się w człowieka, złapałem za miecz, sztylety schowałem do cholewy, po czym wyszedłem ze zbrojowni z pełną dumą.
-Gotowa?-spytałem Savey
Dziewczyna kiwnęła głową. Wprowadzono nas na arenę, nagle Usłyszałem głos Urazy jak mówi do mikrofonu
-DRODZY MOI... dziś wielki dzień, dzień walki!!!. A oto na Arenie, stanął do walki... Savey znana ze swojego spokojnego charakteru i chętna do pomocy, zmierzy się z bez względnym Królobójcą Exanem!!!
Usłyszałem Wielki wiwat, była tu praktycznie cała wataha. Wiwaty ucichły.
Czułem ich wzrok, więc postanowiłem tego nie spieprzyć, chwyciłem za miecz, wziąłem głęboki oddech i biegłem ku Savey. Dziewczyna cofnęła się, ciąłem gładko celując w szyję. Savey uchyliła się i podcięła mi nogi.
I rzuciła się na mnie, przeturlałem się obok i ja również podciąłem ją.
Ciąłem kolejny raz w jej nogi, aby nie mogła wstać, lecz jednym kopniakiem wytrąciła mi miecz i rzuciła się na mnie ze sztyletem raniąc mnie po rękach, wiedziałem w jej oczach, że nie było to umyślnie. Wyciągnąłem sztylet z cholewy i zepchnąłem ją z siebie, ciąłem sztyletem w jej szyję, uchybiłem ale korzystając z okazji, wbiłem go w udo Savey. Krzyknęła z bólu po czym odepchnąłem ją siłą woli. Złapałem za miecz i podszedłem do niej, ta zwijała się... jednak postanowiłem darować jej życie. Zabrzmiał dzwon, i to był koniec walki
-dziękuję, za darowanie życia- puściła mi oczko
Odwzajemniłem to uśmiechem i schowałem miecz. Weszliśmy do sali zawodników, Savey usiadła i próbowała zająć się raną w udzie
-trzymasz się dobrze?-spytałem
Pokiwała głową
-a z tobą
Zaśmiałem się
-nie takie rany miałem- usiadłem obok niej
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!