Był jak rzep, który wplątywał się w sierść i nie chciał puścić za żadną cenę. Jednak... Przyznaję, że tak trochę brakowało mi jego humorków. Zdążyłam się do nich przyzwyczaić i ogólnie to do całego Kahir'a. Jednak przez cały czas trwania rozłąki skupiałam się na innych obiektach, żeby tylko zapomnieć o reszcie świata i... różnych incydentach już na początku mojego pobytu w watasze. Odgoniłam namolne rumieńce, które chciały wedrzeć mi się na pyszczek, jeszcze tylko ich tu brakowało. Kątem oka zerknęłam na towarzyszącego mi osobnika. Ciemna grzywka podskakiwała z każdym jego krokiem, przez co o mało nie wybuchnęłam śmiechem. Ograniczyłam się tylko do nieznacznego uśmiechu i cichego chichotu.
- Co cię tak śmieszy?- zapytał
- No bo... bo...- tu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać
- Boo? Elizo, bo pomyślę, że coś ćpałaś.
- Bo grzywka ci tak skacze... tak góra, dół... góra, d...- wzięłam głębszy wdech, by uspokoić się i jeszcze bardziej nie zbłaźnić w oczach Haki'ego- Idziesz ze mną do miasta? Do jakiejś restauracji? I nie, to nie żadna randka... Raczej... Taki przyjacielski lunch. Co ty na to?
Chociaż... Gdyby to była randka... No, przynajmniej nie miałabym nic przeciwko temu, ale cichutko. Przecież z Kahir'em byliśmy takimi bardziej bliskimi znajomymi. Ponownie wykrzywiłam pyszczek w grymasie uśmiechu.
- Masz trzy sekundy na odpowiedź, inaczej idę sama. Raz... dwa...
<Kahir? Taka tam porażka :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!