Zimno. Dlaczego musi być aż tak zimno?- powtarzałam w myślach- I do tego ten wszechobecny smród... W co ja się wpakowałam... Oparłam głowę o skalną ścianę i jeszcze raz popatrzyłam na gnijące truchło sporego jelenia. Jakoś tak po trzech godzinach siedzenia w tej gigantycznej dziurze odechciało mi się jeść. Co prawda wcześniej (a dokładniej kiedy wyczołgiwałam się spod zwierza) byłam okropnie głodna, więc oddzieliłam kilka pożywniejszych części ciała samca, ale została po nich pustka. Kolejny raz poprawiłam więzy na prowizorycznym usztywnieniu nogi. No cóż... Cudem było to, że upadając z ponad dziesięciu metrów jedynie złamałam nogę i ranę w okolicy brzucha. Większą część siły upadku zabrał na siebie roślinożerca, który zginął na miejscu. Znów mój niewdzięczny mózg przywołał ten gruchot roztrzaskiwanych, łamanych i miażdżonych kości. Znów przywołało to niemiłe wspomnienia z prawie czterech dni wstecz oraz sprzed kilku lat.
- Sauron pewnie nie może usiedzieć na miejscu... Może próbuje mnie odszukać?- zapytałam cicho i uśmiechnęłam się- Cudem będzie, jak ktokolwiek mnie znajdzie.
Podniosłam się za pomocą rąk i przysunęłam bliżej ściany. Ruch ten spotęgował uczucie wszechobecnej pustki, przeraźliwego chłodu. Jednak za to było mi odrobinę wygodniej i miałam jakiekolwiek oparcie. Prawą dłonią lekko docisnęłam ranę, z której powolutku skapywała krew. Sama znajdowałam się w kałuży własnej posoki. Żałosna kobieta skończy żałośnie- pojawiła się kolejna niewesoła myśl- Żałosna kobieta zrani osoby, na których jej zależy. Naprawdę żałosne. Westchnęłam ciężko. Nie miałam w zwyczaju pocieszać siebie, to było bezcelowe. Tylko potęgowałoby głupią nadzieję, która mi pozostała. Zamknęłam oczy. Wolną ręką poprawiłam nieznośne włosy. Już prawie zasypiałam, kiedy usłyszałam znajomy, cienki głosik.
- Mamusia!- mówiła jakaś dziewczynka
Znów uśmiech zagościł na mojej twarzy. Myślałam, że popadam w obłąkanie, że głos jest jedynie dźwiękowym złudzeniem, tworem mojego umysłu. Jak bardzo się myliłam...
- Ana, odsuń się od krawędzi!- warknął basowy głos
- Nie wrzeszcz na nią.- odpowiedziała wadera
- Ana... Sauron... Miu...- wyszeptałam cicho
Rozległo się głośne ŁUP! ŁUP!, kiedy jakieś dwie osoby wylądowały ciężkimi butami na skalnej podłodze. Leniwie otworzyłam oczy. Wysoka dziewczyna szła za moim partnerem. Ten zamiast iść- biegł. Przeskoczył nad trupem jelenia i przytulił mnie. Syknęłam, ale też wykrzywiłam twarz w uśmiechu.
- Rat, idioto! Możesz jej coś uszkodzić.- warknęła Miu
- I tak jestem uszkodzona.- odparłam cicho
Chciałam to powiedzieć głośniej, jednak nie mogłam. Wycieńczony organizm nie zniósłby takiego wysiłku.
<Miu? Sauron?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!