Leżałam w jaskini śpiąc sobie w najlepsze. Było coś około 11... Ale ja kocham spać i normalką jest u mnie to, że wstaję o 12. Jednakże nie zauważyłam małej dziury, która była na "dachu" mojej jaskini. Coś zimnego spadło mi na rozgrzany nos.
Szybko otworzyłam jedno oko, drugie zaś otworzyłam leniwiej. Zauważyłam na moim nosie rozpuszczającą się ns moim nosie. Po chwili-nie było go. Szeroko się uśmiechnęłam i prędko wybiegłam na zewnątrz. Za mną został tylko kurz.
Aww... Nareszcie zima-moja ulubiona pora roku. Wreszcie nie ma żadnego robaka, osy czy choćby ptaka. Nareszcie nie skrzywdzę nikogo. Żadnego owada, ssaka czy też ptaka.
Do tego wychowałam się na Alasce. Zimno to moje drugie imię.
Nie czekając na nic, beztrosko bawiłam się w białym puchu. Jadłam go, dmuchałam w niego, a on w powietrzu tworzył piękne figury.
Nagle przy mniepojawiło się dziwne zwierzę- mieszanka kozła, sarny i konia. Najpierw chciałam go zjeść, ale on co chwilę do mnie przychodził, a gdy próbowałam go zaatakować, robił unik, lub zwiewał. Lecz potem znów przyłaził.
- Co się tak na mnie gapisz jak cielę na malowane wrota? - mruknęłam.
On tylko prychnął i szedł za mną.
Przewróciłam oczami i odparłam:
- Wróć później, teraz chcę odpocząć.
Jak go poprosiłam, tak też zrobił.
Zdumiewające.
Nagle jakiś wilk mnie zauważył i krzyknął:
- Hey!
Czułam za sobą jego kroki...
<Diego? Cutt twym przeciwieństwem XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!