Zastanawiałam się, właściwie dlaczego właściwie wlazłyśmy do tej jaskini. Przecież wiadomo, jakie są smoki. Ach, tak, przecież miałyśmy wziąć to coś na literę „t”. Szkoda tylko, że prawdopodobnie Amor zwinie to sprzed nosa smoka.
Moje przypuszczenia, niestety, okazały się prawdziwe. Gdzieś dwadzieścia metrów dalej, zakryty częściowo górą złota, spał smok. Nie był jakiś specjalnie duży, ale muskularna sylwetka i twarde, rubinowe łuski robiły wrażenie.
- Jesteś pewna, że to ta jaskinia? – wyszeptałam.
- Raczej tak – odparła równie cicho wilczyca, stąpając ostrożnie pośród kosztowności. Ruszyłam za nią, nieprzekonana, że to dobry pomysł. Rozmyślanie przerwało jednak ledwie słyszalne wołanie Amortencji. Ruszyłam w jej stronę i już po chwili dostrzegłam wśród morza złotych monet fragment świecącego przedmiotu. Złota wadera wspięła się na pagórek usypany z kosztowności, chwyciła ową rzecz i… zamarła. Delikatnie obróciłam głowę w lewo.
Mieszkaniec groty górował nad nami, lustrując nas przy okazji wzrokiem.
- Złodzieje? – warknął. – Co tu robicie?
- Chciałyśmy jedynie zabrać tą rzecz i ujść z życiem – wyjaśniłam. – Jeśli chcesz, możemy dać coś na wymianę. Powiedz tylko co.
- Hm… Niedaleko jest wioska, gdzie jeden gospodarz trzyma stado złotych owiec o bardzo delikatnej wełnie. Uszyjcie dla mnie z ich runa szal. Macie na to trzy dni od opuszczenia tej jaskini. Inaczej możecie się tu więcej nie pokazywać. Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Wraz z Amortencją szybko opuściłyśmy grotę.
- Musimy znaleźć coś, czym zapłacimy za wełnę… - zaczęłam.
<Amortencjo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!