Przez tych paręnaście lat nie było dnia, w którym nie powracałby do mnie obraz Nifenye i jej miłości- Haego. Czasami nawet w snach przeżywałam wszystko od nowa- szok, wzruszenie, tęsknotę za utraconą przyjaciółką. A teraz wróciła. Cała i zdrowa. Uśmiechnęłam się pod nosem, na samą myśl o tym, że już nie musiałam zadręczać się myślami o tym, czy waderze udało się przeżyć.
- Też tęskniłam- odparłam cichutko.
Więcej nie byłam w stanie powiedzieć- tylko tamte dwa słowa. Zupełnie tak, jakby nagle odebrano mi dar mowy. Nieznacznie zwiększyłam siłę uścisku, by w najgorszym przypadku nie zdołała mi uciec. Normalnie jak jakaś psychopatka, stalkerka, która dopadła swoją ofiarę. A skoro o ofiarach mowa... Uniosłam głowę, rozglądając się przy tym dookoła. Kogoś ewidentnie tu brakowało. Jak Nifenye, to musiał być też tamten przerośnięty futrzak. Więc dlaczego nie mogłam go wyczuć? Czyżby coś poszło nie tak i... Przełknęłam głośniej ślinę, jak w tych starych, animowanych bajkach dla małych dzieci.
- Nifi...
- Hm?
- Gdzie masz wielkoluda?- zapytałam dość pewnie, ale reszta wypowiedzi była zdecydowanie cicha.- Zawsze się przy tobie pałętał, a teraz jakoś go nie widzę. Czy on...
Ugryzłam się w język. Oj, głupia Moon. Nie powinnam była poruszać takich tematów, jeszcze mogłabym skrzywdzić naszą szamankę.
- Przepraszam- wyszeptałam.- Palnęłam głupotę...
<Nifi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!