Po wyjściu z pokoju Anabel, skierowałam się do kuchni. Usiadłam przy stole, znajdującym się obok okna i, podparłszy głowę rękoma, wyjrzałam na zewnątrz. Księżyc został przysłonięty obłokami, przez co do pomieszczenia wpadało wątłe, srebrne światło.
- Jak to się stało, że znalazła się ranna na terenach watahy, co? - mruknęłam sama do siebie. Nie wiem, po co to robiłam. Przecież nikt ani nic nie odpowie mi na to pytanie, a jasnowłosa dziewczynka nie była zbyt chętna na opowiadanie o sobie. I w sumie jej się nie dziwiłam. Z cichym westchnieniem wstałam z krzesła, po czym cicho je zasunęłam, aby przypadkiem nie zbudzić śpiącej. Ruszyłam do pokoju alchemicznego i zrobiłam mikstury na zapas; w razie, gdyby Ana poczuła się gorzej. Kolejną rzeczą, którą postanowiłam wykonać przed pójściem spać, było znalezienie jakiś ubrań dla dziewczynki. Nie musiałam ich jakoś specjalnie przerabiać, bowiem obydwie byłyśmy drobnej budowy. Zwęziłam jedynie talię oraz pas, i lekko skróciłam parę sukienek. Nie chciałam, aby sięgały jej do kostek. Po ukończeniu pracy weszłam cicho do jej pokoju i zostawiłam ubrania na biurku. Przy okazji wzięłam stamtąd Naimi, która postanowiła zacząć obgryzać drewniane elementy szafy. Wymknęłam się szybko z pomieszczenia, wcześniej nakrywając Anabel kołdrą, którą zrzuciła z siebie przez sen, i ruszyłam do swojej sypialni.
< Ana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!