Zaalarmowany tym, że Rose długo nie wracała, poszedłem za nią. Przekroczywszy linię gęstych zarośli zauważyłem pojedyncze, jasnoczerwone krople krwi, która jeszcze nie zakrzepła. Na trawie zaś były odleżyny i odciśnięte, wilcze kroki, stanowczo zbyt duże jak na waderę. Skoro posoka jeszcze nie zaschła, a podłoże nie wróciło do swojego kształtu, to nie mogli być daleko. Uzyskawszy uprzednio od Zen'a zgodę na pożyczenie Arceusa, wysłałem go na zwiady. Towarzysz basiora latał nad liśćmi drzew, wypatrując samicy. Ja zaś podążałem za pojedynczymi kroplami krwi Rose. Nagle usłyszałem za sobą jakiś szelest, ewidentnie nienależący do leśnego tworu.
- Wiedziałem, że ktoś za nimi pójdzie.. - dobiegł mnie czyiś głos. Odwróciłem się zaciekawiony, przy okazji przyjmując pozę bojową.
- Wiedziałem, że ktoś za nimi pójdzie.. - dobiegł mnie czyiś głos. Odwróciłem się zaciekawiony, przy okazji przyjmując pozę bojową.
- Oj, nie pomyliłeś się. - odparłem, z promiennym uśmiechem, uważnie lustrując wzrokiem zielonowłosego chłopaka. Sięgnął po broń do paska na narzędzia i wymierzył ostrzem sztyletu w moją głowę. Jednym machnięciem dłoni wybiłem ostrze z jego ręki, po czym uderzyłem go z prawego sierpowego. Gościu stracił przytomność, więc, potarłszy pięść, ruszyłem dalej za plamami krwi.
< Rose? Jakieś opisy poproszę :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!