Może chatka nie była pałacem, ale na co komuś coś lepszego. Przecież
liczy się otoczenie. Rzeka, piękne drzewa, wonne kwiaty i zioła. A co
najważniejsze- cisza. Święty spokój, zero innych wilków w pobliżu. Wtedy
coś tak nagle uderzyło do mojej głowy, że przytłumiło ten cały cudny
krajobraz niczym z baśni. Przecież ja (można tak powiedzieć) weszłam jej
na głowę. I to w buciorach obklejonych toną swoich problemów, dziwactw,
kaprysów i co najgorsze- zmiennych humorków. Więc zatrzymałam się wpół
kroku. Czy ja chciałam to zrobić? Nie. Nie miałam zamiaru zakłócać jej
tego... wszystkiego. Co jak nagle no nie wiem... Odkryłabym jakąś moc i
rozwalę pół domu? Nawet nie wiedziałam czego się spodziewać po samej
sobie! Nie miałam zielonego pojęcia o swojej rasie!
-Coś się stało?- zapytała mnie. W sumie się nie dziwiłam, bo sterczałam
jak paragraf 77 w drzwiach i tępo łypałam niebieskimi oczami. Przy
okazji przygryzałam wargę, bo ręka zaczęła mnie jeszcze bardziej
boleć.Wiedziałam, że nie poradziłabym sobie sama. Więc odparłam:
-Nie, nic...- weszłam powoli do środka.- I dziękuję ci... Za pomoc.
(Elandiel?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!